Ładoga Trophy 2012 – chwile grozy

Rywalizacja na rajdzie Ładoga Trophy zmierza ku szczęśliwemu finałowi. W sobotę zostanie rozegrany ostatni etap, a wieczorem poznamy klasyfikację końcową rajdu. Nasze załogi nie mogą narzekać na brak przygód...

ZOBACZ TAKŻE: Ładoga Trophy 2012 – walczą na 110 procent | Ładoga Trophy 2012 – aktualne wyniki | Ładoga Trophy 2012 - PROTOmachia | Wtorek na Ładoga Trophy 2012 – regeneracyjne cross-country | Katarzyna Kaczmarska prosto z Ładoga Trophy - zmęczona, ale szczęśliwa!

- Przedwczoraj przeżyliśmy chwile grozy – opowiada Kasia Kaczmarska. -  Przeprawialiśmy się przez rzekę o szerokości 50 metrów. Najpierw z powodzeniem przeprawiliśmy mojego quada. Później jednak rzeka pokazała swe groźniejsze oblicze – silny nurt porwał Suzuki Kamila oraz kierowcę. Kamil wydostał się na brzeg, ale quad wpadł w wir, przewrócił się kołami do góry, spłynął po niewielkim wodospadzie i wreszcie zatrzymał się na kamieniach. Rzeka była głęboka, prąd bardzo silny – aż zrzucał z nóg. Nie było zabawnie... Na szczęście wszystko się dobrze skończyło, w czym wielka zasługa Marcina Łukaszewskiego, który nam pomógł w wydostaniu się z pułapki. Aż dwa razy, z wielkim poświęceniem, przeszedł tę rzekę tam i z powrotem.  To był nie lada wyczyn.

Kąpiel w rzece mocno pokiereszowała quada. Polski duet zreanimował pojazd na czwartkowy etap, ale nie zdołał usunąć wszystkich usterek, które wnet wyszły na jaw. Trzeba było wrócić do bazy i znów zabrać się do naprawy. W piątek już wszystko poszło dobrze, a nasi zawodnicy wywalczyli dziś piąte miejsce na oesie i awansowali na 12. miejsce w klasie ATV Open.  

Załoga Off-roadsport Titanium czwartku również nie mogła zaliczyć do szczęśliwych. Z powodu awarii koła i chłodnicy nie zmieściła się w limicie czasowym, za co przysługuje kara.

- To był bardzo pechowy dzień – opowiada Marcin Łukaszewski. - Zaczęło się od kapcia na drodze dojazdowej. W środę naprawialiśmy dwa przebite koła, ale jak widać nie zostało to dobrze zrobione. Opóźniliśmy trochę start, ale mieszcząc się w 30 minutach regulaminowych. Zaraz za startem skorzystaliśmy z kompresora Kasi i Kamila i napompowaliśmy koło. Odcinek zaczął się łąkami, było też trochę kamieni i na szczęście zabrakło długich, błotnych dróg. Na jednym z zimników, który był gęsto porośnięty drzewkami przebiliśmy osłoniętą chłodnicę. Dziura była dosyć spora, pomimo tego że miała jakieś 5 cm, udało się ją zacisnąć uszczelnić, zaciskając żabką. Plus jest taki, że tu wszędzie jest woda, w rowach, na bagnach więc nie mieliśmy kłopotu z jej napełnieniem. Strata czasowa związana z awariami, nie pozwoliła nam ukończyć odcinka w limicie czasowym 5 godzin. Zabrakło niewiele, bo skończyliśmy 1,5 kilometra przed metą.

Siódmy etap Ladoga Trophy nie sprawił uczestnikom większych problemów. Pokonanie 26 kilometrowego OS czołówce zajęło mniej niż 2 godziny. Marcin Łukaszewski i Magdalena Duhanik odnotowali 5 czas i trasę pokonali czysto, zaliczając wszystkie "toczki". - Pierwsze dwa i pół kilometra przypominało Rajdy Finlandii - szybka, kręta droga, przechodząca przez szczyty – mówi Marcin. - Ale długo to nie trwało. Zaraz zniknęliśmy w gęstym lesie. Dziś jeździliśmy po górkach z kamieniami większymi i mniejszymi. Było bardzo ciasno między drzewami, widzieliśmy nawet jedną załogę, która na takim fragmencie urwała koło. Musieliśmy też pokonać kilka brodów przy jeziorze, tam używaliśmy wyciągarki. Nie brakowało bardzo głębokich kolein po sprzęcie leśnym i zrobionych przez poprzedzających zawodników.

Do mety już niedaleko, również klimat zaczyna sprzyjać zawodnikom. - Nareszcie jest cieplej! - mówi Kasia Kaczmarska. - Wcześniej było potwornie zimno. W nocy koło zera, przedwczoraj przez cały dzień padał deszcz. Przemarzłam okropnie! Ale ogólnie... przygoda jest. Jest fajnie, jest bardzo zadowolona, nie żałuję, że tu przyjechaliśmy, choć na rzece byłam naprawdę przerażona. Odciski na rękach już mi popękały, a teraz tylko pogłębiają się rany (śmiech).

W sobotę na mecie powinny pojawić się wszystkie polskie załogi. Ekipy Adama Bomby i Rafała Płatka z TR-3 również zmierzają ku szczęśliwemu finałowi, a dziś podobno całkiem nieźle im poszło...

text: Arek Kwiecień, Paweł Rosłoń, fot. Paweł Rosłoń