W Walimiu czołowe polskie załogi przeprawowe rywalizują na finałowej rundzie Poland Trophy 2012. Miejsce to znane jest z bodaj najtrudniejszych trawersów w Polsce. Zawodnikom w walce z przepaściami pomagają hektolitry wypitego Red Bulla, którego zaczyna już brakować w okolicznych sklepach...

Off-roaderzy jak zawsze zostali serdecznie przyjęci przez okolicznych mieszkańców, a zwłaszcza sklepikarzy. Podobno tylko raz w roku, właśnie z okazji Poland Trophy, sprzedaż napojów energetyzujących gwałtowanie zwyżkuje, przynosząc handlowcom zarobek a sportowcom zastrzyk adrenaliny. Red Bulle to na krótkiej, ale bardzo sytej rundzie w Walimiu paliwo obowiązkowe.

Rywalizacja rozpoczęła się w piątek od prologu, na którym organizatorzy przygotowali dla zawodników niespodziankę. Po wyjściu z szybkiego zakrętu na pojazdy czekała „niepozorna breja”, która skutecznie zatrzymała kilka załóg. Pierwszą ofiarą była oczywiście ekipa otwierającego przejazd Jeepa Wranglera. Od początku rajdu w ruch poszły więc wyciągarki, ale nie wszyscy musieli z nich korzystać. Kilka załogom udało się na pełnym gazie przemknąć po tafli błota.

Nocna pętla, na którą zawodnicy ruszali już po zmroku, miała 45 kilometrów i tradycyjnie obfitowała w liczne trawersy, pionowe zjazdy i podjazdy. Na załogi samochodowe czekały również błotne przeprawy, które na szczęście zaoszczędzono quadowcom. Zawodnicy z klasy ATV walczyli z trasą w duetach, wzajemnie sobie pomagając, a klasą samą dla siebie był Rafał Dunajski, dla którego zabrakło kolegi do pary i musiał sobie radzić sam.

Komplet nocnych pieczątek w klasie Quadów zgarnęło tylko 4 kierowców (w tym wspomniany Rafał Dunajski), a najlepszy czas przejazdu osiągnął Marek „Corrida” Obrębski. W klasie samochodowej No Limit po „nocce” prowadzi załoga Black Tanka: Artur Owczarek i Roman Popławski z niedużą przewagą nad Danielem Burzyńskim i Krzysztofem Radomem. Sklasyfikowani nie zostali Jakub Kuśmierczak i Krzysztof Kwiatkowski – zwycięzcy dwóch poprzednich rund Poland Trophy 2012. W klasie Adventure znakomity czas osiągnęli Tomasz Zygarlicki i Zbigniew Helowicz, którzy etap pokonali dwukrotnie szybciej od swych rywali.


W sobotę zawodnicy ruszyli do walki na etapie dziennym. Tradycyjnie walczyli z tą samą trasą co w nocy, ale poruszając się w przeciwnym kierunku. Nie wszyscy mogli kontynuować walkę. W quadowej ekipie ze Szczecina po „nocce” zabrakło części zamiennych na naprawę (m.in. zdefasonowany przegub i uszkodzone felgi) i o dalszej rywalizacji nie było już mowy.

Oto jak etap dzienny wyglądał z perspektywy klasy QUAD NO LIMIT:

Jako pierwszy na oes wytyczony na torze w Dzikowcu wyjechał Rafał Dunajski, kilkanaście minut później po tankowaniu dojechał Marek (Corrida) Obrębski w parze z Arturem Kulińskim. Początek odcinka wszystkim poszedł sprawnie a potem zaczęły się ciasne zjazdy i podjazdy. Pierwszy zmierzył się z nimi Rafał Dunajski, ale tuż za plecami czuł już oddech pary Obrębski/Kuliński. Kolejne dwie załogi w tym miejscu zjechały z trasy, nie podejmując ryzyka. Podczas zjazdu u Marka zgasł silnik, kierowca urwał linkę od rezerwowego odpalania quada i zmuszony było go naprawiać na oesie. W tym czasie Dunajski skończył próbę, choć przy końcu nie obyło się bez klasycznej w okolicach Walimia rolki;-) i samotnie podążał na następny oes. Był to przepastny trawers poprzecinany zwalonymi drzewami, które dodatkowo utrudniały i tak już trudną jazdę.

Pozostały dwa oesy w okolicach Walimia. Pierwszy ogromny podjazd przy cmentarzu (sceneria robi wrażenie) poszedł dość gładko, choć podłoże "wypluwało" spod kół ukryte kamienie. Raz quad tak się okopał, że aż zawisł na płycie ochraniającej silnik, ale dla Rafała to nie problem: szybki winch i dalej już z uwagą na kołach. W porównaniu do nocki pokonanie trasy trwało kilkadziesiąt minut szybciej. Długo na oesy nie dojeżdżała ekipa z Płocka, ale później okazało się, że wystartowali, więc wrócili go gry!!!!

Ostatni oes z małym strumykiem w dole i bardzo okazałymi głazami nie ułatwiał zadania. Na jednym takim zjeździe Dunajski "położył quada na kierownicę", czyli znów mała rolka, ale szybkie użycie dwóch wyciągarek i Honda z powrotem stanęła na kołach. Pod koniec odcinka pojawiły się coraz większe głazy i kamienie, które niemiłosiernie obijały się po płytach osłonowych. Tu po raz trzeci, ale już ostatni quad dał do zrozumienia, że ma już dość i znowu położył się do góry nogami... Kierowcy nic się nie stało, postawił pojazd i już ostrożniej podążał do mety. Gdy na oes dojechała para Obrębski/Kuliński, Dunajski podążał do już do bazy z ogromnym uśmiechem na twarzy. Marzeniem było zmierzyć się z walimskimi trawersami i to się w pełni udało.

Pościg ekipy z Płocka był piorunujący (chyba musieli dużo ryzykowali) – ostatecznie dzień wygrał Obrębski, pokonując Dunajskiego o 1 minutę; kilka minut za nim finiszował Qulin. W klasyfikacji generalnej zwyciężył Corrida przed Qulinem i Dunajem.