Wydrukuj tę stronę

Jazda z przeszkodami - Croatia Trophy 2007

maj 04, 2007
Dwie wyciągarki mechaniczne, pancerne mosty, dla których niestraszne są uderzenia w skały czy pnie drzew, kilkusetkonne silniki zdolne pracować nawet pod wodą i ponad trzydziestocalowe opony z agresywnym bieżnikiem, którego nie powstydziłby się profesjonalny ciągnik rolniczy. Takie wyposażenie terenówki to niemal standard na rajdzie Croatia Trophy, uważanym za najtrudniejszy rajd przeprawowy w Europie.

Impreza odbywa się co roku, gromadząc na starcie najlepszych kierowców 4x4 z całego kontynentu, którzy przez siedem dni walczą na kilkudziesięciokilometrowych, górskich etapach, zmagając się z rywalami oraz własnymi słabościami. Im cięższe warunki i trudniejsze przeszkody na trasie, tym chętniej w tego rodzaju zawodach startują Polacy, którzy od pewnego czasu w Europie nie mają sobie równych. Liderem naszej tegorocznej reprezentacji (najliczniejszej w obozie) był Dariusz Luberda mający na swym koncie m.in. zwycięstwo w roku 2005 w Pucharze Europy 4x4, a także wygraną ubiegłorocznej "Croatii", która w efekcie padającego przez wiele dni deszczu i panujących niskich temperatur stała się prawdziwą walką o przetrwanie.

Oprócz Luberdy, startującego 345-konnym Jeepem Wranglerem 5.7 V8, w Chorwacji stawił się Zbigniew Popielarczyk, który przygotował do walki pojazd własnej konstrukcji umownie zwany UAZ-em. Artur Kołodziej zasiadł za sterami Tomcata zbudowanego na podzespołach Land Rovera, natomiast Mariusz Kulak wybrał miniaturową - porównując choćby do pary gigantycznych Unimogów z Niemiec - Suzuki Jimny, którą zamierzał utrzeć nosa dużo większym rywalom. Jakby Polaków było mało, w rajdzie wystartowały jeszcze trzy nasze zespoły na quadach z Jackiem Bujańskim na czele - dwukrotnym zwycięzcą wcześniejszych edycji "Croatii" w klasie ATV. Cel był jeden: potwierdzić supremację Polski w off-roadowym świecie Europy.

Rajd zgodnie z oczekiwaniami rozpoczął się od prowadzenia Luberdy, któremu partnerował jego etatowy pilot Szymon Polak. Jedynym rywalem, który dotrzymywał kroku naszym championom, był kierowca z Belgii - Mark Eykens startujący Toyotą Land Cruiser. Kilkudziesięciokilometrowe etapy prowadzące przez rzadko uczęszczane przez turystów, górzyste rejony Chorwacji byłyby wymarzonym sprawdzianem dla twardych off-roaderów, gdyby nie beztroska organizatorów, którzy ewidentnie nie przyłożyli się w tym roku do właściwego przygotowania imprezy. Już na jednym z pierwszych etapów zdarzyło się, że najszybsi zawodnicy dotarli do mety, której... nie było, bo sędziowie zamarudzili po drodze. Innym razem organizator zapomniał ustawić na trasie znaki, według których zawodnicy mieli się kierować. Wbrew przeciwnościom losu do połowy rajdu na prowadzeniu niezmiennie trwał duet Luberda - Polak, któremu na szóstym etapie powinęła się jednak noga. Urwany drążek Panharda sprawił, że nasi zawodnicy musieli się pożegnać z marzeniami o dublecie chorwackich wiktorii. Dla kibiców Polaków była jednak pewna pociecha - na prowadzeniu znalazł się bowiem... inny polski duet: Zbigniew Popielarczyk i Maciej Tarnowski. Załoga UAZ-a prowadziła w oficjalnej klasyfikacji rajdu jeszcze po zakończeniu przedostatniego etapu. Rankiem dnia następnego, tuż przed startem do finałowego etapu, ze zdziwieniem odkryła jednak, że została przesunięta na... 9. lokatę. Był to efekt kontrowersyjnej decyzji sędziów, którzy wbrew regulaminowi ukarali Polaków za dyskusyjne przewinienie sprzed kilku dni. Na znak protestu wszyscy nasi zawodnicy wycofali się z rajdu i wrócili do Polski. Decyzja ta i tak nie pozbawiła zwycięstwa Jacka Bujańskiego i Krzysztofa Kretkiewicza, którzy pomimo kary czasowej za bojkot ostatniego etapu utrzymali prowadzenie w klasyfikacji quadów. Croatię Trophy 2007 wygrała ostatecznie wspomniana załoga z Belgii. Wysokość frekwencji Polaków na starcie kolejnej "Chorwacji" stoi teraz pod dużym znakiem zapytania...

text i foto: Arek Kwiecień / Sigma Pro

Artykuł opublikowany na portalu Gazeta.pl.