Wydrukuj tę stronę

I runda Poland Trophy 2009 w Walimiu - gratka dla Grata

kwiecień 04, 2009
Startujący Gratem 2 Robert Kufel i Dominik Samosiuk zostali bezapelacyjnymi zwycięzcami klasy No Limit pierwszej rundy Poland Trophy, która w sobotę zakończyła się w Walimiu. Górzysty teren sprawił, że rajd stał pod znakiem trawersów i „zabaw” z wyciągarkami. Na szczęście – w odróżnieniu od ubiegłego roku – tym razem pogoda była jak złoto, ale i tak nie zabrakło mrożących krew w żyłach sytuacji. Kilku zawodników przed większym nieszczęściem uchroniły drzewa, na których zatrzymywały się ich rolujące w dół maszyny.

Walka rozpoczęła się po zmroku (o prologu na łączce wokół Urzędu Gminy niewiele można napisać). Zaraz po wyruszeniu na trasę etapu nocnego roadbook prowadził zawodników na mocno nachylone zbocza górskie. A  pokonywanie trawersów po ciemku do najłatwiejszych nie należy. Tym bardziej że pod nogami aż roiło się od ściętych pieńków i głazów. W zależności od klas zawodnicy mieli różne trasy do pokonania, ale najtrudniejsze zadanie dostało się chyba kierowcom quadów z klasy Extreme, którzy w nocy musieli pokonać w poprzek dwa najbardziej nachylone zbocza. Efekt to kilka niebezpiecznych rolek i zdemolowanych pojazdów. Niekontrolowany zjazd w dół zaliczył między innymi Rincon Rafał Wójcińskiego – uczestnika Rainforest Challenge 2008. Quad po kilku fikołkach zatrzymał się tuż przed stojącym u stóp zbocza domem. Ciekawe, czy obudził gospodarzy...

W samochodowej klasie No Limit błyskawicznie kolejne oesy zaliczał swoim Gratem 2 Robert Kufel. Podobne ambicje miał Jacek Ambrozik startujący po raz pierwszy w poważniejszych zawodach z nowym pilotem – Arkiem Najderem. Na ich spełnienie nie pozwoliła jednak ich Suzuki, w której padło łożysko dociskowe sprzęgła.

Załoga Grata 2 – Robert Kufel i Dominik Samosiuk – na metę etapu nocnego dotarli po 2 godzinach zmagań z oesami. Zdecydowanej większości zawodników na dotarcie do łóżek potrzeba było dużo więcej czasu.

Etap dzienny rozpoczął się przed południem, a w świetle słońca trudności wydawały się nieco mniej straszne. Nic bardziej mylnego – pionowe zbocza nadal wywracały auta, a głębokie gdzieniegdzie błoto więziło ich koła. Niebezpieczną rolkę przez dach zaliczyli między innymi Grzegorz Deka i Mariusz Rutkowski, których Jimny najechało na korzeń i... to już wystarczyło.  Na szczęście skończyło się tylko na strachu i niegroźnej kontuzji ręki kierowcy.

Na bok przewrócił się również Nissan (byłe auto Roberta Kufla) należący obecnie do Daniela Adamskiego i Andrzeja Budzowskiego. Wywrotka była jednak kontrolowana i auto wspomagając się dwoma wyciągarkami, szybko stanęło na kołach. Na granicy bezpieczeństwa balansowała również (dosłownie) Suzuki Jacka Ambrozika, którą rano udało się naprawić. Arek Najder, który do najcięższych nie należy, wisząc na progu, zdołał jednak zapobiec wywrotce. „Ambrozja” po pechowej nocy odniósł pyrrusowe zwycięstwo, osiągając najlepszy czas przejazdu oesów dziennych, co i tak dało mu dopiero ósme miejsce w klasyfikacji końcowej rajdu. W klasie No Limit zwycięstwo do mety bez problemów dowiózł Robert Kufel. Najtrudniejszą klasę ATV wygrał Robert Rogowski. 

Text i foto: Arek Kwiecień / Sigma Pro