Show must go on... - Croatia Trophy 2004

To miało być najważniejsze wydarzenie tegorocznego sezonu off–roadowego w Europie. Croatia Trophy od kilku lat jak magnes przyciąga najlepszych, dysponujących najlepiej przygotowanym sprzętem kierowców z wielu państw świata. Na rajdowe święto położył się jednak cień żałoby. Niemal na początku rajdu, na trasie zginął tragicznie Niemiec Frieder Schwarz – legendarna postać off–roadu.

Nieszczęśliwy wypadek miał miejsce niemal na ostatnich metrach pierwszego etapu rajdu. Stromy zjazd w lesie, pomiędzy gęsto rosnącymi drzewami był jednym z wielu, z jakimi w tym dniu zmagali się zawodnicy. Większość z nich asekurowała się w tym miejscu liną tylnej wyciągarki, na której spuszczali w dół samochód. Ci bardziej doświadczeni korzystali z owiniętej wokół drzewa taśmy obsługiwanej przez pilota – wystarczyło ją ostrożnie popuszczać, aby auto znalazło się bezpiecznie na dole. Stąd widać był już linię mety... Samochód Schwarza – potężny Ford Bronco – okazał się zbyt ciężki, aby asekuracja na taśmie była dla niego wystarczająca. Auto zaczęło się staczać, a następnie koziołkować, w pewnym momencie przygniatając swego kierowcę, który – niestety – wbrew przepisom nie był przypięty pasami. Po wypadku ranny zawodnik został przewieziony do szpitala, gdzie mimo starań lekarzy zmarł.

Zdarzenie to – przykro mówić – było niestety najważniejszym wydarzeniem rajdu. Gdy wiadomość o śmierci Friedricha Schwarza dotarła do wielosetosobowego, gwarnego i wesołego dotąd obozu, natychmiast umilkły rozmowy i zaprzestano prac przy samochodach. Dla wielu znajdujących się w nim ludzi Schwarz był osobą, dzięki której rozpoczęli swą przygodę z off–roadem. Mnóstwo aut posiadało naklejkę z napisami „Offrotec–Locker” i „Kfz–Schwarz” – jego powszechnie znanych w Europie firm zajmujących się tuningiem aut terenowych. Wieczorem tego dnia na spontanicznym zebraniu kierowców zapadła decyzja o przerwaniu zawodów.

Następnego dnia na oficjalnym już spotkaniu wszystkich zawodników organizatorzy rajdu, dla których śmierć Schwarza również była ogromnym wstrząsem, poinformowali, iż odwołanie tej edycji rajdu – wobec licznych zobowiązań i ogromnej konkurencji – niestety byłoby równoznaczne z końcem Croatii Trophy – dzieła, którego współtwórcą był Frieder Schwarz. Wiadomość ta przekonała cześć zawodników do pozostania w Chorwacji. Mimo to blisko połowa załóg, w tym trzy ekipy polskie, podjęły decyzję o powrocie do domu. Wszyscy obiecali jednak powrócić do Chorwacji na kolejny rajd w przyszłym roku.

Po jednodniowej przerwie, którą powzięto ze względu na żałobę, rajd rozpoczął się od nowa. Wcześniejsze rezultaty (prologu i pierwszego etapu) anulowano, choć warto w tym miejscu podkreślić dobrą dotychczasową postawę Polaków, którzy w tym roku wymieniani byli w gronie ścisłych faworytów do zwycięstwa. Na prologu – krótkim, kamienistym etapie, którego najpoważniejszą przeszkodą był ogromny parów o bardzo stromych ścianach – wszystkie nasze załogi zajęły miejsca w pierwszej dziesiątce. Stromizny parowu z rozpędu pokonali tylko nieliczni, w tym czerwony Jeep Dariusza Luberdy i Szymona Polaka (2. miejsce) i czarny Roberta Muchy i Mariusza Gwizdowskiego (3. miejsce). A także zielony Ford Bronco Friedricha Schwarza... Pozostała polska załoga – Wojciech Polowiec i Paweł Przybyłowski (9. miejsce) – straciła w tym miejscu kilka cennych chwil, wyciągając swego Wranglera na linie. Równie dobrze szło Polakom na tragicznie zakończonym etapie pierwszym. Auta Luberdy i Polowca jechały w awangardzie zawodników i tylko Mucha z Gwizdowskim zmuszeni byli zmagać się z awariami – najpierw sprzęgła, a później wyciągarki.

Rajd, który kontynuowała okrojona już liczba załóg, był nie mniej trudny niż na początku. Dwadzieścia pięć aut stoczyło walkę o zwycięstwo, nie zapominając przy tym o wzajemnej pomocy. Najbardziej wymagający okazała się etap finałowy, który po rocznej przerwie, zdecydowano się rozegrać w nocy. Wielu załogom udało się go pokonać już po dwu – trzech godzinach, jednak byli i tacy, którzy na mecie meldowali się około południa. Uznanie obserwatorów budziła grupa czterech quadów, których kierowcy z Niemiec solidarnie sobie pomagając, w komplecie dotarli – niemal z jednakowymi czasami! – do mety rajdu. Oficjalnym zwycięzcą Croatii Trophy 2004 ogłoszono jednak Rene Kohlera startującego Kawasaki Prairie. Wśród załóg samochodowych najlepszy czas uzyskali ostatecznie Holendrzy Simon van der Velde i Peter Arends startujący jaskrawopomarańczowym Land Roverem Defender. Niemal czterokrotnie więcej czasu na pokonanie tej samej trasy potrzebowali, jadący identycznym autem, Izraelici – Nisim Baba i Hezi Betzalel. Dla nich, tak jak i dla reszty załóg, to nie zwycięstwo i nagrody w postaci wyciągarek Ramsey były najważniejsze, ale sam fakt uczestnictwa w rajdzie i dotarcia do mety. „Off–road to tylko zabawa” – mówił przed rokiem Frieder Schwarz, gdy przyszedł pogawędzić i wypić piwo przy ognisku rozpalonym w obozie Polaków. Zabawa ta kosztowała go zbyt wysoką cenę.

text i foto: Arek Kwiecień / Sigma Pro

PolowiecWojciech Polowiec, zdobywca 9. miejsca na Croatii Trophy 2003:
Nie potrafię wyrazić żalu z powodu tego, co się stało. Frieder Schwarz był moim dobrym znajomym, z którym miałem okazję wielokrotnie się spotykać podczas imprez off–roadowych. Parokrotnie odwiedzał Polskę, rywalizowaliśmy na Croatii Trophy i w Malezji na Rainforest Challenge. Miałem również przyjemność uczestniczenia w spotkaniach off–roadowych, na które Fritz zapraszał swoich znajomych do Stetten, gdzie mieszkał. Wielokrotnie odnosiłem wrażenie, że bardzo lubił Polaków. Zawsze korzystał z okazji, by odwiedzić nasz obóz, posiedzieć przy ognisku, pogadać i powspominać. Nierzadko zdarzało mi się korzystać z jego pomocy na trasie rajdu. Był wychowawcą wielu kierowców oraz doskonałym konstruktorem ich maszyn.
Tegoroczna „Chorwacja” mogła skończyć się inaczej, za co mam żal do organizatorów. Polscy zawodnicy wraz z jego najbliższymi przyjaciółmi z Belgii i Holandii postanowili wycofać się z rajdu i dopiero później dowiedzieliśmy się, że odwołanie tej edycji Croatii Trophy oznaczałoby koniec tych zawodów. A tego Fritz na pewno by sobie nie życzył. Szkoda, że tak się skończyło. Mam wielką nadzieję powrócić na Chorwację w przyszłym roku.

Artykuł opublikowany w czasopiśmie "Giełda Samochodowa", nr 39/2004 (898) z dnia: 18 maja 2004 roku.