VIII Bałtowskie Bezdroża 2013 - czy leci z nami pilot?

Tegoroczny, wiosenny wyjazd na rajd do Bałtowa to z całą pewnością "pieniądze wyrzucone w błoto". Jednak w tym przypadku takie określenie będzie sporym komplementem. Błoto, błoto, błoto i jeszcze raz? Błoto! Każda z tras (przez słowo "każda" rozumiana jest również trasa dla klasy turystyk) obfitowała w prawdziwe, terenowe niespodzianki. Swoista pobudka z zimowego letargu dla wszystkich wyposzczonych off-roaderów. Wśród zawodników chyba żaden nie ośmieliłby się stwierdzić, że w ten weekend zabrakło mu adrenaliny, wrażeń i przemoczonych ubrań. Zacznijmy  jednak od początku...

Bałtowskie Bezdroża swój początek miały na piątkowym prologu o długości 500 m. Tam też ustalono kolejność startową do etapu nocnego, który rozpoczął się o godzinie 18:00. W zależności od klasy (Turystyk, Turystyk Wyczyn, Adventure, Extreme) zawodnicy mieli do pokonania 3 odcinki specjalne. Najtrudniejsze okazały się trasy dla Extreme o wdzięcznych nazwach "Małpi Gaj" oraz "Górski Rollercoaster". Małpi Gaj to przeprawa błotna po czymś w rodzaju rzeki, bagna, a także leśnego zagajnika. Natomiast Rollercoaster to nic innego jak zjazd głową w dół po stromym zboczu góry. Zadanie trudne do wykonania w dzień, a co dopiero po zmroku. Tym bardziej, że słuchy chodziły o 7 rolkach z edycji jesiennej i zerwanych linach od wyciągarek...

Sobota to 10 godzin prawdziwej adrenaliny. Ostatni OS z etapu nocnego stał się numerem jeden dla Extreme. I nie po raz pierwszy zresztą okazało się, że czynnikiem decydującym o sukcesie załogi jest... PILOT! Pilot i to z żelazną kondycją od samego rana. Wybieganie na strome zbocze z liną od wyciągarki było dopiero rozgrzewką. W tym miejscu należałoby sprostować, że nie tylko wybieganie, ale również: wdrapywanie, wychodzenie na kolanach, czołganie, wypełzanie lub podciąganie na części tylnej swego ciała także dawały niezłe efekty. Każda z klas jechała nieco inną trasą, dopiero na OS6 klasy Extreme i Adventure jechały praktycznie tuż obok siebie.

Przenieśmy się na chwilę na odcinki przeznaczone dla klasy Adventure. Próby nr 2 i 3 mieszczące się w niedalekich odległościach, niepozornie określone jako "Kanał Pijanego Sołtysa" oraz "Mały Staw" okazały się ostatnimi dla wielu drużyn. Na pierwszy rzut oka starorzecze wyglądało dość "tradycyjnie". Trochę wody, trochę błota i mały zagajnik drzew. Dopiero po sygnale do odjazdu można było się przekonać, jak podchwytliwy stał się ten odcinek. Po kilku metrach prawie każda z załóg musiała się rozdzielić – dla pilota był to skok do wody. A tej po wiosennych roztopach nie brakowało. W niektórych miejscach kanał był głęboki aż po samą szyję czy - jak kto woli - maskę samochodu. Najciekawszy okazał się "cichy przejazd" dwóch załóg, którym zgasły w wodzie silniki. Cisza, szum wiatru, szum rzeki i pobrzękiwanie lin od wyciągarek. Pełen spokój i opanowanie. W tym momencie za współpracę podziękowało kilka pojazdów. A to był dopiero przedsmak "Małego stawu", który czyhał tuż za rogiem. Tam trasa biegła przez bagnisty zbiornik wody.

Dzięki swojemu położeniu mieliśmy okazję bliżej poznać mieszkańców okolic Bałtowa. I tutaj przyznam, że chylić należy im czoła. Tak przyjaznego i serdecznego klimatu imprezy już dawno nie spotkaliśmy. Połowa, jeśli nie cała wioska przyszła pokibicować. Co tu ukrywać - pływanie w zimnej, wiosennej brei, jaką było połączenie wody, śniegu i błota nie wywierało w nich żadnych, ale to żadnych negatywnych komentarzy. A wręcz przeciwnie: pełne zrozumienie dla ludzkiej pasji jaką jest off-road. Warto o tym wspomnieć, bo zazwyczaj skupiamy się na negatywnych komentarzach, jakie towarzyszą rajdom. A tutaj? Pełna harmonia, a nawet i troska! Dało się słyszeć głosy o tym, dlaczego nie usunięto połamanych drzew ze stawu - byłoby łatwiej dla zawodników, a tak muszą się męczyć! Klimat całej imprezy można było poczuć nie tylko wśród widzów, ale i uczestników. Bez ciśnienia, spokojnie i z uśmiechem na twarzy! Prawdziwy powrót do korzeni polskiego off-roadu... Nie zapominajmy, że niektóre z załóg walczyły bez sprzęgła, bez wyciągarki, bez gazu, bez liny do wyciągarki, bez przedniej szyby...

Kolejne etapy to odcinki specjalne w miejscowości Chałupki. "Kopiec kreta" dla Adv i "Kilimandżaro" dla Extreme. Jednym słowem lub raczej w trzech słowach - zjazdy, podjazdy, trawersy. A to wszystko po to, żeby dostać się na OS 6, którym było połączenie sił obu klas i wjechanie do "Lasu niespodzianek". Przed tym odcinkiem mieliśmy okazję spotkać klasy turystyczne. Pomyliłby się ten, kto uznałby, że jak turystyk to tylko zwiedzanie okolicznych wiosek. Trasy były "tłuste"... Wiosna i nagłe ocieplenie dało popalić nawet tym najmniej wprawionym w terenie. Liny, łopaty poszły w ruch. Jak określić "Las niespodzianek"? Chciałoby się stwierdzić – błoto wciąga!

Finałowy podjazd i trawers nad rzeką stał się spektakularnym zakończeniem rajdu.
Dość mocny akcent nie tylko dla samych uczestników, którzy mieli okazję ostatni raz przejechać po korycie rzeki, ale również i dla widzów, którzy staczali się ze zbocza wprost do wody. Wysiłki zostały wynagrodzone, bo faktycznie było na co popatrzeć! Niestety do tej próby dotrwało już niewielu. Najlepsi, czyli Artur Owczarek i Roman Popławski swoim Black Tankiem pokonali sobotnią trasę w 1 godzinę i 23 minuty - całkiem przyzwoity wynik, jeśli pulą było całe 10 godzin. Minutę za nimi na mecie pojawili się Marcin Małolepszy oraz Łukasz Kożuchowski.

W klasyfikacji generalnej w klasie Adventure zwyciężyli Mariusz Piętka i Krzysztof Piętka. II miejsce Fryderyk Głowacki i Łukasz Szczupak, a za nimi Tomasz Stokłosa oraz Karol Trzebny.

W Extreme zwycięzcami zostali Artur Owczarek oraz Roman Popławski. Za nimi na podium stanęli Mariusz Niemiec "Misio" oraz Karol Obrał. A na III miejscu Marcin Małolepszy i Łukasz Kożuchowski.

W klasie Turystyk Wyczyn I miejsce Irek Kuras i Maciek Meszek. II miejsce Grzegorz Zachara i Aleksandra Zachara, III miejsce Krzysztof Karwowski i Tomasz Stępień. Warto nadmienić, że trasa dla tej klasy faktycznie okazała się wyczynowa.

W klasie Turystyk I miejsce przypadło Olafowi Chłopek i Monice Chłopek. Za nimi stanął Łukasz Kowalski i Mirosław Tymiński. III miejsce Stanisław Kajdy i Hubert Dzianok.

Patrząc na frekwencję wiosennej edycji Bałtowskich Bezdroży, można uznać, że ostatnio modny "kryzys" off-roadu na szczęście nie dotyczy. Lista rezerwowa pękała w szwach, a frekwencja sprawiała, że podczas imprezy na zakończenie rajdu nie było gdzie usiąść. To co warto podkreślić, to wspaniały klimat. Nie bylibyśmy jednak sobą, gdyby nie wspomnieć o kolejkach do OESów. To chyba jedyna taka nasza uwaga. Niektórzy z zawodników tracili zimną krew, czekając na swoją kolej. Niestety tereny do jazdy są ograniczone, więc nie pozostaje nic innego jak uzbroić się w cierpliwość. Będzie ona tym bardziej potrzebna na edycji kolejnej – jesiennej. Dlaczego? Przede wszystkim ze względu na to, że organizator ujawnił, o co będą walczyć zawodnicy edycji październikowej... Nagrodą główną będzie wyjazd w góry Moab w stanie Utah (USA)!

Może warto już wpisać się na listę uczestników?

Text i foto: Dorota Polak / BushTaxi.pl