Wykuli srebro - Kowal Extreme Team na Bałtowskich Bezdrożach 2014

październik 14, 2014
Bałtowskie Bezdroża mieliśmy w planach już rok temu, ale wtedy nie było nam dane wystartować. Słyszeliśmy bardzo dużo dobrego o tym rajdzie, więc w momencie, gdy uruchomili zapisy, wysłaliśmy swoje zgłoszenie. Udało się i nie żałujemy żadnej minuty spędzonej na tym rajdzie – relacjonują swój udział w rajdzie Sławek i Kamil Kowalscy z teamu Kowal Extreme.

Już po przyjeździe wrażenie zrobiła na nas sama baza, od tego czasu nic innego się nie liczyło, tylko rajd. Zapomnieliśmy o „bożym świecie”! Po zaliczeniu odpraw przyszedł czas na prolog w kopalni Sudół. I tu kolejne zaskoczenie - tylu aut off-roadowych w jednym miejscu jeszcze nie widzieliśmy! Licznie zgromadzona publiczność z góry doskonale widziała całą arenę zmagań. Miejsce na prolog wybrane zostało doskonale. -  startowały w nim po 4 auta jednocześnie, trasa była ciekawa, pełna zakrętów, podjazdów, a nawet błota. Koła nieraz odrywały się od podłoża, a auta fruwały w powietrzu. Na prologu zajęliśmy 4. miejsce, z czego byliśmy zadowoleni.

Potem mieliśmy trochę czasu, aby przygotować się do etapu nocnego, który miał liczyć 5 oesów. Dwa pierwsze udało się nam sprawnie pokonać jeszcze przed zmrokiem. Na trzecim czekał na nas trawers, na który wjechaliśmy jako druga załoga i gdzieś po drodze wyprzedziliśmy pierwszą. Nie widząc przed sobą żadnych śladów, odtąd musieliśmy wytaczać własny szlak. Kolejny  OS okazał się bardzo trudny: zaczęła się woda i w tym momencie przypomniało nam się, że mamy na sobie tylko kombinezony i lekkie bluzki... Zimno trochę nas hamowało, szczękaliśmy zęby, ale to nie była jedyna trudność na tym OS.

Na ostatnim odcinku zablokowała się lina naszej wyciągarki. Zostało nam tylko 40 m, a do najbliższego drzewa było z 60 m. Już myśleliśmy, że nie wyjedziemy, ale Kamil znalazł korzeń, który jakimś cudem pomógł nam się wyciągnąć. W międzyczasie jakaś gałąź uderzyła Kamila w oko, wypadła mu soczewka i dalej pilotował już prawie na ślepo. Było nam bardzo zimno, pilot odniósł kontuzję, więc przed ostatnim odcinkiem mieliśmy chwile zwątpienia. Ale słowa, które mamy na koszulce - „Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą”  - zobowiązują i pojechaliśmy dalej. Mimo tego, że pilot słabo widział, trawers pokonaliśmy sprawnie, a przejazd przez  rzekę to była już czysta przyjemność - nigdy wcześniej nie pokonywaliśmy wpław rzeki! Zadowoleni dotarliśmy na bazę i zasłużony odpoczynek.

Rano okazało się, że po „nocce” mamy 3. miejsce. Zadowoleni, pełni werwy i ambicji, by poprawić nasz wynik, wyruszyliśmy na etap dzienny. Tym razem oesów było 7. Pierwszy odcinek pokonaliśmy sprawnie. Po przyjeździe na drugi okazało się, że zgubiliśmy wspomaganie. Serwis próbował coś zadziałać w tym temacie i gdy wydawało się, że już jest dobrze, wystartowaliśmy. Odcinek udało się pokonać w miarę sprawnie, ale wspomaganie nadal nie działało tak, jak powinno. Postanowiliśmy wymienić pompę, co zajęło na około 30 min. Po dojeździe na OS3 okazało się, że do startu czeka mała kolejka. Mieliśmy okazję trochę poprzyglądać się, jak radzą sobie inne załogi, ale limit czasu cały czas nam się zmniejszał, przez co zrobiło się trochę nerwowo. Gdy wreszcie wjechaliśmy na OS, wszystko szło super do momentu, gdy jakiś pieniek, niewidoczny w błocie, uszkodził nam przewody od paliwa. Jakby tego było mało, tkwiliśmy po pas w błocie. Szybka decyzja: auto wyciągarką na bok i naprawa, która zajęła nam około 30 min. Uszkodzenie udało się usunąć i ruszyliśmy dalej. Kolejne oesy poszły już bardzo sprawnie i do mety dojechaliśmy z „bananami” na twarzy.

Na wyniki musieliśmy poczekać  do następnego dnia. Aby umilić nam czas oczekiwania, organizator postarał się o wieczorne atrakcje. Była to X jubileuszowa edycja rajdu, więc wyświetlono wspaniały film  podsumowujący poprzednie edycje. Pokaz fajerwerków, pyszny tort i kolacja nastroiły nas bardzo pozytywnie przed dalszą zabawą. Szczegółów nie zdradzimy poza jednym: zabawa trwała do białego rana!

Mimo nieprzespanej nocy na rozdanie nagród stawiło się bardzo dużo uczestników rajdu. W końcu ogłoszono wyniki – zajęliśmy drugie miejsce! To był nasz debiut w tym rajdzie i od razu pudło!

Podsumowując – rajd Bałtowskie Bezdroża to najlepsze zawody, w jakich dotychczas braliśmy udział. Organizacja na najwyższym poziomie, elektroniczny pomiar czasu – rewelacja, znakomity dobór oesów – było wszystko, co „Off-roadowiec pospolity” lubi najbardziej. Nie mamy żadnych uwag. No może dwie – po pierwsze: za krótko, po drugie: na kolejne Bałtowskie Bezdroża trzeba będzie czekać cały rok.

Text i foto: Kowal Extreme Team, AK