Wydrukuj tę stronę

Wbrew stereotypom. Rozmawiamy z Marcinem Małolepszym, zwycięzcą Bałtowskich Bezdroży 2016

październik 14, 2016

Po raz drugi w karierze Marcin Małolepszy i Łukasz Kożuchowski zwyciężyli klasę ekstremalną rajdu Bałtowskie Bezdroża. Tegoroczny sukces wiele ich kosztował, ale i przyniósł mnóstwo satysfakcji, ponieważ został osiągnięty samodzielnie przez nich zbudowanym, nieszablonowym SAM-em EVO6. Spoczywać na laurach jednak nie zamierzają – na przyszły rok zapowiadają premierę nowej, jeszcze lepszej „Siódemki”!

ZOBACZ TAKŻE: Jimny EVO6 Marcina Małolepszego i Łukasza Kożuchowskiego

IMG 0115- Początek rajdu nie zapowiadał Waszego końcowego sukcesu. Na prologu rywale Wam uciekli...
- Prolog to jak wiadomo ogromne emocje. Każdy chce wypaść jak najlepiej, ale i nie popsuć niczego na starcie. A u nas, gdy tylko ruszyliśmy, kabina wypełniła się dymem. Łukasz krzyczy do mnie, że palimy się, ale ja na to, że „pewnie pasek spadł”. Adrenalina nie pozwalała nam stanąć i cisnęliśmy do mety. Założeniem było uplasować się w czołowej dziesiątce, zajęliśmy dziewiątą lokatę, więc było OK.

- Etap nocny również nie zaczął się dla Was pomyślnie. Musieliście zjechać ze startu oesu...
- Najpierw stanęliśmy w długim korku. Gdy wreszcie nadeszła nasza kolej, odkryliśmy, że w jednym z kół nie ma powietrza, a na dodatek spadł pasek z alternatora. Musieliśmy więc zjechać na bok i usunąć awarie. Pomógł nam jeden z kolegów, ale nawet nie wiem, komu mam dziękować, bo tak było ciemno. Czasu było coraz mniej, więc nie czekając, aż na oesie zrobi się luźniej, wystartowaliśmy. Kilka razy zostaliśmy przyblokowani, ale dość sprawnie wyprzedzaliśmy i szybko dotarliśmy na metę. Sytuacja powtórzyła się na kolejnym odcinku. Tu szybko dogoniliśmy ekipę z Miastka, którzy zachowali się sportowo i przepuścili nas. Należą się im wielkie brawa, bo przecież tak jak i my walczą o każdą sekundę. Inne załogi też nas nie blokowały, więc sprawnie pokonaliśmy trawers, zjechaliśmy do rzeki, którą wcześniej sprawdziliśmy, czy jej prąd nie porwie auta. Przy brzegu było w miarę bezpiecznie i tak oto dotarliśmy do mety drugiego oesu.

- Jako jedyna załoga z klasy Extreme ukończyliście trzeci odcinek, który okazał się najtrudniejszym wyzwaniem.  
- Mieliśmy kłopoty już z dotarciem na jego start. Potem próbowaliśmy przejść trasę, by zobaczyć, co nas czeka. Ale limit czasu zbliżał się nieubłaganie, więc ruszyliśmy w ciemno. Gdy dogoniliśmy jedną z załóg, zaryzykowałem, by ją wyprzedzić i wtedy... auto oderwało się od zbocza. Wywinęliśmy piękną rolkę, ale na szczęście oparliśmy się o rosnące niżej drzewo. Niestety przy okazji klinując się o nie progiem. Chwilę trwało, zanim wyswobodziliśmy się, a ponieważ auto było całe, kontynuowaliśmy jazdę. Po trawersie następowało jednak bagno. Nasi koledzy postanowili w tym miejscu zjechać z trasy, bo kończył im się czas, ale my nie lubimy odpuszczać ani kalkulować. W błocie przed nami tkwiły po uszy 3-4 auta. Zaczęliśmy zygzakować między nimi, co rusz zmieniając punkty podpięcia liny. Było nam o tyle łatwiej, że nasz SAM nie tonął. Sytuacja nie wyglądała jednak optymistycznie – bagno, łąka, wokół ciemność, nie widać końca, a czasu coraz mniej. Wreszcie zobaczyliśmy jakiś punkcik świetlny, ale to stali wklejeni bracia Musz. Zostało 10 minut. Gdzie jest sędzia??? Łukasz poszedł szukać, zniknął mi z oczu, ale w pewnej chwili usłyszałem w interkomie soczyste przekleństwo i „Jest! Widzę sędziego!”. Bez zwłoki pojechałem we wskazanym kierunku po kępach trawy, wychwalając w duchu niską masę i płaską podłogę naszego auta. I tak dotarliśmy do mety – na 2 minuty przed końcem limitu. Ufffffff...   

IMG 8255- Spotkały Was zarzuty, że na dojazdówce do obozu mieliście awarię, a kartę oddał sędziom Łukasz.
- Szkoda mówić! Na dojazdówce znów zeszło nam powietrze, mógłbym spokojnie dalej jechać na kapciu (mamy przecież beadlocki), ale gdyby zdarzył się po drodze wypadek? Kto by za to odpowiadał? Zresztą wkrótce koledzy pożyczyli nam kompresor (dziękuję!) i dojechałem do obozu w wyznaczonym czasie, tyle że karta była już w biurze. Sędziowie nie dopatrzyli się w tym żadnej nieprawidłowości. Malkontentom przypominam, że w rajdach przeprawowych rywalizuje się na oesach, a nie na asfalcie czy przy stoliku sędziowskim. A trudno raczej dyskutować z faktem, że w wyznaczonym limicie jako jedyni pokonaliśmy i co więcej wygraliśmy wszystkie trzy nocne odcinki.

- Za dnia nie zwalnialiście tempa jazdy. Jako pierwsza załoga pojawiliście się na starcie sobotniego oesu.
- Przed rajdem przyjęliśmy założenie, że noc trzeba przeżyć, a w dzień będziemy nadrabiać zaległości. Okazało się jednak, że byliśmy w o wiele bardziej komfortowej sytuacji. Po nocnych oesach mieliśmy ponad godzinę przewagi nad resztą załóg. Wystarczyło więc przejechać wszystkie oesy, unikając ryzyka. Wyeliminować nas mogły jedynie awaria lub błąd. Nie walczyliśmy więc o zwycięstwa na oesach, jechaliśmy dość zachowawczo, często wspomagając się wyciągarką, choć mogliśmy czasem atakować na kołach. Mieliśmy dobre przeczucie, bo na Górze... Małysza, czyli ostatnim oesie, straciliśmy napęd i cały odcinek byliśmy zmuszeni pokonać na wyciągarce.  

- Największy podziw kibiców wzbudziła chyba Wasza jazda Kanałem Mistrzów. Dawno nie widziałem takich tłumów towarzyszących przeprawie jednego auta.
- Kanał Mistrzów wbrew pozorom nie był bardzo trudnym oesem. Był na pewno długi, efektowny, ale w sumie... trochę nudny. Łukasza na pewno wymęczyła trudna próba w bagnie z wieloma przepinkami. Z mojej perspektywy najtrudniejszy był ostatni z nocnych oesów. Według mnie powinien być podzielony na dwa osobne odcinki – to, że jego półmetek osiągnęło tylko kilka załóg z czołówki Polski o czymś świadczy. Oes udało nam się ukończyć tylko dzięki nietypowej konstrukcji naszego auta, który jest lekki i świetnie radzi sobie w terenie bagiennym.

IMG 8382- Rajd wygraliście z dużym zapasem, ale na mecie wyglądaliście na piekielnie zmęczonych...
- To była najtrudniejsza edycja Bałtowskich Bezdroży, jaką pamiętam, a startuję w tym rajdzie od kilku lat. Dużo wymagających stromizn, niektóre ściany były idealnie pionowe! Sporo ciężkich bagien. Moim zdaniem w przyszłości organizatorzy powinni nieco obniżyć poprzeczkę, by więcej załóg było w stanie powalczyć o komplet. W tym roku było naprawdę trudno. Powinien być również dłuższy limit na pokonanie etapu nocnego. 5 godzin to było bardzo mało. Wystarczyło popełnić minimalny błąd na prologu i zająć dalsze miejsce, a wtedy na przejechanie nocnych oesów zostawało niewiele czasu.

- Bałtów wygraliście już raz przed trzema laty, ale mam wrażenie, że to zwycięstwo cieszy Was o wiele bardziej.
- Na pewno to nasz największy sukces w karierze! Osiągnięty skonstruowanym przez nas autem, w którego budowę włożyliśmy dużo serca i czasu. Nie wspominając już o pieniądzach. To takie nasze dziecko, z którego jesteśmy teraz bardzo dumni! Projektując go, łamaliśmy stereotypy – w pewnym momencie wydawało się, że w rajdach ekstremalnych wygrywać można wyłącznie za pomocą Laplanderów, V8 i wyciągarek BRDM...

- No ale sami jeździliście wówczas EVO5 zbudowanym dokładnie według tego przepisu!
- Znając wszystkie jego zalety, postanowiliśmy zaryzykować, wierząc, że w terenie sukces można osiągnąć również całkowicie odmiennie zbudowanym pojazdem. I udało się! Ale mamy świadomość, że wiele rzeczy jest jeszcze do poprawy. Podjęliśmy już decyzję o budowie EVO7, które – jak oceniam – powinno być o 20% lepsze. Nie będziemy modyfikować EVO6, bo to nie ma sensu – zmiany wpłynęłyby niekorzystnie na wagę, stara konstrukcja na pewno by nas ograniczała. W „Siódemce” kabina będzie szersza, Hayabusę zastąpi jakaś mała uturbiona benzyna oferująca większy moment obrotowy, planujemy też wreszcie uruchomić tylny skręt kół. Nie będziemy za to zmieniać zawieszenia, mostów, koncepcji układu napędowego.


- Przed Bałtowem furorę w sieci robił filmik, na którym Wasze auto płynie rzeką napędzane silnikiem motorowym!
- To był tylko test, który pokazał, że jeśli faktycznie mielibyśmy korzystać z takiego rozwiązania, motor musiałby być jednak nieco mocniejszy. W EVO7 pomyślimy o napędzie wodnym wyprowadzonym bezpośrednio z silnika auta. Może będzie to strumienica, a może specjalny wirnik, który namierzyliśmy już w USA. IMG 0188Jeśli wszystko się uda, „Siódemką” będzie można pokonywać więcej trawersów bez asekuracji. Chcielibyśmy skończyć jej budowę przed przyszłorocznymi „Bałtowskimi”, czyli najważniejszym rajdem w Polsce - kto wie, jeśli solidnie przepracujemy zimę, może wiosną uda się zaliczyć już pierwsze testy? Z dwoma skrętnymi osiami czekają mnie dodatkowe lekcje z nauki jazdy w terenie...

- Doszliście do szczytu. Jakie są Wasze dalsze plany lub... marzenia?
- Nie pozbywamy się EVO6 i w przyszłym roku zamierzamy wystartować we wszystkich trzech edycjach Poland Trophy. A sezon zakończyć w Bałtowie – być może już w EVO7. Nęcą nas rajdy zagraniczne, takie jak Ładoga, Croatia czy Malezja, ale by w nich wystartować, „Siódemka” musi spełnić wszystkie nasze oczekiwania.

Rozmawiał Arek Kwiecień, fot. Arek Kwiecień / Sigma Pro