Poland Trophy Dragon Winch 2013 runda II – u bram Mordoru

Podobno Tolkien przed napisaniem „Władcy pierścieni” przejeżdżał przez Mogileński Mordor... W ostatni weekend po swój Ssssskarb w to samo miejsce wybrali się off-roaderzy startujący w cyklu Poland Trophy Dragon Winch. Relacje z rajdu przesłali nam Roman Popławski i Dagmara Kowalczyk.

Roman Popławski – pilot i kierowca na zmianę z Arturem Owczarkiem – 1. miejsce w klasie Extreme:

Druga runda POLAND TROPHY DRAGON WINCH w okolicach Mogilna zakończona sukcesem! Po ostatnim rajdzie auto nieco ucierpiało i wymagało sporo pracy. Wiosna, a więc jak zawsze więcej zajęć i na przygotowanie auta trzeba było wyrwać w nocy po kilka godzin, żeby na PT było jak nowe.

Baza tym razem bardzo blisko od nas, więc choć raz dojazd nie stanowił problemu. Ośrodek w Skorzęcinie, dużo miejsca, muzyka i atmosfera wypoczynku niczym nie zapowiadała tego, co organizator ukrył w mrokach Mordoru.

Prolog w znanym już Ignalinie przyciągnął jak zwykle wielu kibiców. Niezbyt długi, twardy i bardzo kręty. Walka o sekundy, bardzo zacięta (nawet rolka była). Na starcie stanęło w sumie ok.60 aut, więc widowisko trwało dość długo, ale przy letniej pogodzie czas mijał bardzo szybko.

Wykręciliśmy trzeci czas, więc strategicznie bardzo dobrze i start do etapu nocnego. W PT liczą się tylko czasy oesowe, więc spokojnie można było zapoznać się z trasą. Ale jak się okazało to, co zobaczyliśmy na pierwszym oesie pt. ,,Rzeźnia”, trochę nas przeraziło. Pamiętając ostrzeżenia organizatora z odprawy (,,będzie ciężko, z mnóstwem niespodzianek”), postanowiliśmy jechać przede wszystkim rozważnie i nie popełnić głupich błędów. Oczywiście chcieliśmy ten rajd wygrać i mieliśmy świadomość, że na starcie stanęły bardzo dobre załogi. Słysząc na trasie ,,Skyline`a” Cobry , nasz obrotomierz sam wkręcał się na 6 tysięcy. Ale spokój był najważniejszy. To długi etap, 8 godzin limitu, więc niemało, ale skoro aż tyle, wiadomo, że czeka nas ciężka robota.

DSC01640W sumie cztery odcinki etapu nocnego poszły nam dość szybko, choć pracowała głównie wyciągarka. Mało kiedy można było coś zrobić „na kołach”, które ciągle były schowane pod ,,lagrem”. Ale nie tylko lina, to była gimnastyka między drzewami, korzeniami i ciągłe sprawdzanie przepastnych dołów przykrytych bagienną trawą.

,,Mokra Jadzia nie wybacza” tak nazywał się kolejny katorżniczy odcinek. Prawie kilometr zalanych błotem rowów między drzewami. W nocy Jadzia nam wybaczyła i poszło w miarę gładko. ,,Pijany sołtys”, czyli trawers między tysiącami krzewów i ,,Tomb Rider” były już tylko formalnością. Wróciliśmy po pięciu godzinach, z czego odcinki pokonaliśmy w niewiele ponad trzy godziny. Rano okazało się – jesteśmy na pierwszym miejscu, z przewagą 46 min. Auto praktycznie w ogóle nie ucierpiało, więc serwis nie miał wiele roboty.

Etap dzienny – startowaliśmy już jako pierwsi. Mamy przewagę, ale wiadomo, jak łatwo ją stracić. To, co w nocy już było ciężką przeprawą, teraz okazało się dziesięciokrotnie gorsze . Trasę przeryły wszystkie auta w jedną stronę, a teraz jechaliśmy odcinki od tyłu. Wielu z Was wie, co to znaczy. Jazda pod nastroszone, połamane krzaki i drzewa, a lagier przemielony do jądra ziemi. To była orka, a odcinki wydawały się nie mieć końca. Urwana lina, a auto utopione po kierownicę. Elektryczny DRAGON WINCH ledwie dał radę wyrwać nasze auto z przepaści. Gdyby nie wzajemna pomoc wszyscy wszystkim, tkwilibyśmy tam do dzisiaj.
To był rajd, który zajechał pilotów. I może właśnie dlatego że my zamienialiśmy się rolami i wspólnie bardzo ciężko pracowaliśmy - udało się! Jako jedyna załoga pokonaliśmy wszystkie odcinki, mieszcząc się w limicie czasu. Zwyciężyliśmy II rundę Poland Trophy, czyli najcięższy rajd przeprawowy w Polsce. Walka z zawodnikami na tak wysokim poziomie, tym większą daje satysfakcję.

Mieliśmy cel – nie poddać się i przejechać wszystko, dlatego ominęliśmy bez pomocy kilka unieruchomionych na amen załóg. Tak, mieliśmy z tego powodu dyskomfort, za to po skończonym rajdzie wróciliśmy na trasę aby pomóc w nieszczęściu. Wszyscy byli piekielnie zmęczeni i brakowało koncepcji. Do głowy przychodził tylko helikopter. Walczyliśmy praiwe do godziny 21-wszej… I to dopiero była prawdziwa walka z naturą…

Byliśmy na wielu rajdach, ale ten na długo zostanie w pamięci. Nogi bolą, choć już dwa dni od zakończenia... I o to chodzi! Off-road musi boleć, ale to najprzyjemniejszy ból świata!

DSC01441Dagmara Kowalczyk, dziennikarka TVN Turbo, pilot - Wojciech Głowacki - 5. miejsce w klasie Advance:
W Mogilnie, na drugiej rundzie rajdu Poland Trophy Dragon Winch Extreme zapowiadano prawdziwy „Mordor”. I rzeczywiście - litości nie było. Błoto wciągnęło nas po same klamki, woda z brunatnego bajora zalała po pas, a balansowanie na stromych trawersach powodowało ciarki na plecach. Razem z moim pilotem, Wojciechem Głowackim walczyliśmy jak lwy - zgodnie z naszą zasadą: unikać błędów i jechać z głową. Cztery odcinki w nocy, cztery w dzień, szybki, zgrabny prolog i tradycyjnie – świetna, off-roadowa ekipa. Pilot sporo nabiegał się z liną, Jeep jechał jak po sznurku, a kierowca tradycyjnie zbierał kolejne, cenne doświadczenia. I wreszcie wyniki – 5 miejsce w klasie Advance! (klasie samochodów z dwiema elektrycznymi wyciągarkami). Gdyby parę miesięcy temu ktoś powiedział mi – wystartujesz w “Polandzie”, pewnie potraktowałabym to, jako niezły żart. Stąd ogromna radość z wyniku, bo Poland Trophy Dragon Winch Extreme to już kawałek poważnej i trudnej przeprawy, na której łatwo wypada się z gry. Dziękuję moim Partnerom: Dragon Winch oraz Bush Taxi i Profender oraz stacji TVN Turbo. To dzięki Wam mogę realizować swoje marzenia.

Fot. Rafal Neumannn