Zawód: mechanik – na przykładzie z życia wziętym

Rajd to dla nich okres wytężonej, nielimitowanej pracy, podczas której zdarza im się wielokrotnie nie dosypiać, nie jeść, moknąć na deszczu... Pozostają zwykle anonimowi, bywają czasem niedoceniani, ale często to ich zasługą jest sukces całego zespołu. Życie rajdowych serwisantów pełne jest wyrzeczeń, ale bywa również satysfakcjonujące – w ramach pracy można zwiedzić obce kraje, przeżyć niezwykłą przygodę, a na koniec świętować z cały zespołem sukces na mecie.

Dla Adama Spurtacza z zespołu NAC Rally Team rajd Silk Way Rally w Rosji rozpoczął się prawie na tydzień przed oficjalnym startem zawodów (a ściślej mówiąc wiele tygodni wcześniej, podczas których w warszawskim serwisie przygotowywano auta do występów). Rankiem 3 lipca ciężarowy MAN z lawetą, na której spoczywały dwie rajdówki: Mitsubishi Pajero T2 i Unimog T4, wyruszył z Warszawy w stronę Moskwy. Kierował się jednak nie na wschód, lecz na... północ. Organizatorzy rajdu utworzyli bowiem konwój dla jego zachodnioeuropejskich uczestników, do którego można było dołączyć po drodze. Jego celem było sprawne przekroczenie granicy z Rosją. Sęk w tym, że karawana na teren Rosji miała wjechać od strony... Finlandii. Dlatego warszawski zespół udał się na północ w kierunku Estonii, by później z Tallina przepłynąć promem do Helsinek.

- To było wyśmienite rozwiązanie! - opowiada Adam Spurtacz. - Organizatorów spotkaliśmy na kilometr przed granicą. Z ich pomocą szybko przygotowaliśmy stosowne dokumenty i bez najmniejszych problemów, szybko wjechaliśmy na teren Rosji. Jedynym niecodziennym przepisem (o którym wiedzieliśmy jednak zanim wyjechaliśmy z domu), był wymóg, aby każdy samochód miał „przypisanego” do siebie kierowcę. Dlatego podróżowaliśmy we trzech. Ten sam kierowca miał obowiązek być również obecny przy opuszczaniu kraju.

Rajdowy konwój do Moskwy konwojem był tylko z definicji – nikt nikomu nie kazał jechać gęsiego. Na granicy zespołu otrzymywały szczegółowe roadbooki, które jak po sznurku zaprowadzały ich samodzielnie na stadion Łużniki, gdzie zorganizowano miasteczko rajdowe.

- U celu w Moskwie byliśmy w piątek po południu – opowiada Adam. - Nareszcie można było odsapnąć, bo cztery dni w podróży dają nieco w kość. To nie oznacza jednak, że położyliśmy się do góry brzuchami...

Najlepszym remedium na chorobę lokomocyjną jest ruch i praca! Serwisanci NAC-a z miejsca zabrali się do rozpakowywania aut, przeszli badania techniczne i załatwili formalności administracyjne. Dopiero potem z poczuciem dobrze wykonanej misji położyli się spać.

W sobotę cały zespół już w komplecie (reszta ekipy przyleciała w czwartek z Warszawy w 3-godziny samolotem...) wziął udział w odprawach, gdzie serwisanci dowiedzieli się m.in. o korzyściach płynących z przestrzegania przepisów ruchu drogowego, a także o czuwającymi nad ich poczynaniami GPS-ami, które zamontowano we wszystkich pojazdach. Naruszenie wyznaczonego terminu, zjechanie z trasy czy przekroczenie dozwolonej prędkości miały być surowo karane. Organizatorzy, z których wielu zdobywało doświadczenie na Dakarze oraz wcześniejszych edycjach SWR, mieli pełną świadomość, jak utemperować tłum pojazdów i osób uczestniczących w rajdzie. Pierwszym sprawdzianem, czy uważanie ich wysłuchano, była sobotnia dojazdówka z Moskwy do Riazania. Nauka pierwszego dnia poszła jeszcze w las, bo organizatorzy zebrali od różnych zespołów (jednak nie NAC-a) aż 20 tysięcy Euro kar! To podziałało już na wyobraźnię...

Choć rajdówki NAC Rally Team od dawna już były gotowe do startu, ich sprawdzenie, końcowe regulacje (np. świateł przy pełnym obciążeniu auta) i tankowanie (Unimog ma zbiornik w środku, tak więc trzeba było znaleźć stację z odpowiednio długim wężem), zabrały serwisowi jeszcze cały sobotni wieczór i pół nocy. - Woleliśmy wszystkiego się upewnić – opowiada Adam – Prace skończyliśmy o 2 nad ranem, położyliśmy się spać o 3, a już o 5 była pobudka. Zawodnicy ruszyli na start pierwszego oesu, a my w daleką podróż dojazdówką – blisko 800 kilometrów do Wołgogradu.

Zadaniem mechaników jest dbałość o kondycję techniczną samochodów, tak więc prowadzeniem serwisowego MAN-a i drugiej wynajętej terenówki, pełniącej funkcję „szybkiego serwisu” (sprawdziła się na przykład, gdy należało szybko dokupić lusterko Kamaza pasujące do Unimoga) zajmowali się wypoczęci kierowcy. W tym czasie serwisanci mogli odsypiać zarwaną noc lub... podziwiać krajobrazy. W trakcie oesów z zawodnikami nie mieli kontaktu, choć na wszelki wypadek przez cały czas dysponowali włączonym telefonem satelitarnym.

Długa podróż do Wołgogradu została ekipom serwisowym wynagrodzona dwudniowym pobytem w jednym miejscu. Gdy w poniedziałek rajdówki wyruszyły na trasę, mechanicy nareszcie mogli się zregenerować. Jedni spali, inni czytali lub opalali się. Niemal przez cały czas kantyna wydawała posiłki – 3 dziennie, w tym 3-daniowy obiad (z lodami!). Jeść można było do woli, każdy mógł wrócić po repetę. Przez cały dzień prysznice oferowały ciepłą wodę – nawet o 4 nad ranem. Na jednym z kolejnych obozów na utrudzonych (i ubrudzonych) czekał basen. - Tak, to niewątpliwe zalety naszego fachu – rozpromienia się Adam Spurtacz. - Gdy jednak zawodnicy wracali z trasy, my rzucaliśmy się w wir roboty, a oni mogli udać się na zasłużony odpoczynek.

Samochody NAC Rally Team w trakcie rajdu nie wymagały wielu napraw. W Pajero raz konieczna była wymiana zacisku hamulcowego przy przednim lewym kole oraz jednego z amortyzatorów. Codziennie również trzeba było poprawić nisko zawieszony przedni zderzak. Unimog wymagał nieco więcej uwagi, ponieważ kłopoty zaczęła sprawiać skrzynia biegów.

- Podczas pobytu w kolejnym obozie w Eliście pogoda się popsuła i przez całą noc, gdy pracowaliśmy, trwała ulewa – opowiada Adam. - Pajero stało pod namiotem, więc nie był to problem, ale na Unimoga (i na nas) padał deszcz. Trochę przemokliśmy, ale nikt nie narzekał. Taką mamy pacę i już! Odpowiadaliśmy za to, by auta dotarły do mety. Serwisowe noce w Rosji bywały długie i wyczerpujące, ale na szczęście w ich czasie zajmowaliśmy się głównie sprawdzaniem naszych rajdówek. Obie ukończyły rajd, więc chyba spisaliśmy się!

Silk Way Rally 2012 z powodu klęski żywiołowej, która nawiedziła rejony Gelendżik, zakończył się dzień wcześniej niż planowano w Majkopie. Po rozdaniu nagród rajdowcy rozlecieli się po świecie, a mechanicy zabrali się za wielkie pakowanie. - Zajęło nam ono cały piątek – wspomina Adam Spurtacz. - W drogę powrotną wyruszyliśmy w sobotę rano, jadąc znów według precyzyjnego roadbooka organizatorów, który wskazywał nam nie tylko trasę, ale i miejsce noclegowe. We wtorek dotarliśmy na granicę rosyjsko-fińską, a w czwartek, 19 lipca, rano – niemal tydzień po zakończeniu rajdu – do Warszawy.

Praca rajdowych serwisantów to kierat, który trzeba lubić. Gdy „zwykli” mechanicy kładą się spać, oni dopiero dostają auta w swoje ręce. W trakcie podróży nie mają czasu na zwiedzanie, choć zmieniający się krajobraz za oknem auta ma swój urok. Rosja przy fińskiej granicy wygląda zupełnie inaczej niż w rejonie Morza Czarnego. Szybkiej zmianie ulega również klimat – nad morzem panował upał, a na północy Rosji było ledwie 14 stopni Celsjusza. - Na pewno nie żałuję tego wyjazdu – mówi Adam. - Poznałem nowy kraj i chętnie do niego wrócę, bo jestem Rosją pozytywnie zaskoczony. Mieliśmy sporo pracy, pokonaliśmy wiele kilometrów, ale było bardzo fajnie! Z mojego punktu widzenia rajd był świetnie zorganizowany – zwłaszcza dla nas, czyli ekip serwisowych.

Kolejnymi zawodami, w których weźmie udział NAC Rally Team, będzie Rajd Maroka. Dla członków zespołu Afryka będzie na pewno nie mniej fascynująca. Opieka organizatorów może być jednak dużo skromniejsza. Dla nich to jednak bez znaczenia!

Text: Arek Kwiecień, fot. Archiwum

ZOBACZ TAKŻE: Polacy na Jedwabnym Szlaku. W sobotę startuje Silk Way Rally 2012  | Polacy na Dzikim Wschodzie. Wystartował Silk Way Rally 2012 | II etap Silk Way Rally 2012: lis w potrzasku | III etap Silk Way Rally 2012: pustynne ulewy | IV etap Silk Way Rally: awans Polaków |
Niespodziewany finał Silk Way Rally 2012! Sukces Martona, dramat Beaupre