Wydrukuj tę stronę

RFC 2008: Pierwsze koty za płoty

grudzień 05, 2008
Prolog rajdu Rainforest Challenge to bynajmniej nie dwuminutowa przejażdżka wokół trzepaka, ale prawdziwa dwudniowa walka, która odbywa się na (aż) dziesięciu oeasach. Warto się do niej przyłożyć, bo zwykle jest to blisko połowa wszystkich odcinków specjalnych, jakie są rozgrywane w czasie tego rajdu. Nie licząc oczywiście przeprawy przez dżunglę i pojedynki z różnorakimi Terminatorami i Predatorami, które zbliżają się już wielkimi krokami.

Upojna noc z czwartku na piątek i celebracja N-tych urodzin Grześka Bogusza, zakończyły wymagające przygotowania do rajdu. W piątek trzeba było wreszcie zabrać się na poważnie do roboty. Po oficjalnym otwarciu (już chyba ostatecznym) w centrum miasteczka, obok którego mieszkamy, przywitaniu wszystkich przez burmistrza, zaliczeniu obowiązkowej dawki ukulturalniającej (śpiewy i tańce w wykonaniu tutejszego Mazowsza) i oczywiście tradycyjnej paradzie przez miasto, załogi churmem przejechały na prolog. W odróżnieniu od ubiegłego roku, kiedy to większość oesów wyznaczona była raczej w terenie płaskim, tym razem jednak znacząca liczba przeszkód była z gatunku górzystych. Blokady i dobra, mechaniczna wyciągarka były absolutnie niezbędne.

Oczywiście nikomu nie udało się wystartować na wszystkich oesach. Na starcie każdego z nich ustawiały się minikolejki, ale rzecz odbywała się w miarę sprawnie. O ile oczywiście jakiś maruder nie zaklinował się na środku  trasy do czasu aż minął wyznaczony dla niego limit czasu. Wtedy do akcji wkraczała najczęściej koparka, brutalnie oswabadzając go z opresji. Pięciominutowa ulewa dała nam dzisiaj przedsmak tego, co może nas jeszcze spotkać i przywołała niezbyt miłe wspomnienia z ubiegłego roku. Natura jednak tylko postraszyła, ale i tak zamieniła w błoto wszystko to, co do tej pory nie było błotem...

Z polskich załóg najlepsze wrażenie wywarł na mnie duet Jacek Ambrozik – Mariusz Borowski. Chłopaki naprawdę udowadniają, że potrafią jeździć technicznie, a swoją miniaturową Mają wyprawiają niemal cuda. To dowodzi, że nie zawsze najważniejsza jest moc silnika i mosty portalowe, choć w dżungli to być może Suzuki będzie potrzebowała pomocy od większych kolegów. Dziś radziła sobie znakomicie, jako jedyna wdrapując się niemal na sam szczyt pionowego podjazdu, którego pozostałe załogi nie odważały się zaatakować bez wyciągarki. Ambrozja też musiał z niej skorzystać, ale do pełni szczęścia zabrakło mu dosłownie kilkudziesięciu centymetrów.

Bardzo dobre wrażenie wywierają również nasi jedynacy na quadach (konkurencji nie mają, więc już dziś możemy śmiało stwierdzić, że Polacy na pewno w tym roku znajdą się na pudle Rainforest Challenege:). Zarówno Mariusz, jak i Rafał sprawnie zaliczyli swoje próby, nie podpinając ani razu wyciągarki. Zmaganie się z potężnymi głazami czy błotem kosztowało ich jednak sporo sił.  

Ładnie zaprezentowały się dziś również załogi Caroline Team oraz Marek Adamczyk. Rafał Płuciennik i Maurycy Wolny mieli ogromnego pecha – po ciężkiej walce ukończyli najtrudniejszy z oesów (nr 7), ale niestety przekroczyli o minutę limit czasu:( „Siódemkę” jako jedyni z Polaków zaliczyli póki co Marek Adamczyk i Grzesiek Bogusz. Marek miał groźną przygodę – dostał  po głowie stalową liną, która urwała się jednemu z jego rywali.  

Pierwszy dzień zawodów nie obył się niestety bez strat w sprzęcie Polaków. W UAZ-ie Mirka Kozioła trzeba było podprostowywać drążek kierowniczy. Najbardziej jednak ucierpiał Range Rover Marka i Agnieszki Janaszkiewiczów, w którym urwał się wał napędzający wyciągarkę mechaniczną, przy okazji demolując przy tym obie miski olejowe (silnika i skrzyni biegów). Obecnie (jest już przed północą) trwa reanimacja auta, którą zajmują się bezrobotne jak na razie chłopaki od Ambrozji.

Jutro kolejny dzień zmagań prologowych i nareszcie to, na co wszyscy czekali – pierwszy nocleg w dżungli. Trzymajcie kciuki – jeśli uda nawiązać się łączność satelitarną (mając niemiłe wspomnienia z ubiegłego roku, wolę niczego nie obiecywać:), na Terenowo.pl przeczytacie codzienne relacje z rajdu.

A za oknem od kilku godzin trwa ulewa...

Text i foto: Arek Kwiecień / Sigma Pro – korespondencja z Awana Kijal
(05/12/2008)



fot. Arek Kwiecień / Sigma Pro