Wydrukuj tę stronę

Stokrotka niepospolita. Hanna Sobota opowiada o swym starcie w Italian Baja 2012

marzec 27, 2012
Hanna Sobota wróciła z tarczą ze swojego debiutanckiego startu w Pucharze Świata FIA, w którym  zajęła 21. pozycję. Ponieważ gorąco kibicujemy jej zamierzeniom, nie omieszkaliśmy jej spytać o wrażenia ze startu w Italian Baja 2012.

ZOBACZ TAKŻE: Rajdowa Sobota. „Stokrotka” na starcie Italian Baja 2012!

Arek Kwiecień: - Od Twojego występu na Italian Baja 2012 minął już tydzień. Jak z perspektywy czasu oceniasz swój start i wspominasz nowe doświadczenie?

Hanna Sobota: - Emocje rzeczywiście już odpadły. Bardzo cieszę z wyniku, który osiągnęłam, ale mam w sobie bardzo dużo pokory. Wiem, że miejsce, które osiągnęłam, zawdzięczam trochę szczęściu. Przysłużyło nam się to, że jechaliśmy wolno, przez co nie popełniliśmy poważnego błędu. Szaleńczej prędkości na tym rajdzie nie było, ale była za to skuteczna jazda w stronę mety, zakończona powodzeniem, co bardzo mnie cieszy.

- No właśnie, jak się czujesz w roli najlepszego polskiego kierowcy na Italian Baja 2012?

- To oczywiście przypadek! (śmiech) Cały czas będę kłaść nacisk na tę pokorę. Daleko mi jeszcze do dumy i pychy.

- W terenie ścigasz się już od pewnego czasu, ale start w rundzie Pucharu Świata FIA był dla Ciebie zupełnie nowym doświadczeniem. Czy coś Cię na tym rajdzie zdziwiło, bądź zaskoczyło?

- Sądziłam, że w zawodach tak wysokiej rangi wystartuje znacznie więcej załóg, przynajmniej ze sto. Inna sprawa, że na starcie stanęli kierowcy ze światowej czołówki. Dotychczas znałam ich tylko z pierwszych stron gazet, a tu nagle widzę ich przechadzających się obok mojego auta. To było ciekawe uczucie. Rajd był dla mnie bardzo kształcący, bo jeździłem po nawierzchniach, których nie ma w Polsce. Szutry z drobnymi kamykami, kamieniste koryto rzeki to warunki, z którymi dotąd nie miałam do czynienia.

- Czy trudności terenowe były dla Ciebie jakimś wyzwaniem?

- Trudności nie bardzo mnie zaskoczyły, ale wiele się nauczyłam. „Czytania” trasy, jazdy po kamieniach, które wbrew pozorom nie stanowiły twardej nawierzchni, ale zachowaniem przypominały jakby śnieg. Podczas jazdy korytem rzeki zaskoczyło mnie również, jak znakomicie prowadzi się auto przy tak dużej prędkości. Było to niemal niczym jazda po szynach.

- Czy Pajero spełniło pokładane w nim oczekiwania?


- Jestem z niego bardzo zadowolona. Samochód spisywał się znakomicie, nie psuł się, dowiózł nas bez problemu do mety. Bardzo fajnie mi się go prowadzi. Mieliśmy również wspaniały serwis. Mechnicy Mirka Zapletala chodzą jak w szwajcarskim zegarku, są bardzo pomocni, sugerują, co można zmienić, poprawić, by lepiej mi się jechało. Atmosfera w zespole jest rewelacyjna!

- Mówiłaś, że uczysz się auta, a zwłaszcza jego skrzyni sekwencyjnej. Jak oceniasz swoje postępy?

- Muszę powiedzieć, że te parę dni pozwoliły mi zrozumieć, jak ta skrzynia pracuje. Zaczynam się już do niej przyzwyczajać...

- … co widać było po Twoich wynikach. Każdy kolejny przejazd oesu oznaczał znaczny progres czasowy.

-  Rzeczywiście, za drugim razem oesy pokonywałem szybciej. Szczególną frajdę sprawił mi finałowy odcinek w niedzielę. Zaczął się od... awarii interkomu, którą wraz z Maćkiem odkryliśmy jeszcze na starcie. Naprawa nie była możliwa, dlatego do jazdy przystąpiłem niesamowicie skoncentrowana, skupiona na drodze. Wiedziałam, że jestem zdana na siebie. Niektóre fragmenty pokonywałam jak w transie. Przez hałas słyszałam, jak Maciek dopinguje mnie, że świetnie nam się jedzie.

- 80-kilometrowy oes w terenie to spore wyzwanie kondycyjne. Miałaś momenty słabości?

- Zero problemów. Wręcz przeciwnie – ja zwykle powoli się rozkręcam, po godzinie jazdy czułam się dobrze rozgrzana, a tu już trzeba było kończyć. Zresztą w swojej karierze pokonywałam już znacznie dłuższe odcinki.

- Start w rajdzie był dla Ciebie stresujący?

- Nie, nie czułam stresu, choć znajomi, którzy mnie widzieli, mówili mi potem, że chodziłam nieco spięta. Naprawdę nie czułam jednak jakieś wielkiego napięcia, być może dlatego, że miałam świadomość, że przy tak znakomitych kierowcach nie mam o co walczyć, a przyjechałem tu po to, by przede wszystkim trenować, uczyć cię auta i nowych nawierzchni...

- Do tej pory off-road był dla Ciebie rekreacją, ale decydując się na start w rundzie FIA, a w perspektywie mając Dakar, wkroczyłaś w rejony zawodowstwa. Jak Twoją decyzję przyjęła rodzina, znajomi?


- Wszyscy mnie bardzo wspierają. Zwłaszcza rodzina bardzo mnie dopinguje, ciesząc się chyba, że robię coś, czego „zwykłe mamy” nie robią. U mnie w rodzinie zresztą wszyscy są bardzo „sportowi” i doskonale rozumieją, że taka pasja potrafi mocno nakręcić. Synowie i mąż uprawiają windsurfing i kitesurfing, synowie mają ponadto zawodnicze licencje narciarskie. Moja córka Zosia wspina się w skałkach. Wszyscy więc robimy coś dziwnego.

- Czyli mama szykująca się na Dakar zupełnie nie robi na nich wrażenia?

- Nie, w ogóle! (śmiech) Ze strony znajomych i przyjaciół również spotykam się z pełną aprobatą. Z pewnością mogę liczyć na zrozumienie osób, które mnie otaczają. Zauważam jednak, że problemem zaczyna być pogodzenie wszystkich obowiązków – rodzina mnie zrozumie, ale praca   nie będzie już dla mnie tak wyrozumiała. Widzę, że potrzeba będzie trochę wysiłku, by nie obniżyć poziomu w mej profesji.

- Na Italian Baja byłaś jedyną zawodniczką. Jak na Ciebie reagowali pozostali kierowcy?

- W off-roadzie zawsze spotykałam się z pozytywnymi reakcjami. Tu było podobnie. Na mecie wielu zawodników podchodziło do mnie, gratulowało.    
 
- A jak Ci się współpracowało z Maćkiem Martonem, który... chyba jest w wieku Twoich synów?

- Z Maćkiem współpraca układa się wspaniale, mimo że... jest nawet młodszy od mojego najstarszego syna. Ale doceniam jego doświadczenie i zaangażowanie w nasze wspólne przedsięwzięcia. On już zaczynał przygodę z motosportem wtedy, gdy ja się tą dziedziną dopiero zainteresowałam;-) A było to z 10 lat temu... Dlatego ma dużo więcej ode mnie umiejętności i wiedzy. A ja pilnie korzystam z jego uwag. Jesteśmy autentycznie partnerami. I co nie mniej ważne (w sytuacji, gdy wiele godzin spędzamy na małej przestrzeni, w samochodzie) śmiejemy się z tych samych dowcipów;-)

- Pojawiły się już pierwsze informacje na temat przyszłorocznej edycji Dakaru. Ma być bardzo ciężko już od samego startu...

- Rzeczywiście odwrócenie trasy spowoduje prawdopodobnie, że już dwa pierwsze odcinki po starcie w Limie mogą zebrać krwawe żniwo... Słyszałem, że peruwiańskie wydmy są naprawdę przerażające – wielkie, trudne do pokonania. Póki co jeszcze nie stresuję się, bo nie jestem pewna, czy zdołam zebrać budżet na Dakar 2013 czy dopiero 2014. Na pewno zamierzam potrenować jazdę po wydmach w Maroko, być może też w Dubaju.

- A Twój najbliższy start to...

- Baja Carpathia. Znów będę poznawać nową nawierzchnię, z którą nigdy dotąd nie miałam do czynienia.

- Gratulujemy debiutu w Pucharze FIA, życzymy powodzenia i do zobaczenia na kolejnym starcie!


Rozmawiał i foto: Arek Kwiecień

RELACJE Z ITALIAN BAJA 2012: Italian Baja 2012 w blokach startowych | Prolog Italian Baja 2012 – prysznic na rozgrzewkę | Sobota na Italian Baja 2012 – wzloty i upadki | Niedziela na Italian Baja 2012 – nieliczni zwyciężyli

Najnowsze od TERENOWO.PL