Breslau Poland 2015 - etap IV. Superglue w Biedrusku

Po trudnym etapie nocnym czwarty rozdział epopei o nazwie Breslau Poland 2015 zapowiadany był jako sielanka. Na zawodników z klasy Extreme we wtorek czekała trasa o długości 103 km, a z klasy cross-country - 151 km. Poligon w Biedrusku, na który w ostatnim czasie spadło sporo deszczu, skutecznie stawił jednak opór natarciu zawodników.

- Chyba jeszcze nigdy tak się nie umęczyłem! - kręcił z niedowierzaniem głową Remigiusz Kusy, lider klasy ATV Extreme. - Do 90. kilometra było fajnie, razem z Andrzejem Pieronem sprawnie zaliczaliśmy kolejne przeprawy, aż wreszcie dojechaliśmy do błotnistego fragmentu czołgówki, który totalnie nas sponiewierał i kosztował mnóstwo energii. Błoto może nie było bardzo głębokie, takie po kolana, ale gdy postawiłeś w nim nogę, samemu nie był już w stanie jej wyciągnąć jej. Walczyliśmy w upale, starając się przeprawić mojego quada na na drugą stronę. W tym czasie mój Warn rozpadł się na dwa kawałki! Nieludzko zmęczeni wreszcie przedostaliśmy się, ale teraz czekała nas jeszcze powtórka z Can-Amem Andrzeja. Na szczęście wtedy dotarł do nas Rumburak, który pomógł nam wyciągarką. Błoto było tak kleiste, że podczas przeciągania quada powyginały się drążki w jego zawieszeniu, a mimo beadlocków z kół pouciekało nam powietrze. Gdy już mogliśmy ruszać dalej, nadjechali nasi rywale z Francji, którzy sprytnie omijając krzakami czołgówkę (choć w roadbooku był zapis, że powinniśmy się jej trzymać), szybko i bezboleśnie dotarli do CP-eka, o który tak długo walczyliśmy. Końcowkę oesu pokonałem na pełnym gazie, odskakując im na 5 minut. Z tyłu niestety został Andrzej, któremu po przeprawie rozjechały się koła.

Do obozu, ale już po regulaminowym czasie dotarła również Alina Kramer, która udowadnia, że jest prawdziwą wojowniczką. Po wywrotce na kopalni w Niemczech ma paskudnie spuchniętą ręką, a podczas wtorkowego etapu wyrzucona spod koła grudka błota trafiła ją w oko, na które lekarze założyli opaskę. 

Wtorkowy etap w Biedrusku mocno "sponiewierał" również innych. Hanna Sobota walcząc z jeziorem błota, wypadła autem z kursu i wkleiła "po dach". Niedługo później w to samo miejsce nadjechała "osa" Grzegorza Ostaszewskiego, który starając się, by nie zahaczyć o polskie Mitsubishi, utknął na dobre po drugiej stronie przeprawy. Patrol Pelców po drodze natknął się natomiast na pieniek, który zdefasonował mu drążek kierowniczy. W bombowym Bowlerze rozpadła się zaś rolka napinacza, co również skończoyło się dla niego taryfą. Kłopoty omijały za to Walter Team (finiszował pół godziny za Marsdenem), Krzysztofa Ostaszewskiego (pozostaje liderem w klasie ciężarówek extreme) i Michała Latocha (który awansował na 8. miejsce w klasie enduro).

- Troszkę inaczej wyobrażałem sobie klasę cross-country, w której rywalizujemy - mówi Adam Bomba. - Spodziewałem się dróg, które widziałem na rajdach baja, a tymczasem na trasie mamy dużo błota, czołgówek. W takich warunkach dużo lepiej sprawdziłby się mój Tomcat, który na pewno byłby wolniejszy od Bowlera, ale spokojnie poradziłby sobie z takimi przeszkodami. Do nikogo nie mam pretensji, nie chcę też się usprawiedliwiać, ale mówię jak jest. Z Bowlera, którym startuje po raz pierwszy, jestem bardzo zadowolony. Niestety szczęście nam nie sprzyja. Na pierwszym etapie padło sprzęgło, które niedawno było regenerowane. Na drugim szło nam bardzo dobrze do momentu, aż wjechaliśmy do dziury pełnej węglowego szlamu, która zabetonowała nam chłodnicę.  Auto zaczęło się grzać i musieliśmy się wycofać. Nurkowanie w szlamie mści się na nas do dziś. Na trasę trzeciego etapu ruszyliśmy z wymytą chłodnicą, ale po pewnym czasie okazało się, że dzień wcześniej pracujące na pełnych obrotach wentylatory nadtopiły instalację elektryczną... I znów taryfa! Etap nocny nareszcie przejechaliśmy bez przygód technicznych (choć przed jedną z przepraw żałowaliśmy, że nie mamy wyciągarki) i od razu zaowocowało to dobrym wynikiem - zajęliśmy 2. miejsce w klasie. A we wtorek po 40 kilometrach koszmar powrócił -  na trasie rozpadła się (nowa) rolka napinacza, w której wnętrzu odkryliśmy mnóstwo kopalnianego syfu... Takie nieustające pasmo porażek, zbieg niesczęśliwych okoliczności... (śmiech) Nie chcę jechać powoli, zachowawczo. Nie po to tu jesteśmy. Naszym celem była nauka szybkiej jazdy Bowlerem. Mamy trochę problemów, ale nie wynikają one z dachowania czy uderzenia w drzewo. Wydaje mi się, że dla takiego auta jest po prostu trochę za mokro, zbyt błotniście. Meteorolodzy zapowiadają teraz upały, więc mam nadzieję, że trasa obeschnie i jeśli omijać nas będą awarie, wreszcie sobie pojeździmy. Bardzo polubiłem Bowlera i podoba mi się szybka jazda. Dlatego już zapisaliśmy się na wrześniowy Balkan Rally, który podobno nie ma tak przeprawowego charakteru. Myślę, że tam będziemy się świetnie bawić. Ale nie narzekamy. Jedziemy dalej, jest fajnie, zafundowaliśmy sobie taki "męczący wypoczynek"! (śmiech)

Podobnie jak przed rokiem do organizacji rajdu włączyła się polska armia, która w ostatniej chwili skróciła o jeden dzień pozwolenie na korzystanie z poligonu w Drawsku Pomorskim. W tej sytuacji konieczna stała się zmiana programu zawodów. We środę rajdowcy znów rywalizować będą na błotnistym poligonie w Biedrusku, ale obiecano im, że najtrudniejsze fragmenty trasy zostaną wycięte z roadbooka lub zmodyfikowane. Etap V podzielony został na dwa oesy. Pierwszy będzie miał długość 69 km dla klasy Extreme i 108 km dla klasy Cross-country, a drugi - 75 km dla wszystkich. 

text: Arek Kwiecień, foto: Dutch Rally Press