Breslau Poland 2015 - etap V. Armagedon w Biedrusku

Przed ponadprogramowym etapem w Biedrusku zawodnicy rywalizujący w Breslau Poland 2015 pełni obaw zastanawiali się, czy okaże się on równie wymagający jak poprzednie, z którymi mieli okazję już się zmierzyć, co kosztowało ich mnóstwo sił. Upał sprawił, że poligon trochę przesechł, ale błoto w lesie pozostało, a na dodatek stało się jeszcze bardziej kleiste. W tych ciężkich warunkach świetnie zaprezentowały się Polacy, którzy - co ciekawe - upodobali sobie zdobywanie 2. miejsc w swoich klasach. Trudności rajdu pokonały niestety Can-Ama Andrzeja Pierona, który musiał podjąć decyzję o wycofaniu się z dalszej rywalizacji.

Im gorsza trasa, tym lepiej radzi sobie Rumburak Jarka Andrzejewskiego i Maćka Radomskiego. Załoga Walter Teamu we środę była wolniejsza tylko od utytułowanego Anglika Jamesa Marsdena, który jest liderem rajdu. - Dobrze wystartowaliśmy i szybko przegoniliśmy auta, który ruszyły przed nami - relacjonuje Maciej Radomski. - Niestety dalej trasę zablokowała ciężarówka, która  ugrzęzła w błocie po dach. Zanim ją objechaliśmy, straciliśmy sporo czasu. Jakby tego było mało, złapaliśmy gumę i kolejny kwadrans poszedł na wymianę koła. A póżniej zaczęły się czołgowiska - dla nas istny armagedon! Błoto zamieniło się w kleistą maź, więc gdy próbowałem podpiąć linę wyciągarki, wpadłem po pas i nie byłem w stanie się nawet ruszyć! Na szczęście "górą" przejeżdżała akurat Alina i jakoś mnie wyciągnęła. Dziś wszyscy dostali w kość. Spośród aut z klasy extreme, tylko dwie dotarły do mety w limicie (my i Marsden). Potem organizator postanowił jednak wydłużyć czas do 6 godzin. Nas to nie ucieszyło, bo gdyby nasi rywale otrzymali taryfy, moglibyśmy odrobić trochę strat z poprzednich dni. Ale mimo wszystko bardzo cieszymy się z osiągniętego wyniku. Rewelacja!

Załogi z klasy cross-country początek oesu wspomianją jako bardzo błotnisty i wymagający. - Sprzęgło tak się wtedy zagrzało, że przestało działać - opowiada Adam Sobota. - Mieliśmy trudności ze zmianą biegów, a także hamowaniem. Błoto dawało nam w kość aż do 30. kilometra, na którym utknęła ciężarówka, tarasując trasę. Dokładnie w tym samym miejscu, w którym my tkwiliśmy wczoraj! Momentalnie utworzyła się za nią potężna kolejka. Postanowiliśmy ją objechać, tracąc na to godzinę (być może zostanie nam ona odjęta od wyniku). Potem odcinki zrobiły się szybkie, podniósł się kurz, ale odtąd aż do mety jechało nam się już dużo sprawniej.

"Nieustające pasmo porażek", na które z humorem narzekał wczoraj Adam Bomba, we środę nareszcie przestało dręczyć załogę polskiego Bowlera. - Dziś było sucho, auto omijały awarie i od razu jest efekt: drugi czas w klasie! - cieszył się kierowca. W odmiennym nastroju był natomiast Andrzej Pieron, w którego quadzie koła zupełnie się rozjechały, uniemożliwjąc mu dalszą jazdę po wielu dniach ambitnej walki. Pocieszeniem dla niego jest na pewno duża przewaga, z jaką w klasie ATV Extreme prowadzi jego janosikowy kumpel - Remi Kusy. Mimo licznych kontuzji nie poddaje się również Żelazna Dama, czyli Alina Kramer, a Michał Latoch, który na V etapie zajął świetne 2. miejsce w klasie enduro, awansował na 7. miejsce w "generalce". Walkę kontynuuje małżeństwo Pelców; do mety V etapu dotarli także nasi ciężarowcy, którzy - nie uwierzycie - również zgodnie uplasowali się na 2. pozycji zarówno wśród ciężarówek cross-country (Grzegorz Ostaszewski), jak również extreme (Krzysztof Ostaszewski).

We czwartek zawodnicy najpierw pokonają dojazdówkę z Biedruska do Okonka, skąd wyruszą na trasę niedługiego (60-75 km) odcinka specjalnego z metą w Bornym Sulinowie. Odwołany dzień w Drawsku sprawi, że w piątek Hannibal być może rozrośnie się do 600-kilometrowego supermaratonu, ale informacja ta nie została jeszcze potwierdzona.

text: Arek Kwiecień, fot. Paolo Baraldi