Finał Magam Trophy 2008 - triumf klasy lekkiej!

Magam2008_etap5Jacek Ambrozik i Mariusz Borowski zwycięzcami Magam Trophy 2008! Załoga Suzuki Jimny w cuglach zwyciężyła dzisiejszy etap, nie pozostawiając nikomu wątpliwości, kto w tym roku był najlepszy w Miastku. Marek Schwarz, który miał się bić o pierwsze miejsce, zalał silnik na wodnej przeszkodzie, tracąc szansę na dobry wynik końcowy.

W tym roku w Miastku triumfują auta lekkie. Pierwsze miejsce – Jimny, drugie – również Jimny należące do Pera Bertelsena, a trzecie... Polaris RZR Mariusza Kulaka. Potwory przegrały starcie, wiele nie dojechało w ogóle do mety.

Dziś „Ambrozja” postawił kropkę nad „i”, jadąc spokojnie i pewnie pokonując kolejne przeszkody. Etap był trudny, ale byłby jeszcze trudniejszy, gdyby nie było aż tak sucho. Rzeki czy bajorka, które dominowały dziś na trasie, z pewnością znacznie bardziej dałyby popalić zawodnikom.

Ale i tak jeden z brodów okazał się dziś zabójczy. Niemal w tym samym miejscu silniki swoich samochodów zalali: Marek Schwarz i Piotr Kowal. Schwarz nie ukończył etapu, spadając w dół klasyfikacji generalnej – z pewnością musi żałować, bo drugie miejsce miał już nieomal w kieszeni. Kowal po osuszeniu silnika, zdołał go uruchomić i podobno zmierza w kierunku mety.   

Pecha miał dzisiaj również Zbyszek Popielarczyk, którego ZibCar zaniemógł na trasie z powodu awarii czujnika położenia wałka rozrządu. Czasochłonna naprawa miała szczęśliwy finał i „Zibi” osiągnął metę, choć ze sporą stratą, która kosztowała go kilka miejsc w „generalce”.

Po awarii Schwarza na drugie miejsce wspiął się zwycięzca Miasta 2006 – Per Bertelsen. Doskonałą partię zaliczył dziś Mariusz Kulak, dojeżdżając do metę z drugim czasem (i to pomimo że jego Polaris miał napęd tylko na trzy koła), co pozwoliło mu przesunąć się w klasyfikacji z siódmego na trzecie miejsce! Co tu dużo pisać – trójka Dawidów pokonała caly zastęp Goliatów:)

Text i foto: Arek Kwiecień / Sigma Pro

Jacek Ambrozik (zwycięzca rajdu wraz z pilotem Mariuszem Borowskim):

- Marzyłem o zwycięstwie w Magam Trophy – na pewno chciałem tu wygrać. Udało się, więc tym bardziej się cieszę! Kiedyś było już blisko – w roku 2006 przegrałem z Perem Bertelsenem o dwie minuty. Tym razem to on zajął drugie miejsce za mną, a moja przewaga było znaczniej bardziej wyraźna.
W swoje zwycięstwo uwierzyłem po odcinku nocnym. Sporo wtedy zyskaliśmy i to właśnie noc ustawiła dalszą rywalizację. Potem nie czułem się zbytnio zagrożony – pomimo starań Marek Schwarz zajmujący drugą lokatę nie wyprzedził mnie chyba ani razu. Wszystko rozstrzygnęło się ostatecznie na finałowym etapie podczas wyjazdu z rzeki, kiedy nasi główni konkurenci popełnili błąd. Jechałem przed nimi, auto wyciągałem na linie, ale na zboczu zaczęło mnie trochę znosić w bok. Ślad moich opon zauważył Marek Schwarz i zmylony zaatakował rzekę, kierując się w stronę miejsca, gdzie sądził, że ja wyjeżdżałem. Jego pilot nie sprawdził rzeki, a w tym miejscu okazała się akurat bardzo głęboka...
Z moim pilotem współpracowało mi się bardzo dobrze, chyba zresztą nigdy nie żadnych mieliśmy konfliktów. I sądzę, że nie będziemy mieli. Z Mariuszem jeździmy już kilka lat, wcześniej też używaliśmy auta serii Suzuki:) Teraz przeszliśmy na trochę więcej mocy, czyli „porażające” 82 KM. Mamy dobry, sztywny zawias, w który niedawno zainwestowaliśmy, mogę pochwalić się niską wagą, bardzo konkurencyjną w stosunku do reszty załóg. Mamy mechaniczną wyciągarkę i to naprawdę wystarcza, żeby się świetnie bawić. Auto fajnie sprawuje się na dojazdówkach, świetnie wybiera nierówności, dobrze robi ciasne łuki. Na razie nie planuję dalszych przeróbek. No chyba że – jest teraz taki trend – zamontujemy wyciągarkę od BRDM-a:) Taka moda, więc trzeba się dostosować! Auto sprawdziło się idealnie – pokonało rajd bez żadnej awarii. Wymieniliśmy tylko przeguby, ale była to czysta profilaktyka. Chcieliśmy mieć pewność, że nic niespodziewanego nas nie zaskoczy.
Co zrobię z biletami do Malezji? Powiem szczerze – jest apetyt, ale i obawa... przed moskitami!:) Ale chyba damy radę:) Choć podobno są wielkości wróbli... Na pewno chcielibyśmy pojechać, ale stuprocentowej pewności jeszcze nie mam.

Per Bertelsen iJesper Madsen (II miejsce):
Byliśmy bardzo podekscytowani, przyjeżdżając w tym roku do Miastka. Pięć dni to naprawdę dużo czasu jak na rajd terenowy. Wiedzieliśmy, że zarówno my, jak i samochód musimy być świetnie przygotowani. I gotowi na ciężką walkę. Każdego dnia czekał nas nowy etap, nowe wyzwania – od piasku przez błoto po trawersy. Zupełną nowością dla nas była na przykład jazda wzdłuż linii wysokiego napięcia. W tym roku było naprawdę dużo błota, jak zawsze większość prób prowadziło przez lasy. Było wspaniale – jak zawsze!
Teraz nie wiemy jeszcze, czy wystartujemy w Rainforest Challenge (zawodnicy wygrali 50% bonus na wpisowe – przyp. AK) - to bardzo odległa i zarazem droga impreza. Jeszcze się nie zdecydowaliśmy, ale nie mówimy nie...
Bardzo lubimy naszą Suzuki Jimny! Z autami jest jak z dziewczynami – najfajniejsze są te małe i gorące!:) Kto by chciał chodzić z dryblaską?:)
Organizacja rajdu była bez zarzutu – wszystko było dopięte na ostatni guzik. Pracują tu jedni z najlepszych organizatorów w Europie. To było niezwykłe przeżycie zobaczyć tylu widzów na prologu czy superosie na piaskowej górze, gdzie wszyscy się świetnie bawili! Rajd odbywał się profesjonalnie, bez spóźnień. To budowało bardzo przyjazną atmosferę w obozie. Zarówno organizatorzy, jak i polscy zawodnicy (którzy są naprawdę świetni!) byli dla nas bardzo mili. Oczywiście na trasie normalnie rywalizowaliśmy, ale było to zawsze czysta walka. Wielokrotnie sobie wzajemnie pomagaliśmy. Myślę, że Polacy i Duńczycy mają podobną mentalność, różną od – na przykład – kierowców z Niemiec, z którymi też mieliśmy okazję rywalizować. Oczywiście każdy z nas chciał tu wygrać, ale była ta walka fair play. Dlatego na pewno możemy zapewnić, że za rok znowu tu wrócimy.

Mariusz Kulak (III miejsce, pilot: Wiesław Wójcik):
Rajd był super, bo ważne na nim było to, co siedzi w głowach kierowcy i pilota, a nie pojemność silnika czy wielkość samochodu. Pod tym względem rajd był świetnie zorganizowany. W tym miejscu – wielkie słowa uznania dla mojego pilota Mr. Wójcika, pseudo „Kocur”. To głównie dzięki niemu uzyskaliśmy tak dobry wynik.
Przez cały rajd staraliśmy się jechać na tyle ostrożnie, aby nie zaliczyć poważniejszej awarii. To nam się udało. Liczyliśmy przy tym, że inni dostaną ciśnienia, będą szybko jechali, niszcząc przy okazji swój sprzęt. My jechaliśmy stałym tempem, spokojnie i dopiero ostatni etap pojechaliśmy „na maksa”. To był już pełny wyczyn i w pewnym momencie bałem się już nawet o swoje życie. A mój pilot o mało nie dostał zawału serca, biegając po lesie i szukając trasy. W dodatku przez cały dzień jechaliśmy z urwaną półośką. Zrobiłem szkolny błąd, byliśmy wtedy w wąwozie, a przed chwilą wyprzedzaliśmy Bertelsena – samego Mistrza Danii! Pechowo akurat mój Polaris zakleszczył się między drzewami, ale w przypływie euforii poniosło mnie ciśnienie i wdepnąłem pedał gazu. W efekcie mieliśmy kłopoty z ukończeniem pierwszego oesu. Na szczęście potem była strefa serwisowa i w 9 minut mieliśmy założoną nową półoś! Naprawę zakończyliśmy 15 sekund przed startem do drugiego oesu. W zdobycie trzeciego miejsca uwierzyłem dopiero na mecie finałowego etapu. Jestem jednak świadom, że nie udałoby mi się uzyskać tego wyniku, gdyby nie awarie moich konkurentów.
Mój Polaris waży 620 kilogramów, ma 58 KM i 18-centymetrowy prześwit. Czasem słyszę zarzuty, ze dobrze sobie radzimy, bo RZR mieści się tam, gdzie inni się nie mieszczą. Ale Magam nie polega przecież wyłącznie na jeździe między drzewami. Tu teren jest bardzo zróżnicowany. Dlatego tak bardzo doceniam tę imprezę, bo pokazuje przede wszystkim to, co siedzi w głowie załogi, a nie pod maską silnika. O to właśnie chodzi! To nie wyścig sprzętu, tylko wyścig ludzi. Tak jest właśnie w Miastku i życzę organizatorom, aby nigdy z tej drogi nie zeszli.

 

Oceń ten artykuł
(0 głosów)