Mazowiecki Wrak Race, czyli off-road w mieście

Tryskające spod kół błoto, walka zderzak w zderzak z rywalami, obrotomierze niebezpiecznie wychylające się strzałkami w zakreślone na czerwono pola. Spodziewacie się kolejnej pasjonującej relacji z terenowego rajdu cross-country? Pasjonująco będzie, terenowo również, ale samochody jakieś „nie takie”...

10426673_10202203432062844_1159520139010436405_nStarletki, Sierry i Escorty, Fiaty, Golfy i Seaty... Te modele samochodów zwykle nie goszczą na stronach naszego portalu, no chyba że ktoś spróbuje zbudować z nich wersję 4x4. Ale tym razem czynimy wyjątek, bowiem samochody te w ostatni weekend stoczyły godną walkę na warszawskich zawodach Wrak Race, które z off-roadem – jak się okazało – miały wiele wspólnego.

Imprezę zorganizowano w tym roku już po raz drugi (pierwsza edycja odbyła się w maju) – jest to mazowiecka edycja zawodów, które od pewne czasu odbywają się już na Śląsku i Pomorzu. Jej współorganizatorem jest między innymi były zawodnik RMPST – Waldemar Niezabitowski, które niegdyś odnosił sukcesy, startując GAZ-ami i UAZ-ami. Na starcie również nie zabrakło off-roaderów – m.in. serwis Rally4x4.pl reprezentowali Piotr Domownik w Toyocie Starlet i Janusz Jandrowicz w Seacie Toledo, którzy razem w 2007 roku triumfowali w RMPST, a dziś w barwach NAC Rally Team startują w rajdach maratońskich.

Rywalizacja odbywała się na torze o długości 1200 metrów, który przypominał areny rallycrossowe – nawierzchnia była szutrowo-błotnista, a szlak przejazdu wytyczały piaskowe bandy i opony umieszczone na wirażach. 40 samochodów podzielonych na 4 dywizje najpierw rywalizowało w 30-minutowych eliminacjach. 5 najlepszych z każdej grupy przechodziło do półfinałów trwających po 15 minut. Z każdego półfinału 5 aut awansowało dalej. W finałowym biegu 10 najlepszych maszyn walczyło przez 20 minut o zwycięstwo. Reguły  ograniczone były do minimum – jedyną istotną zasadą był zakaz nieuzasadnionego czy też  złośliwego wjeżdżania w samochody rywali, ale poza tym walka „w zderzak w zderzak” rozumiana była nad wyraz dosłownie i nikt nie miał o to pretensji.

Dla Piotra Domownika – licencjonowanego kierowcy, zdobywcy tytułu Mistrza Polski, uczestnika Silk Way Rally i Rajdu Maroka – występ na Wrak Race był niczym powrót Roberta Kubicy na tory kartingowe. - Specjalnie w tym celu kupiłem za 900 zł Toyotę Starlet z 92 roku – opowiada. – O żadnych przeróbkach mowy być nie mogło – w końcu to wyścigów wraków! Myślałem, że rywalizację zakończę już w eliminacjach, bo z dziurawej chłodnicy wyciekła cała woda i przez 20 minut jechałem na czerwonej kresce. Silnik rozgrzał się tak bardzo, że stopił osłonę rozrządu. Ale to jednak Toyota! Gdy ostygła, zamontowaliśmy jakąś starą, cieknącą chłodnicę. Zdjęliśmy też wiatrak, bo był połamany. Silnik zapalił i pojechałem dalej! Włączyłem tylko ogrzewanie w kabinie, żeby odebrać trochę ciepła i tak zaliczyłem półfinał. W finale już nikt się nie 1534844_753190551411387_8638282074183536705_ooszczędzał! Startowałem z 8. miejsca, czyli z odległego 4. rzędu. Pomogła mi jednak krótka ulewa, która sprawiła, że tor pokrył się błotem. W takich warunkach czuję się znakomicie. Zdążyłem wyprzedzić 5 samochodów i w ten sposób wywalczyłem 3. miejsce w wyścigu. Zabrakło mi trochę czasu, by dobrać się do skóry zwycięzcom...

Obok Piotra Domownika w finale uczestniczył również jego pilot – Janusz Jandrowicz, jadący Seatem Toledo. Awaria wycieraczek na błotnistym torze uniemożliwiła mu jednak dotarcie do mety, ale z osiągniętego wyniku również może być dumny.

- Niskie koszty auta, tylko 180 zł wpisowego, nie trzeba mieć żadnych dokumentów i licencji, wystarczy gaśnica i kask – wylicza „Domator”. – A w zamian otrzymujemy cały dzień znakomitej zabawy! Trudno nie polubić Wrak Race'u. A Starletkę się wyklepie...

text: Arek Kwiecień, fot. Igor Kohutnicki, Piotr Domownik