Minimalizujemy ryzyko, czyli jak Dyskoteką dojechać do Moab

październik 22, 2013
IX Bałtowskie Bezdroży z pokładu Discovery I (SCARAB Team/Klinika 4x4)

Po wygranej w cuglach edycji wiosennej Bałtowskich Bezdroży oraz podaniu przez ORGów informacji o nagrodzie za zwycięstwo w edycji jesiennej zapadła decyzja – jedziemy ponownie razem. Olaf nie czekając na powrót do domu, zadzwonił do Flora: „Jeśli planujesz start w jesieni, to kombinuj, bo ja porywam Karsona na swój pokład”;)


MON_6076

Do Bałtowa docieramy przed południem w piątek. Badania kontrolne są formalnością, wszak mamy w 100% oryginalne auto. Następnie odprawa i jedziemy kolumną na prolog. Podobnie jak podczas edycji wiosennej, teraz też mamy ścigać się w kamieniołomie. Przechodzimy trasę „z buta”, szukając optymalnego toru jazdy, wypakowujemy trapy, tirfora i kompresor, by uciec z kilogramami i… podjeżdżamy na start.

Ruszamy ostro, wysuwając się ciut do przodu, w zakręt wchodzimy pierwsi. Na prostej niestety wyprzedza nas długi Patrol i zajmuje najlepsze miejsce do przejazdu przez mini hopę – spadamy na 2. pozycję. Dalsza część trasy nie pozwala na wyprzedzanie, jedziemy tuż za Nissanem, ale o wyprzedzaniu nie ma mowy – brak miejsca i… mocy;) Na metę wpadamy w sekundowych odstępach – Patrol, Disco, Wrangler – później okazuje się, że cała nasza trójka jest najszybsza w całej klasie;)

Na oglądanie innych klas nie mamy czasu, przyjechał Mariusz, który pożycza nam swoje koła (wielkie dzięki!!!) – alusy defenderowskie z nowymi oponami 32” MT – są równie wysokie, ale szersze i lżejsze od naszych, czyli w błocie będzie nam łatwiej. W zamieszaniu nie słyszmy (podobnie jak połowa naszej klasy), że nadszedł już czas na start do etapu nocnego – gdy się ustawiamy, okazuje się, że startujemy z końca. Trudno. Pociesza nas fakt, że organizator przygotował 5 roadbooków, co gwarantuje brak kolejek na OS-ach. Zobaczymy;)

Nocka to 5 etapów – dwa szybkie, trzy z pieczątkami. Każdy w pierwszej kolejności przechodzimy, analizując hopy, dziury, zakręty, ewentualne zagrożenia i możliwości przejazdu. To procentuje: na każdym odcinku jesteśmy w czołówce czasów przejazdu. Dwa OS-y są prawdziwym wyzwaniem – jeden przy pieczątce ma wyrżniętą dziurę do połowy uda przez poprzedników (Vitka, która startowała przed nami, wyciągała się w tym miejscu tirforem), drugi to starorzecze z rozrytym jedynym przejazdem po w miarę twardym podłożu (tu druga Vitara się wkleiła).

Startujemy do OS-u z dziurą. Przy pierwszej pieczątce postój trwa 5-7 sekund – wyrzucamy trapy, Olaf gna sam podbić drugą pieczątkę (łatwa), przy pierwszej Karson układa misterny mostek, zakrywając dziurę, która zapewne bez skrupułów wciągnęłaby w swe czeluści Dyskotekę. Plan okazuje się skuteczny – Disco spokojnie podbija pieczęć przy dziurze i gnamy do mety.

Starorzecze okazuje się trudniejsze – raz, że jest to wspólny OS z wyczynem (jest spora kolejka) i dwa - na odcinku są dwa wklejone samochody plus trzeci, który pojechał je wyciągać. Opracowujemy plan przejazdu – jedziemy w poprzek starorzecza, przed błotem ustawiamy trapy i bez stresu przejeżdżamy do pieczątek – powrót tą samą drogą. Teoria swoje… Na nawrocie Olaf krzyczy: „Trzymaj się!”, wbija trójkę i w pełnym impecie atakujemy błotniste dno nieistniejącej rzeczki – Dyskoteka przefruwa na drugi brzeg! Szybko podbijamy dwie pieczątki, ponownie trójka, dzida i… uff, ledwo, ledwo, ale przeszliśmy z powrotem! Jeszcze 2 sekundy i meta. Kurde, nie tak miało być! Przecież nasze motto na tym rajdzie to „minimalizujemy ryzyko”!!! Uzgadniamy, że od jutra;)

Wyniki po prologu i nocy – jesteśmy na drugim, ze stratą 24 sekund do zaprzyjaźnionego teamu Borkowskich. Mało to i dużo… Trzeci jest Tomek, też ze świętokrzyskiego, ale chłopcy mają ponad minutę straty.

Robimy rundę honorową na opatowskim rynku, Zbyszek wręcza nam RB i jedziemy. Nie możemy popełnić błędu, musimy przejechać dzisiejsze 12 odcinków bezbłędnie – po prostu MINIMALIZUJEMY RYZYKO;)

I faktycznie przez wszystkie 12 OS-ów konsekwentnie realizujemy założony plan – jedziemy, na ile pozwala nam auto, ale w każdym miejscu, gdzie istnieje najmniejsze nawet zagrożenie obsunięcia się auta czy wjazdu w dziurę, rozkładamy trapy. Oczywiście każdy OS wcześniej przechodzimy na piechotę, analizujemy zakręty, liczymy liczbę nawrotów, sprawdzamy szerokość przejazdu itp.

Pierwszy OS to wyzwanie matematyczne – jedna z pieczątek jest dość wymagająca – liczymy potencjalny czas na jej podbicie, analizujemy stratę i czas przejazdu bez jej podbicia i zapada decyzja, że ją omijamy. I słusznie, pozostałe dwie pieczątki podbijamy w 40 sekund, co z karą za brak trzeciej daje 1,10 min – najlepszy wynik;) Minimalizowanie ryzyka procentuje, nie popełniamy żadnego błędu, pieczątki podbijamy w biegu, bez poprawek z dojazdem pod nie, dzięki czemu jedziemy naprawdę szybko - prawie każdy sędzia na mecie odcinka wita nas słowami „super chłopaki – macie najlepszy czas”. Nadzieje na wygraną rosną, chociaż świadomość, że mamy do nadrobienia 24 sek. do Agnieszki i Tomka nie pozwala na najmniejszą dekoncentrację. Skupieni zaliczamy kolejne OS-y, błędów nie popełniamy. Co nie znaczy, że nie mamy przygód;) W pięknym wąwozie podczas zjazdu (chyba ciut za szybko było), 3 metry od mety auto stawia bokiem i prawie klinujemy się między drzewem a pniakiem. Do tego gaśnie silnik! Na szczęście bieg nie był wbity i na luzie toczymy się na metę – sędzia śmiejąc się, mówi, że i tak dołożyliśmy wszystkim;) Tu dowiadujemy się, że odcinki koło Karwowa są już nieprzejezdne – miny nam rzedną, ale przecież przyjechaliśmy tu walczyć, a nie liczyć, czy się uda, albo nie uda;)

Na miejscu okazuje się, że nie taki diabeł straszny – jeden OS jest megaszybki po twardym, na drugim wystarczy zmienić kierunek podjazdu pod pieczątkę i problemów nie powinno być (choć jest ciasno, bardzo ciasno). Na mecie szybszego OS-u sytuacja z sędzią jest podobna jak podczas poprzednich – „super, macie najlepszy czas!” Kolejny odcinek zgodnie z przewidywaniami – pieczątek komplet, ale przejazd jest tak ciasny, że nie możemy rozwinąć skrzydeł – czas w czołówce, ale już nie najlepszy;)

Zostaje ostatni sprawdzian – w Opatowie. Jedziemy już razem z Tomkiem i jego pilotem (załoga z trzeciego miejsca po nocy) – spotkaliśmy się w Karwowie, gdzie nie omieszkaliśmy wymienić się informacjami na temat czasów przejazdu na poszczególnych odcinkach i chwilę poplotkować;)

3,2,1 – start! Ten OS pełny jest dziur, wyrwanych pni, niebezpiecznych hopek. Nie jedziemy jak wariaci, ale… jest naprawdę szybko;) Na mecie okazuje się, że nawet szybciej od chłopców z Pajero - o 10 sekund!

To już koniec. Adrenalina spada. Nagle czujemy, że jesteśmy potwornie zmęczeni. Jedziemy do agro umyć się przebrać, może chwilę odpocząć. Wieczorem dowiadujemy się, że Agnieszka z Tomkiem wkleili na jednym z OS-ów i dostali taryfę! Adrenalina znów nam skacze;) W końcu walczymy o MOAB!!!

Na wieczornej imprezie bawimy się na maksa – już nie ma rywalizacji, za to są tańce, pyszne jedzenie, cudna atmosfera i… brak alkoholu. Dobra, z tym ostatnim to ściema;) Bawimy się do 4 rano. Odwozimy jeszcze taksówką Placka i Małego do ich kwater i przed piątą kładziemy się we własnych łóżkach. Przed 8 rano Olaf budzi Karsona – chodź, jedziemy, o 7.30 miały być nieoficjalne wyniki. Ale... wyników brak. Bałtowiaki się śmieją i informują nas, że wyniki będą od razu oficjalne o... 10! Dwie godziny niepewnośc mijają nam na rozmowach z innymi zawodnikami.

Nadchodzi godzina prawdy. Kilka minut podziękowań dla sponsorów, kilka informacji organizacyjnych. W sali robi się gorąco, atmosfera jest aż gęsta – a może to tylko my mamy takie wrażenie?;)
Filip wyczytuje od końca:
3. miejsce: Marcin Jaśkaczek, Waldemar Niezabitowski
2. miejsce: Tomasz Szloser, Norbert Kamoda
i w końcu pierwsze…. Olaf Chłopek, Karol Soboń!
Na miękkich nogach, z drżącymi rękami wchodzimy na środek sceny. Organizatorzy gratulują, Dragoniaki gratulują… a my wciąż nie dowierzamy, że się udało, że zrealizowaliśmy plan w 100%, że minimalizowanie ryzyka to był klucz do sukcesu!!! Tak, 3x TAK, jedziemy do MOAB!!!

Dziękujemy Mariuszowi za pożyczenie kół, dziękujemy Bałtowiakom za świetnie zorganizowany rajd, dziękujemy Dragoniakom za wspaniałą nagrodę, dziękujemy naszym żonom za pomoc, wspieranie nas i mobilizację na trasie, dziękujemy wszystkim zawodnikom za rywalizację fair play, Michalczewskim za pożyczanie tuszu, Tuaregowcom za pomoc przy podbiciu pieczątki oraz wszystkim, z którymi spotkaliśmy się na trasie! Do zobaczenia na kolejnych Bałtowskich Bezdroży!

Aha… wiecie, że jedziemy do MOAB?;)

Text: Karson, Załączone fotki są autorstwa naszej Moni :)