W sobotę w Drawsku Pomorskim rozpoczęła się kolejna edycja rajdu Breslau Poland, znanego wcześniej pod nazwami Berlin-Wrocław czy Drezno-Wrocław. Na zawodników czeka ponad 1500 kilometrów tras off-roadowych wytyczonych na poligonach w Drawsku, Bornym Sulinowie i Biedrusku. Niemal w każdej z kategorii rajdowych mamy naszych reprezentantów, którzy już na początkowych metrach udowodnili, że zamierzają walczyć o końcowe zwycięstwo. Triumfatorów rajdu poznamy dopiero za tydzień – 9 lipca.
„Rozgrzewkowy” sobotni etap liczył blisko 300 kilometrów i był podzielony na dwie części, które rozdzielała dwugodzinna przerwa. Tylko nielicznym udało się dotrzeć do mety, zanim nad drawski poligon nadciągnęła potężna burza, która zamieniła wysuszoną upałami ziemię w błotne kąpielisko. W rezultacie wiele załóg już „na starcie” rajdu zanotowało kilkugodzinne straty, które trudno im będzie odrobić. Ale rajd jest długi, trasa pełna zasadzek i wiele się jeszcze może wydarzyć...
W każdym razie w klasie Auto Cross-country po sobotnim etapie na znakomitej 2. pozycji plasowała się załoga Adam Bomba – Michał Bomba w Bowlerze, która do liderujących Holendrów... też w Nemesisie traciła 29 minut. Na czoło klasy Auto Extreme po pierwszym etapie wysunęły się dwie załogi polskich Gratów: Jarosław Andrzejewski i Maciej Radomski, oraz Paweł Liczycki i Grzegorz Komar. Załoga Rumburaka ma już blisko 50 minut przewagi nad rywalami z Polski i ponad godzinę nad pozostałymi konkurentami. Polak, Piotr Krasuski, został liderem klasy Enduro CC, w której 3. miejsce zajmuje jego rodak – Michał Latoch, realizujący swój program przygotowawczy do Dakaru 2018. Nasza załoga przewodzi też klasie Big Truck Extreme, co akurat nie jest żadną niespodzianką – Krzysztof Ostaszewski w Zetrosie zwykle nie lubi oglądać pleców rywali. Znakomicie spisuje się również jego syn, Grzegorz, który jest wiceliderem klasy Big Truck Cross-Country. Żadnej konkurencji nie mamy w klasie ATV Extreme, którą utworzyło pięciu polskich reprezentantów – różnice między czołową trójką: Piotrem Ceklarzem, Maciejem Markiewiczem i Remigiuszem Kusym póki co sprowadzają się do kilku minut, co zapowiada pasjonującą walkę o zwycięstwo.
W niedzielę na zawodników czekało kolejne trudne wyzwanie o długości 240 kilometrów. Rajdowcy z klas cross-country musieli wykazać się doskonałymi umiejętnościami nawigacyjnymi, bowiem roadbook zawierał niezliczoną wręcz ilość komend. Walka o cenne sekundy nie pozwalała na dłuższe chwile zastanowienia, ale ewentualne pomyłki mogły być o wiele bardziej kosztowne. Z kolei dla „ekstremowców” przygotowano nowe, trudne zadania, które jeszcze nigdy nie pojawiały się w repertuarze „Breslau”. Dużo błota, piasku, liczne dziury i pojazdy wymagające użycia wyciągarek zebrały krwawe żniwo wśród uczestników zawodów, w tym niestety również Polaków – dwie załogi Gratów, Eljot i Kowal, zgłaszały awarie mostów i o godz. 20 w niedzielę nie zameldowały się jeszcze na mecie etapu (wczoraj też los im nie sprzyjał – silnik Kowalskich miał wyciek oleju, a w Gracie Eljotów przestały pracować wycieraczki, co nie ułatwiało im jazdy podczas ulewy). - W porównaniu do ubiegłego roku tym razem „Drezno” rozpoczęło się od mocnego uderzenia – komentuje Maciek Radomski. - Na liczniku po dwóch dniach mamy już prawie 500 kilometrów. Organizatorzy nieźle dorzucili „do pieca” - trasa jest błotnista, śliska, pokonujemy liczne przeprawy (jedna z nich była dziś bardzo głęboka, a na drugiej walczyliśmy z torfem). Sami również nie uniknęliśmy przygód – przez pół godziny naprawialiśmy sprzęgło na trasie, ale później odrobiliśmy straty i uciekliśmy rywalom. Póki co – jest dobrze!
Jutro zawodnicy pożegnają Drawsko Pomorskie i pokonując długi etap, przejadą na poligon w Bornym Sulinowie.