Breslau Poland

Breslau Poland (134)

W oddali słychać szum. Nie jest to szum morskich fal, a rozpędzających się samolotów. Obozowisko znajduje się w bezpośrednim sąsiedztwie podwrocławskiego lotniska. Nie jest to jednak szum na tyle uciążliwy, by dręczył uczestników.
Organizatorzy 18. Breslau Rally – jesiennej odmiany klasycznego Drezno-Wrocław, która odbędzie się na południu Europy w dniach 24 września–1 października – poszli śladami polskich organizatorów imprez maratońskich i zaproponowali uczestnikom (a ściślej mówiąc załogom samochodowym) dwie klasy rajdowe: Breslau Cross Country oraz Breslau Extreme.
Henrik Strasser, dyrektor rajdu Drezno-Wrocław, wraz ze swoim nowym wspólnikiem, Bułgarem Alexandrem Kovatchevem (szefem Gladiator Off-Road, wielokrotnym uczestnikiem „Drezna” i „Saxonii”, utworzyli nową spółkę – „Breslau International GmbH & Co KG". Owocem ich współpracy będzie nowy rajd zorganizowany na wzór klasycznego Drezno-Wrocław, który odbędzie się w dniach 24 września – 1 października. Trasa zawodów wytyczona zostanie przez Węgry, Bułgarię i Rumunię.
Minęły zaledwie 3 tygodnie od rozpoczęcia zapisów na listę startową rajdu Drezno-Wrocław, a już zabrakło na niej wolnych miejsc. Organizatorzy otrzymali 300 zgłoszeń, które całkowicie wyczerpują przewidzianą pulę.
Po raz kolejny, już 3. raz w ostatnim pięcioleciu (zobacz: DW2009 i  BW2005 ), Polacy nie dali szans rywalom na najdłuższym terenowym maratonie Europy – rajdzie Drezno-Wrocław. 16. edycję zawodów w klasie samochodów zwyciężyła para Robert Kufel-Dominik Samosiuk, startująca Gratem 2. W klasie ATV triumfował po raz trzeci Krzysztof Kretkiewicz jadący Yamahą Grizzly 700. Również w klasyfikacji zespołowej najlepszy był polski 4XDRIVE TEAM w składzie: Kufel/Samosiuk, Schwarz/Kałamaga, Lechowicz/Ciechanowski. 2. miejsce zajął Toyota Katowice Team Toyota, a 3. RMF Caroline Team. jakby tego było mało, 3. lokatę w klasyfikacji ciężarówek do 7,5 zdobył Michał Ginter (etatowy pilot Traska), który tym razem nawigował Ralfa Finkela w Unimogu. W klasie najcięższej 4. lokatę wywalczył Krzysztof Ostaszewski.
Już tylko 80 kilometrów dzieli Roberta Kufla i Dominika Samosiuka od powtórzenia sukcesów Pawła Oleszczaka i Macieja Chełmieckiego z 2009 r. oraz Alberta Gryszczuka i Michała Krawczyka z 2005 r. Po raz trzeci w historii szansę na zwycięstwo rajdu Drezno-Wrocław ma polska załoga!
Po dwóch dniach zaciętych walk na poligonie drawskim zaciężna armia off-roaderów ruszyła do dalszego ziem zaboru. We środę pierwszy oes był okazją do pożegnania się z czołgówkami w okolicach Głębokiego, po czym akcja przeniosła się w stronę Bornego Sulinowa. W off-roadzie Polacy nie mają sobie równych, o czym świadczą (nieoficjalne) wyniki etapu: trzy pierwsze miejsca dla Oleszczaka, Schwarza oraz Kufla. W rajdzie prowadzi Robert Kufel i Dominik Samosiuk. Jak tak dalej pójdzie zniechęcimy Europę do przyjeżdżania na zawody, gdzie startują nasi reprezentanci…
Robert Kufel i Dominik Samosiuk do wtorkowego etapu startowali z pozycji liderów rajdu. 45 minut przewagi nad rywalami daje pewien komfort, ale duet zawodników nie zamierza stosować się do żadnych kalkulacji. Póki co Grat jedzie świetnie, a liderom sprzyja szczęście!
Po rozgrzewkowych dniach na terenie Niemiec rajd w poniedziałek przeniósł się na poligon w okolice Drawska Pomorskiego (Recza), tym samym wkraczając w decydującą fazę. Już pierwszy etap na terenie Polski, z ponad 200-kilometrową, urozmaiconą trasą, może mieć duży wpływ na wygląd końcowej klasyfikacji.
- W trakcie jazdy nie widziałem maski swojego samochodu! Śmierć w oczach! – opowiadał na mecie niedzielnego, mocno zakurzonego etapu, jego prawdopodobny zwycięzca (nie mamy jeszcze oficjalnych wyników) Robert Kufel. Polacy pokazali się z jak najlepszej strony. Niestety szansę na powtórzenie sukcesu sprzed roku stracił w skutek uszkodzenia auta Paweł Oleszczak.
Zwycięzcą rajdu Drezno-Wrocław 2010 zostanie ta załoga, która pokona wszystkie etapy równym, szybkim tempem i którą nie spotkają żadne niespodzianki. „Drezno” jak każdy rajd maratoński nie wygrywają auta najszybsze, ale najskuteczniejsze.
Kamp w tym samym miejscu co rok temu. Biuro rajdu na terenie targów lecz bardziej w lewo niż ostatnio (info dla tych co byli rok temu). Nastąpiła zmiana designu koszulek okolicznościowych - na plecach wielki ślad opony z angielskim napisem that's my race - prosto z Drezna donosi Michał Ginter (pilot Traska z poprzednich edycji DW).
W rozpoczynającym się w sobotę 16. rajdzie Drezno-Wrocław 2010 Polskę reprezentować będzie kilkadziesiąt zawodników, z których wielu zaliczanych jest do głównych faworytów imprezy. A jeszcze w 2004 roku w biało-czerwonych barwach startowały ledwie 3 załogi…
Jeszcze kilka lat temu finałowy etap rajdu Berlin-Wrocław był zwykłą pokazówką dla mediów i kibiców. Teraz to się zmieniło. Ostatni dzień zmagań być soczystą i długą przeprawą, urozmaiconą na dodatek oberwaniem chmury… Nic już jednak nie było w stanie przeszkodzić Pawłowi Oleszczakowi i Maciejowi Chełmickiemu w powtórzeniu sukcesu Alberta Gryszczuka i Michała Krawczyka z 2005 roku i odniesieniu zwycięstwa w rajdzie Drezno-Wrocław 2009! Jakby tego było mało, drugie miejsce wywalczyli rzutem na taśmę Marek Schwarz i Wojciech Kałamaga, a czwarte – Robert Kufel i Dominik Samosiuk, którym do „pudła” zabrakło dwóch minut. Zagranica została zdeklasowana.
Już tylko jeden etap dzieli nas od poznania zwycięzcy rajdu Drezno-Wrocław 2009. Czy będą nim Polacy? A może na podium znajdzie się więcej polskich załóg? Na razie tkwimy w niepewności…
470 kilometrów – aż tyle zawodnicy musieli pokonać w trakcie czwartkowego etapu „Hannibal”. Łatwo sobie wyobrazić, jak wiele kosztowało to ich wysiłku. W czołówce prawdopodobnie nie zaszły jednak poważniejsze zmiany. O najwyższe lokaty w „generalce” walczy Paweł Oleszczak, a w pierwszej dziesiątce powinni się jeszcze plasować Robert Kufel i Marek Schwarz.
Zaledwie 50 kilometrów pokonali zawodnicy w czasie środowego etapu rajdu Drezno-Wrocław. Wcale nie łatwych, ale gdy jest się przyzwyczajonym do etapów czterokrotnie dłuższych, tego rodzaju „pięćdziesiątkę” przyjmuje się zupełnie bezboleśnie. Dzień należał do „Ambrozji”, który – wciąż jadąc tylko z tylnym napędem! – pokonał wszystkich rywali, ani razu nie używając wyciągarki.
Wtorkowy etap był Czarnym Dniem dla wielu polskich załóg. Jeszcze nigdy nie zdarzyło się tylu poważnych awarii. Najbardziej ucierpiał zwłaszcza Trasek, który wrócił od obozu po wielu godzinach walki. Niezmiennie jednak Polacy wciąż plasują w ścisłej czołówce. We wtorek 2. miejsce zajął Marek Schwarz, a trzeci był Paweł Oleszczak. Pomimo uszkodzenia przedniego napędu, 9. lokatę wywalczył Jacek Ambrozik.
Jak rozpoznać, że rajd Drezno-Wrocław wszedł w decydującą fazę? Ano tak, że zabieram się do pisania tej relacji o 3.30 nad ranem, wokół mnie hałasują agregaty, kantyna z obiadami wciąż jest czynna, a wiele załóg nie wróciło jeszcze z trasy. Strach mnie ogarnia na myśl, że start do kolejnego etapu zapowiedziany jest na 9 rano…
Po „rozgrzewkowym” prologu dziś mieliśmy „odpoczynkowy” etap I. Trasa w kopalni odkrywkowej nie nastręczała większych trudności zawodnikom, a jedynym kłopotem był.. roadbook, w którym podobno znalazły się błędy.
Off-roadowego miasteczka, jakie wyrosło w centrum Drezna z okazji rozpoczęcia rajdu Drezno-Wrocław, mogłyby pozazdrościć największe imprezy motoryzacyjne na świecie. Na każdą z blisko 300 maszyn biorących udział w rajdzie przypada kilka dodatkowych samochodów (nierzadko ciężarówek) serwisowych, aut należących do znajomych, krewnych i kibiców, nie wspominając już o armadzie pojazdów organizatorów czy wozach dziennikarzy. – Atmosfera przypomina stare, dobre czasy „Chorwacji” – rozrzewnił się Wojtek Polowiec, który dziś zainaugurował swoją karierę w rajdach maratońskich.
Już w sobotę rusza XV rajd Drezno-Wrocław. 300 maszyn na starcie i 1500 osób w obozie reprezentujących wiele narodowości z całego świata czynią z tego rajdu największą imprezę off-roadową w Europie. Wśród zawodników startujących tym roku bardzo mocny zespół biało-czerwonych, którzy już nie raz udowodnili tu, że należą do europejskiej czołówki. W klasie samochodów zwyciężali Albert Gryszczuk i Michał Krawczyk, w klasie quadów dwukrotnie triumfował Krzysztof Kretkiewicz, wśród ciężarowców wygrywał Krzysztof Ostaszewski. Czy jest szansa, że powtórzymy któryś z tych sukcesów? Myślę, że ogromna.
W klasie ciężarówek ponad 7.5 ton drugie miejsce zajął Krzysztof Ostaszewski, wśród motocyklistów 9. był Wojciech Rencz, a najlepszą polską załogą samochodową został duet Oleszczak-Chełmicki, który uzyskał 8. czas. Zwyciężyła braterska załoga Hellgethów, która na rajdzie dała popis jazdy swoim Unimogiem.
Etap czwartkowy był trudny, a piątkowy... jeszcze trudniejszy. Rajd szybkościowy zamienił się w przeprawówkę przerywaną sprintami przez poligon, gdzie na zawodników czekała kolejna przeszkoda. W tych warunkach uprzywilejowani powinni się czuć kierowcy mający doświadczenie w rajdach ekstremalnych, ale to właśnie najlepszy z nich – dwukrotny zwycięzca Croatii Trophy – Niemiec Henrik Strasser o etapie tym będzie śnił w sennych koszmarach.
Jeżeli zapowiadałem wcześniej, że czwartkowy etap będzie miał charakter „odpoczynkowy” – myliłem się. Choć miał tylko 80 kilometrów, na jego trasie znajdowało się mnóstwo przeszkód o charakterze przeprawowym, co dla wielu aut przysposobionych raczej do ścigania się w terenie było sporym wyzwaniem. W odróżnieniu od wczorajszego „Hannibala” dziś zabrakło spektakularnych dachowań i groźnych awarii.
Zgodnie z przewidywaniami o 9 rano dnia następnego (czwartek) meta „Hannibala” wciąż jest otwarta, ale większość załóg jest już w obozie. Na trasie znajdują się nieliczni pechowcy zmuszeni do nocowania poza obozem. Jest piekielnie sucho, więc etap nie był aż tak ciężki jak w ubiegłym roku, ale 400 kilometrów w terenie też wielu dało się we znaki. Jednym z tych, którzy zapamietają „Hannibala” na długo jest Mirek Kozioł, który 2 kilometry przed metą około północy... koziołkował swoi UAZ-em. Etap ukończył na holu za Discovery Tomka Zatoki. Auto wyglądało na bardzo pokiereszowane, ale Polacy nie poddają się.
O godzinie 7 rano zawodnicy wyruszyli na najdłuższy etap tegorocznego rajdu Drezno-Wrocław – 400-kilometrową trasę z Żagania do Recza, która nieprzypadkowo nosi nazwę „Hannibal”. Najlepsi na mecie powinni pojawić się wieczorem. Maruderzy – prawdopodobnie dopiero w czwartek rano. Etap dla Polaków rozpoczął się raczej pechowo – Kowal zalał silnik, Schwarz znów urwał drążek kierowniczy, Smoczyca na dwie godziny utknęła na wodnej przeprawie.
141 km/h miał na liczniku Piotr Kowal, gdy pędził Tomcatem przez centrum Żagania. Jego wyczyn uwiecznił miejski fotoradar, ale kierowca zamiast kosmicznego mandatu i powtórki z prawa jazdy dostał dziś od organizatora... nagrodę.
W niedzielę rozegrano krótki, około 20-kilometrowy odcinek wokół schowanych pod kosmiczną kopułą „Wysp Tropikalnych”. – Pokonywaliśmy trzy okrążenia pętli o długości około 7 km – mówi Krzysiek Kretkiewicz. – Nie dało się jechać zbyt szybko, ponieważ był to rodzaj toru motocrossowego – pełnego dziur i hopek. W najlepszej sytuacji byli co, co startowali w środku stawki – mieli już wytyczony tor jazdy, a trasa nie była jeszcze zanadto rozryta. Zwyciężyłem prolog, więc startowałem jako jeden z pierwszych i niestety dwa razy zgubiłem się na pierwszym okrążeniu.
To, co nie udało się naszym piłkarzom przed dwoma tygodniami, nie było problemem dla naszych off-roaderów. We wszystkich klasach rozpoczętego dziś rajdu Drezno-Wrocław triumfowali Polacy! W klasie samochodów – Marek Schwarz, w klasie ciężarówek – Krzysztof Ostaszewski, wśród motocyklistów najszybszy był Wojciech Rencz, a wśród kierowców quadów – Krzysztof Kretkiewicz.

Finałowy etap rajdu Berlin-Wrocław był zazwyczaj mało znaczącą dogrywką, takim – znanym z wyścigów kolarskich – „etapem pokoju”, na którym zawodnicy częściej popisywali się efektownymi akcjami wzbudzającymi aplauz kibiców, niż angażowali się w walkę o wyższe lokaty. XIII rajd Drezno-Wrocław różnił się jednak znacznie od poprzednich edycji. Bardzo ciężka trasa i kiepskie warunki pogodowe spowodowały, że tegoroczny rajd zostanie zapamiętany jako z najtrudniejszych w historii. I pomyśleć, że kiedyś był nazywany rajdem szybkościowym... W tym roku była to typowa przeprawówka, na której bez wyciągarki i dobrych opon ani rusz.

Kilkadziesiąt dni po historycznym zwycięstwie polskiej załogi nad koalicją zagranicznych off-roaderów w rajdzie Croatia Trophy nasi zawodnicy znów mieli okazję zmierzyć się z terenową resztą Europy – 24 czerwca rozpoczął się XII rajd Berlin-Wrocław. Pojedynek ten tym bardziej był dla nas prestiżowy, iż występowaliśmy w nim w – rzadkiej dla naszych sportowców – roli faworytów. Polskie auta na starcie rajdu pod Berlinem budziły niekłamany szacunek prześwietnych rywali, mających żywo w pamięci spektakularny triumf Alberta Gryszczuka i Michała Krawczyka w ubiegłorocznej edycji zawodów.
Start w rajdzie „Dakar” 2007 – taki cel wyznaczyli sobie Albert Gryszczuk i Michał Krawczyk. Pierwszy krok, i to znaczący, już wykonali, odnosząc sensacyjne zwycięstwo w słynnym europejskim klasyku – rajdzie Berlin-Wrocław 2005.
Data i miejscowość się zgadzała. 3 lipca, podwrocławski Trzebień. Życie w maleńkiej wiosce toczyło się jednak swym leniwym rytmem, a indagowani przeze mnie mieszkańcy wzruszali ramionami i kręcili głowami. Dopiero stały bywalec okolic sklepu z alkoholem na pytanie, czy słyszał o odbywającym się tu finałowym etapie X rajdu Berlin-Wrocław – jednego z najbardziej znanych rajdów terenowych w Europie, wyraźnie ożywiony zamachał ręką w trudnym do określania kierunku, radząc, abym tam właśnie się udał.