Wywiad z Tomkiem Łukasikiem, uczestnikiem rajdu El Chott 2006

- Byłeś uczestnikiem rajdu El Chott zarówno w tym roku, jak i w roku ubiegłym. Edycja 2005 była bardzo trudna, wiele załóg zakosztowało noclegu na pustyni, nie mogąc ukończyć etapu. Czy tegoroczny rajd zmienił się, stał się nieco łatwiejszy?
- Tak, było to bardzo odczuwalne. Organizator chyba wystraszył się wypadków z ubiegłego roku i tym razem starał się nam ułatwić zadanie. W moim odczuciu „przegiął” teraz w drugą stronę – odcinki były stosunkowo proste i dużo krótsze. Dodatkowo z powodu opadów deszczu, jazda po piachu była znacznie łatwiejsza. Grunt był twardy, przez co samochody stosunkowo rzadko się zakopywały. Z pewnym niedosytem, ale i jednocześnie ulgą wspominaliśmy poprzedni  rajd, na którym niejednokrotnie przerzucaliśmy łopatami tony piachu...

- W ubiegłym roku w zawodach wystartowało 66 załóg. Tym razem było ich dużo mniej. Czyżby reszta wystraszyła się?
- Na pewno jest to jeden z powodów, ale – jak się później okazało – ich obawy były bezpodstawne. Kolejną przyczyną była prawdopodobnie zbieżność terminów innych rajdów pustynnych, takich jak Erg Oriental, który odbył się tuż przed El Chottem, czy rajd UAE Desert Challenge w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. My wybraliśmy El Chott, ponieważ już znaliśmy ten rajd i wiedzieliśmy, czego mniej więcej można się na nim spodziewać. Chcieliśmy również udowodnić, że nasz ubiegłoroczny wynik – 4 miejsce w klasie profesjonalnej - nie był wcale przypadkiem. Nasi konkurenci, choć było ich nieco mniej, należeli w tym roku do ścisłej czołówki załóg ścigających się w rajdach pustynnych. Danser, to zwycięzca tegorocznego Tuareg Rallye oraz El Chottu z 2004 roku. Schmude kierował Mercedesem, którego waga, to zaledwie 1400 kilogramów. Nie ma się czemu dziwić – on żyje z tuningowania „Gelend” i jest świetnym profesjonalistą. Frankhauser jechał mocno „dłubniętą” Toyotą z silnikiem 4.2 l, z intercoolerem i common rail i „poważnym” zawieszeniem. Polskich Tomcatów nie muszę oczywiście przedstawiać - to profesjonalne, zbudowane od podstaw rajdówki, które wystartują w zbliżającym się „Dakarze”.

- Wasza Toyota określana zaś jest jako „blaszanka”…

- Wcale się tym nie przejmowaliśmy. Chcieliśmy pokazać, że nawet zwykłym autem, z oryginalnym silnikiem i nieznacznie zmodyfikowanym zawieszeniem, możemy podjąć walkę z profesjonalnie przygotowanymi maszynami. Na razie starty w rajdach pustynnych traktujemy jako naukę i etap zbierania doświadczeń. Czas na sukcesy Desert Racer Team przyjdzie wraz ze zdobytym doświadczeniem i odpowiednim wsparciem sprzętowym. Ostatecznie zajęliśmy 7 miejsce, ale biorąc pod uwagę fakt, jak silna była konkurencja, wynik ten postrzegam jako duży sukces. Przed nami znalazły się wyłącznie samochody zbudowane specjalnie do wyścigów pustynnych. „Blaszanka” okazała się nie gorsza od „plastików”. Nie chcę się chwalić, przez większą część rajdu zajmowaliśmy w „generalce” wyższą pozycję od Tomcatów. To duża satysfakcja.

- Rozumiem, że 9. dzień rajdu wspominasz najmniej mile...

- To faktycznie był dla nas trudny dzień. W klasyfikacji generalnej zajmowaliśmy dotąd 5 pozycję, jadąc bardzo równo, poszczególne oesy kończyliśmy zawsze w dziesiątce, a raz nawet na 3 miejscu. Uważam, że trzecie miejsce naszej Toyoty wywalczone na oesie rajdu El Chott jest powodem do zadowolenia. Dziewiątego dnia, niestety, mieliśmy awarię układu kierowniczego. Udało nam się ją usunąć i dotrzeć do mety. Niestety, pochłonęło to sporo czasu i spadliśmy o 2 miejsca w generalce. No cóż, taki jest sport. W czasie trwania całego rajdu nasza Toyota sprawowała się bardzo dobrze, szczególnie jak na swoje lata. Nie przytrafiła się nam żadna, naprawdę poważna, awaria.

- Planujesz występ w „Dakarze” 2009. Czy to nie jest zbyt odległy termin?
- Wręcz przeciwnie. Zostało nam tylko 2 lata. Przed „Dakarem” chciałbym się porządnie nauczyć jazdy po pustyni, dlatego każdego roku planujemy jeszcze wystartować w 2 rajdach pustynnych. Przed nami jeszcze, więc tylko 4 rajdy „treningowe”, a to wcale nie tak dużo. W międzyczasie planuję budowę nowego auta, bo naszym poczciwym „Śmietnikiem” na „Dakar” raczej się nie wybiorę. Nie chcę zdradzać szczegółów, ale na pewno będzie to auto zbudowane na bazie seryjnego modelu, czyli – nadal „blaszanka”. Optymistyczne plany zakładają rozpoczęcie budowy w połowie roku 2007 i ukończenie jej na początku roku 2008 tak, aby nowym autem wystartować jeszcze w 2 rajdach. W sezonie 2007 nadal startować będziemy starą Toyotą, w której chciałbym wprowadzić jedynie kilka dodatkowych modyfikacji. Zamierzam m.in. przetestować na niej nową koncepcję zawieszenia, które miałoby być zamontowane także w nowym aucie.

- Gdzie wystartujesz zatem w roku 2007?

- Za wcześnie jeszcze, by o tym mówić. Planujemy starty gdzieś indziej niż w Tunezji. Tak, jak mówiłem, rajdy te traktujemy jako naukę pustyni i w związku z tym musimy poznać inne części Sahary, gdzie wydmy są inne niż w Tunezji. W grę wchodzą rajdy w Maroku, lub Libii. Wszystko zależy od funduszy, rajdowego kalendarza i sytuacji zawodowej. Nie mogę rzucić pracy i wyjechać nieoczekiwanie na rajd, bo wrócę z niego jako bezrobotny. Off-road to moje hobby, ale muszę jeszcze na nie zapracować. Wszelkie decyzje odnośnie naszych planów startowych zamieścimy na pewno z wyprzedzeniem na naszej stronie www.desert-racer.eu, na którą zapraszam wszystkich czytelników "Wypraw 4x4".

- Jak oceniasz szanse polskich Tomcatów w rajdzie „Dakar” 2007?
- Życzę im jak najlepiej, będę im gorąco kibicował. Im więcej sukcesów Polaków, tym lepiej dla nas wszystkich. Im będę szczególnie kibicował, bo tak jak i ja, nie są zawodowymi kierowcami, którzy tym zarabiają na życie, tylko robią to dla samych siebie. Powodzenia.

- Problemem zawodników planujących występ w "Dakarze" są najczęściej finanse. Czy wiesz już, jak zdobyć możnego sponsora?
- To moja słodka tajemnica. Ostatnio w tej kwestii jestem jednak optymistą. Nasz zespół rozpoczął bliską współpracę z Polsko-Szwajcarską Izbą Przemysłowo-Handlową, jednym z poza sportowych celów tego projektu jest popularyzacja współpracy gospodarczej pomiędzy Polską i Szwajcarią. Desert Racer Team daje sponsorom niepowtarzalną szansę zaistnienia na rynku polskim i szwajcarskim równocześnie.

- Zapewne masz już całą listę firm i przyjaciół, którym chciałbyś już podziękować...
- Korzystając z okazji, chciałem podziękować naszym sponsorom i wszystkim, którzy pomogli nam w osiągnięciu mety rajdu El Chott. Na pierwszym miejscu wymienię człowieka, który od początku bardzo się zaangażował w organizacje wyjazdu na ten rajd, miał z nami tam być, zatrzymały go jednak sprawy rodzinne. Nawet, gdy już wiedział, że nie pojedzie nie odpuszczał i to w dużej mierze dzięki niemu tam byliśmy. Tym człowiekiem jest Robert Sienkiewicz, któremu bardzo dziękujemy. Pawłowi Grotowi, którego firma G&G Studio wsparła nasz wyjazd finansowo. Wsparli nas finansowo również: Shell Polska, ZUH Sosnowski. Specjalne podziękowania należą się Krzysztofowi Franciszewskeimu „Kylonowi” właścicielowi firmy Wyprawa 4x4 oraz Michałowi Horodyńskiemu właścicielowi firmy Club Mud oraz wydawnictwa Wyprawy 4x4 - nie dość, że są z nami od pierwszego rajdu 3 lata temu, to nieustannie wspierają nas jak tylko mogą. Rajd przejechaliśmy na oponach dostarczonych przez firmę Janpol oraz w fotelach firmy Bimarco. W zawieszeniu tym razem wykorzystaliśmy produkty Super Pro, dostarczone przez sklep rajdy4x4.pl. Przez cały rok od poprzedniego El Chott wspierała nas firma Orbis Transport. Dziękujemy także Thomasowi Lampertowi, właścicielowi firmy Schlossgarage Lampert AG z Liechtensteinu, który serwisuje na co dzień Toyotę oraz Jackowi Wicenciakowi właścicielowi firmy Japan Sport Serwis, który także przygotowywał auto do rajdu. Pawłowi Janystowi właścicielowi firmy Jansport za wyposażenie naszego teamu w torby i plecaki do spakowania całego naszego dobytku, oraz Robertowi Mularczykowi za niecodzienną postawę. Marcinowi Piątkowi oraz Sylwii Major za update naszej strony www.desert-racer.eu. Dziękujemy wszystkim uczestnikom rajdu za wspaniałą wspólną zabawę, na czele z naszymi kolegami z Tomcat Teamu.

Text: Arek Kwiecień, Foto: ProjektDakar.pl / Albert Gryszczuk i Paweł Moliński

Artykuł opublikowany w magazynie "Wyprawy 4x4" nr 1 (7) / 2007.