Silk Way Rally 2010 - bezkonkurencyjny Sainz. 12. lokata Sachanbińskiego

SWR2010_2Carlos Sainz pilotowany przez Lucasa Cruza po raz drugi zwyciężył „europejski” Dakar – rajd Silk Way Rally 2010. Była to zarazem pierwsza wygrana nowej wersji rajdowego Volkswagena – modelu Race Touareg 3, co jest dobrą wróżbą dla niemieckiego teamu na kilka miesięcy przed startem Dakaru 2011. W kategorii ciężarówek niespodziewane zwycięstwo odniósł młody Eduard Nikolaev który pokonał wielkich Mistrzów – Vladimira Chagina i Firdausa Kabirova. Dobre, 12. miejsce w zawodach, a trzecie w klasie T2,  wywalczyli Polacy – Olek Sachanbiński i Arek Rabiega, jadący Toyotą Land Cruiser.

Rajd od samego początku przebiegał pod dyktando zespołu Volkswagena, który do Rosji przyjechał przede wszystkim po to, by potrenować przed Dakarem. Race Touaregi nie miały godnych siebie konkurentów, choć Nissany Gadasina i Novitskiy’ego, a także buggy Kahlego czy starsze wersje Pajero Evolution stanowiły dla nich ciekawy punkt odniesienia. Rajd pokazał jednak ogromną siłę Volkswagenów, udowadniając zarazem, że ich najgroźniejszymi wrogami są… oni sami.

PRZECZYTAJ RELACJĘ Z PIERWSZYCH DNI RAJDU: Silk Way Rally 2010: Volkswageny i długo, długo nic

Wtorkowy etap czwarty przebiegł dokładnie według scenariusza, jaki wymarzył sobie Kriss Nissen, szef VW Motosport – pierwsze cztery miejsca zajęły jego auta. No może ciut szczęśliwszy były, gdyby zamiast Giniela de Villiersa pierwszą lokatę zajął jego faworyt, Carlos Sainz. Na półmetku rajdu zawodnik z RPA wyszedł na prowadzenie. Tego dnia zespołowi Volkswagena ubył jeden z głównych konkurentów – Rosjanin Boris Gadasin, aktualny lider Pucharu FIA w rajdach cross-country baja, zaliczył wywrotkę, po której zmuszony był się wycofać. Polska Toyota we wtorek zajęła 21. lokatę i awansowała na 25. miejsce w „generalce”.

Środowy etap Silk Way Rally 2010, z 446-kilometrowym oesem, zapewne długo będzie śnił się po nocach Ginielowi de Villieresowi, który w rejonie piaszczystych wydm natrafił na poprzeczny rów, gdzie dachował, co w konsekwencji wyeliminowało go z dalszej jazdy. – Jestem straszliwie rozczarowany – komentował w obozie zwycięzca Dakaru 2009. – Rolować autem w tak niegroźnym miejscu jest straszliwie frustrujące. Dzisiaj nieustannie zmienialiśmy na prowadzeniu z Carlosem i Nasserem. W pewnym momencie, gdy wyjeżdżaliśmy z pasa wydm, w ostatniej chwili zauważyliśmy przed autem rów o szerokości około 2 metrów i głębokości 50 cm. Niestety było już za późno – wpadliśmy do niego, auto rolowało i wylądowało na dachu. Z pomocą Carlosa i Nassera postawiliśmy go na kołach i chcieliśmy kontynuować jazdę. Wszystkie systemy działały oprócz jednego – układu chłodzenia, który był już za bardzo uszkodzony.

W przeciwieństwie do de Villiersa, środowy etap miło wspominać będzie polska załoga, która tego dnia zajęła 14. miejsce. – Zaatakowaliśmy na najdłuższym odcinku, wygrywając go w naszej klasie – komentuje Olek Sachanbiński. – Potem z dnia na dzień staraliśmy się kontrolować sytuację i utrzymywać równe tempo jazdy oraz dobrą pozycję. Toyota Land Cruiser spisywała się wyśmienicie i poza standardowymi pracami serwisowymi nie musieliśmy martwić się o większe naprawy.

Po 5. etapie na prowadzenie w rajdzie wysunął się Sainz, do którego ponad 15 min. tracił Al-Attiyah, a ponad 40 min. – Mark Miller. Załoga Terratreka awansowała na 16.miejsce.

Etap szósty był niezwykły z powodu blisko godzinnej „wycieczki” w nieznane dwóch najlepszych załóg ciężarówek. Chagin i Kabirov pogubili się na trasie i pojechali w siną dal… Ostatecznie stracili ponad 50 minut do najlepszego w tym dniu Eduarda Nikolaeva, który podobno jeszcze niedawno był… mechanikiem Chagina. Wpadka jego doświadczonych kolegów sprawiła, że młody Rosjanin został nieoczekiwanie liderem klasyfikacji. W klasie samochodów po raz pierwszy etap zwyciężył Nasser Al-Attiyah. – Czułem się jak na urodzinach – cieszył się na mecie Katarczyk. – Dziś wszystko nam się ułożyło. Startując za Carlosem i Markiem, wieźliśmy w naszym aucie części zapasowe na wypadek, gdyby któremuś z naszych aut coś się stało. Jutro pojedziemy już bez balastu! Może dzięki temu odrobimy znów trochę czasu…

Al-Attiyah jak zapowiedział, tak uczynił – w przedostatnim dniu jego Volkswagen znów był najszybszy, ale na niewiele mu się to zdało… W „generalce” wciąż prowadził Sainz z bezpieczną przewagą ponad 11 minut. Wieczorem na chwilę wszyscy zapomnieli o sportowej rywalizacji, bowiem rajdowy obóz nawiedził sam Vladimir Putin.

Finałowy etap, rozegrany w sobotę, z metą w Soczi, gdzie niebawem odbędą się zimowe Igrzyska Olimpijskie, niewiele już mógł zmienić. 16-kilometrowy oes z szybkim wodnymi pasażami po raz trzeci z rzędu najszybciej pokonał Nasser Al-Attiyah. Carlos Sainz zadowolił się czwartą lokatą, która i tak zapewniała mu pewne zwycięstwo w rajdzie. Wśród ciężarowców wygraną dowiózł do mety Eduard Nikolaev.

- Rajd był bardzo trudny i wymagający – podsumowuje Olek Sachanbiński. -  Organizator zadbał o różnorodność tras. Była pustynia i wydmy, szybkie szutry, ale nie zabrakło też trudnych wodnych i błotnych odcinków. Myśleliśmy, że ostatni, 16-kilometrowy etap będzie szybki i łatwy technicznie. Rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Jechaliśmy bardzo kamienistym korytem rzeki, w którym każdy zły ruch mógł spowodować uszkodzenie auta i doprowadzić do odpadnięcia z rywalizacji.

Polska załoga Toyoty rajd ukończyła na 12. miejscu w „generalce”. W klasie samochodów T2 był trzecia, a w klasie T2 – druga. Polacy już myślą o zbliżającym się Dakarze 2011. Wcześniej zamierzają jeszcze potrenować w Tunezji na rajdzie El Chott.

Text: Arek Kwiecień, fot. ASO, VW

{artsexylightbox autoGenerateThumbs="true" path="images/stories/Sport/SWR2010_2" previewHeight="67"}{/artsexylightbox}