Terenowe Ferrari F16X, czyli nigdy nie mów nigdy

„Po moim trupie!” - jeszcze rok Sergio Marchionne, szef Ferrari, zarzekał się, gdy dziennikarze pytali go o szanse powstania modelu SUV, którego brakuje w ofercie słynnej, włoskiej marki. Dziś nie jest aż tak kategoryczny, co można interpretować jako sygnał zielonego światła dla „terenowego” F16X.

Ferrari, które świętuje 70. urodziny, ma ostatnio świetną passę, za klientami nie zamykają się drzwi, a analitycy finansowi wieszczą możliwość podwojenia zysków firmy przed 2022 rokiem. Drogą do sukcesu mają być nowe auta, o których czegoś więcej dowiemy się na początku przeszłego roku, gdy producent ujawni swoje plany na kolejne pięciolecie. Wśród nich prawdopodobnie pojawi się „samochód z wysokim zawieszeniem, przystosowany do jazdy w każdym terenie” - opisowe określenie pozwala uniknąć skrótu SUV, które nie potrafi przejść przez usta włodarzom sportowej marki. Wygląda na to, że Ferrari ugięło się przed żądaniami klientów, którzy dopominają się przestronnego, użytkowego pojazdu najlepiej w charakterystycznym czerwonym kolorze karoserii. Zlekceważeni mogą pójść do konkurencji, która nie próżnuje, oczy świadczą najnowsze przypadki Bentleya Bentayga, Lamborghini Urusa czy Rolls-Royce'a Cullinana.

Ferrari F16X, bo taki kryptonim otrzymał przyszły crossover bądź SUV włoskiego producenta, ma stylem nie odróżniać się od pozostałych modeli marki. Prawdopodobnie będzie korzystał z tej samej platformy co następca GTC4Lusso, a źródłem jego napędu będzie mocny silnik V8 stanowiący element układu hybrydowego. Walory off-roadowe raczej nie będą jego atutem, ale któż zaryzykowałby wyprawę Ferrari w teren? Mimo wszystko szansa, że stanie się bestsellerem, jest bardzo duża.
MM, fot. Cnynewcars