Ford Ranger 2,2 Duratorq TDCi - strażnik z Krakowa

Od dłuższego czasu w telewizji można oglądać strażnika pokoju, z samego Teksasu. Chuck Norris, bo o nim mowa, nie zmienia swego popularnego wizerunku bohatera filmów akcji, jak i żartów niskiego lotu, by promować pewien bank. My dzisiaj przedstawimy innego strażnika. Również dowcipnego i również z amerykańskim rodowodem. Oto on - Ford Ranger.

To najnowsze wcielenie tego pick-upa, ewidentnie nawiązuje swoją stylistyką do swoich zaoceanicznych braci F150 czy F250. Ogromna maska z bardzo wysoko prowadzoną linią. Chromowane boczne chrapy lub skrzela rekina, masywne nadwozie, duża przestrzeń wewnętrzna. Bryła nie dość, że budzi respekt, to jeszcze się podoba.

Pisałem o rodowodzie amerykańskim, bo takiego w kilku detalach można się doszukać, ale w rzeczywistości pojazd ten trafia na nasz rynek z odległego krańca kontynentu afrykańskiego. Na pierwszy rzut oka niekoniecznie jest to oczywiste, bo jakość wykonania jest na wysokim poziomie. Po głębszej analizie można mieć zastrzeżenia co do spasowania niektórych elementów wnętrza. Czy są jednak uzasadnione? Trzeba to rozpatrywać w kategoriach kwoty, jaką poświęcamy na ten pojazd oraz docelowego przeznaczenia Rangera. Nie zmienia to faktu, że w bogato wykończonej wersji Limited kierowca czuje się dobrze. Może sobie ustawić pozycję w takiej konfiguracji, by nie męczyć się jazdą pojazdem użytkowym, jakim jest pick-up. Ale i ona niekoniecznie musi być męcząca, bo za skonfigurowanie zawieszenia w mojej ocenie należy się ocena najwyższa! W miarę sztywny przód idący w parze z tylnym zawieszeniem zupełnie niweluje dysproporcje znane dotąd w pozostałych samochodach tego segmentu.

Dobrze. Z perspektywy kierowcy jest świetnie. Co z tyłu? Ponowne zaskoczenie. Miejsce na nogi i głowę jest sporo i to w dodatku dla trzech osób. Ewidentnie daje się odczuć amerykańskie trendy – czyli przestrzeń. Ciekawym rozwiązaniem jest składane siedzisko tylnej kanapy, które skrywa dwa, zamykane schowki na drobiazgi (np. rękawice, linkę czy inne tzw. „przydaśki”).

Kiedy już stosowna pozycja jak i lokalizacja, zostaną wybrane, można przejść do czynności związanej z prowadzeniem. „Kierownik” kiedy elektrycznie dostosuje się do pojazdu i stworzy z nim jedność, może rozpocząć wachlowanie dźwignią sześcioprzekładniowej skrzyni biegów. Jeśli się zdecyduje we wczesnym procesie wybierania pojazdu, może zapomnieć o jednej nodze i ręce, korzystając z uroków skrzyni automatycznej – którą mamy nadzieję niebawem przetestować. Stosunkowo mały silnik 2.2 Duratorq, („down-sajzing” wkroczył i na amerykańskie salony), mimo swych 150 KM, wydaje się mało rączy i nie bardzo „mustangowaty”. No cóż, przyzwyczailiśmy się do niemal 180-konnych Toyot czy Mitsubishi. Kiedy już sprawnie nauczymy się operować pedałem przyśpiesznika i lewarkiem zmiany biegów, samochód staje się demonem przemierzanych dróg. Bo niezależnie od tego, czy to prosta, czy wiraże Ranger daje radość z jazdy. I co najlepsze radość nie znika z twarzy po zjechaniu na „CPN”. Intensywne testy w mieście, z klimatyzacją zamawianą głosowo – szkoda że tylko w języku angielskim, zakończyły się średnią oscylującą w granicach 11 litrów.

Co poza terenem zabudowanym? Gładko i przyjemnie, póki asfalt jak dywan równy jest. Po zjechaniu z utwardzonych nawierzchni, resory dają jednak znać o sobie. Ale nie zapominajmy, że geneza pick-upa nieco inaczej zapewne rysowała przyszłość tych pojazdów. Tu należy być konserwatywnym i właściwości transportowe powinny być zaakceptowane. W końcu nie każdy musi się decydować na wersję topową i teren… zabudowany. Przełożenia terenowe są. Załączamy je, w sposób mało męski, bo delikatnym pokrętłem na środkowej konsoli. Wartości przełożeń w połączeniu z 17-to calowymi kołami dają nam duży zakres bezpieczeństwa i dozę pewności, że dotrzemy w nasze ulubione miejsce np. łowienia ryb. A tam w ciszy i spokoju, tuż po zarzuceniu haczyka, będziemy mogli się delektować czteropakiem złotego napoju, który idealnie mieści się w podłokietniku, który, w tej wersji wyposażenia, posiada funkcję chłodzenia.

Samochód robi naprawdę pozytywne wrażenie. Miejmy nadzieję, że jego eksploatacja w okresie gwarancyjnym, a szczególnie po, nie będzie uciążliwa i kosztowna. Ford Ranger ma szansę, by stać się prawdziwym strażnikiem segmentu pick-upów.

Kamel, Foto. Maciej Dunin-Majewski

Dziękujemy za pomoc w realizacji materiału firmie: Centrum Motoryzacyjne Krzemionki oddział Euro Car KRAKÓW, Grupa PGD

Ford Ranger 2,2 Duratorq TDCi - dane techniczne (4x4, podwójna kabina)
Silnik 2,2 Duratorq TDCi 2198 ccm
Moc 110 kW (150 KM) przy 3700 obr./min
Maksymalny moment obrotowy 375 Nm przy 1500 obr./min
Emisja CO2 224 g/km
Zużycie paliwa (miasto, poza miastem, średnio) 10,1/7,7/8,5
Prędkość maks. 175 km/h
Przyspieszenie 0-100 km/h 12,3
.
PARAMETRY TERENOWE
Prześwit 229 mm
Kąt natarcia 28 stopni
Kąt zejścia 28 stopni
Kąt rampowy 25 stopni
Kąt przechyłu 35 stopni
Głębokość brodzenia 80 cm
Średnica zawracania 12,4 m
.
WYMIARY
Długość 5359 mm
Szerokość 1850 mm
Wysokość 1815-1848 mm
Rozstaw kół (P/T) 1560/1560 mm
Rozstaw osi 3220 mm
Długość skrzyni 1615 mm
Szerokość skrzyni 1560 mm
Szerokość między nadkolami 1139 mm
Głębokość skrzyni 511 mm
Wysokość progu załadunku 835 mm

Ford Ranger 2,2 Duratorq TDCi - strażnik z Krakowa

Od dłuższego czasu w telewizji można oglądać strażnika pokoju, z samego Teksasu. Chuck Norris, bo o nim mowa, nie zmienia swego popularnego wizerunku bohatera filmów akcji, jak i żartów niskiego lotu, by promować pewien bank. My dzisiaj przedstawimy innego strażnika. Również dowcipnego i również z amerykańskim rodowodem. Oto on - Ford Ranger.

To najnowsze wcielenie tego pick-upa, ewidentnie nawiązuje swoją stylistyką do swoich zaoceanicznych braci F150 czy F250. Ogromna maska z bardzo wysoko prowadzoną linią. Chromowane boczne chrapy lub skrzela rekina, masywne nadwozie, duża przestrzeń wewnętrzna. Bryła nie dość, że budzi respekt, to jeszcze się podoba.

Pisałem o rodowodzie amerykańskim, bo takiego w kilku detalach można się doszukać, ale w rzeczywistości pojazd ten trafia na nasz rynek z odległego krańca kontynentu afrykańskiego. Na pierwszy rzut oka niekoniecznie jest to oczywiste, bo jakość wykonania jest na wysokim poziomie. Po głębszej analizie można mieć zastrzeżenia co do spasowania niektórych elementów wnętrza. Czy są jednak uzasadnione? Trzeba to rozpatrywać w kategoriach kwoty, jaką poświęcamy na ten pojazd oraz docelowego przeznaczenia Rangera. Nie zmienia to faktu, że w bogato wykończonej wersji Limited kierowca czuje się dobrze. Może sobie ustawić pozycję w takiej konfiguracji, by nie męczyć się jazdą pojazdem użytkowym, jakim jest pick-up. Ale i ona niekoniecznie musi być męcząca, bo za skonfigurowanie zawieszenia w mojej ocenie należy się ocena najwyższa! W miarę sztywny przód idący w parze z tylnym zawieszeniem zupełnie niweluje dysproporcje znane dotąd w pozostałych samochodach tego segmentu.

Dobrze. Z perspektywy kierowcy jest świetnie. Co z tyłu? Ponowne zaskoczenie. Miejsce na nogi i głowę jest sporo i to w dodatku dla trzech osób. Ewidentnie daje się odczuć amerykańskie trendy – czyli przestrzeń. Ciekawym rozwiązaniem jest składane siedzisko tylnej kanapy, które skrywa dwa, zamykane schowki na drobiazgi (np. rękawice, linkę czy inne tzw. „przydaśki”).

Kiedy już stosowna pozycja jak i lokalizacja, zostaną wybrane, można przejść do czynności związanej z prowadzeniem. „Kierownik” kiedy elektrycznie dostosuje się do pojazdu i stworzy z nim jedność, może rozpocząć wachlowanie dźwignią sześcioprzekładniowej skrzyni biegów. Jeśli się zdecyduje we wczesnym procesie wybierania pojazdu, może zapomnieć o jednej nodze i ręce, korzystając z uroków skrzyni automatycznej – którą mamy nadzieję niebawem przetestować. Stosunkowo mały silnik 2.2 Duratorq, („down-sajzing” wkroczył i na amerykańskie salony), mimo swych 150 KM, wydaje się mało rączy i nie bardzo „mustangowaty”. No cóż, przyzwyczailiśmy się do niemal 180-konnych Toyot czy Mitsubishi. Kiedy już sprawnie nauczymy się operować pedałem przyśpiesznika i lewarkiem zmiany biegów, samochód staje się demonem przemierzanych dróg. Bo niezależnie od tego, czy to prosta, czy wiraże Ranger daje radość z jazdy. I co najlepsze radość nie znika z twarzy po zjechaniu na „CPN”. Intensywne testy w mieście, z klimatyzacją zamawianą głosowo – szkoda że tylko w języku angielskim, zakończyły się średnią oscylującą w granicach 11 litrów.

Co poza terenem zabudowanym? Gładko i przyjemnie, póki asfalt jak dywan równy jest. Po zjechaniu z utwardzonych nawierzchni, resory dają jednak znać o sobie. Ale nie zapominajmy, że geneza pick-upa nieco inaczej zapewne rysowała przyszłość tych pojazdów. Tu należy być konserwatywnym i właściwości transportowe powinny być zaakceptowane. W końcu nie każdy musi się decydować na wersję topową i teren… zabudowany. Przełożenia terenowe są. Załączamy je, w sposób mało męski, bo delikatnym pokrętłem na środkowej konsoli. Wartości przełożeń w połączeniu z 17-to calowymi kołami dają nam duży zakres bezpieczeństwa i dozę pewności, że dotrzemy w nasze ulubione miejsce np. łowienia ryb. A tam w ciszy i spokoju, tuż po zarzuceniu haczyka, będziemy mogli się delektować czteropakiem złotego napoju, który idealnie mieści się w podłokietniku, który, w tej wersji wyposażenia, posiada funkcję chłodzenia.

Samochód robi naprawdę pozytywne wrażenie. Miejmy nadzieję, że jego eksploatacja w okresie gwarancyjnym, a szczególnie po, nie będzie uciążliwa i kosztowna. Ford Ranger ma szansę, by stać się prawdziwym strażnikiem segmentu pick-upów.

Kamel, Foto. Maciej Dunin-Majewski

Dziękujemy za pomoc w realizacji materiału firmie: Centrum Motoryzacyjne Krzemionki oddział Euro Car KRAKÓW, Grupa PGD