Breslau Poland 2017 – sukces na wyciągnięcie ręki

Rajd Breslau Poland przekroczył już półmetek i zbliża się ku sobotniemu finałowi. Mimo ciężkiej trasy, niekorzystnej pogody i wypadków losowych, z którymi borykają się nasi zawodnicy, dobry humor nas nie opuszcza, bo Polacy nieustająco plasują się w ścisłej czołówce wielu rajdowych klas. Jak tak dalej pójdzie, czeka nas powtórka z ubiegłego roku, kiedy to nasi reprezentanci osiągnęli liczne sukcesy indywidualne, okazując się najlepszą drużyną imprezy.

Wtorek – słoneczny i piękny krajobrazowo – był dla rajdowców wytchnieniem. – Trasa oesów strasznie mi się podobała, była wręcz wspaniała! - opowiadał Arek Lindner, walczący w quadowej klasie cross-country. - Można było jechać niemal na pełnym gazie. Do tego techniczne odcinki, wspaniała pogoda, po prostu super. Po dzisiejszym etapie, mimo że był wymagający, nie czuję się tak zmęczony jak po poprzednim, a pokonaliśmy setki kilometrów. Po pechowym dla mnie poniedziałku dokonałem kilku zmian w skrzyni biegów, na czym dzisiaj wiele zyskałem. Prędkość maksymalna quada wzrosła o około 15 km/h. Żałuję tylko, że wcześniej nie zdecydowałem się na te modyfikacje. Zmieniłem również metromierz i sposób nawigowania. Zazwyczaj nawiguję po roadbooku na tzw. total, ale dziś postanowiłem sprawdzić, jak będzie mi się jechać krata po kratce. Okazało się to, jak widać po wyniku, świetną decyzją. To był bardzo udany dzień, który bardzo optymistycznie nastraja na kolejny odcinek i resztę rajdu.

We środę zawodnicy zmagali się tradycyjnie z maratońskim etapem Hannibal, który z Bobolic zaprowadził ich z powrotem do Drawska Pomorskiego. Planowana długość oesów została wprawdzie skrócona z 328 do 248 km (plus należało pokonać 180 km dojazdówek), ale wymagania terenowe nie zmieniły się, a dodatkowy smaczek stanowił nocny oes rozegrany na poligonie drawskim. Chwile zwątpienia pojawiły się w zespole Kowal Extrem Off-road, w którego Gracie urwał się most.

Na szczęście koledzy off-roaderzy nie zawiedli i zielony Grat stawił się na starcie nocnej dogrywki.

W czwartek zawodnicy ponownie zmagali się z trudnościami poligonu drawskiego. - Dziś pokonaliśmy prawie 160 kilometrów w terenie – opowiada Maciej Radomski, który wraz z Jarkiem Andrzejewskim zmierza pewnie po drugie zwycięstwo w „Breslau” w samochodowej klasie extrem. - Z nawigacją nie mieliśmy problemu, podobnie jak z trzema ciężkimi przeprawami, które na nas czekały. Planowaliśmy dziś jechać raczej wolno, ale skończyło jak zawsze... Awarie nas omijają, jednak w kościach czujemy już trudy rajdu. Trasa potrafi nas mocno sponiewierać – często bywa dziurawa, wyjeżdżona, bo nieraz pokonujemy fragmenty, które pokonywaliśmy już wcześniej. Pogoda również nie jest zbyt wakacyjna: jest dosyć chłodno, często pada deszcz... Nie znamy niestety klasyfikacji generalnej, ale według naszych obliczeń powinniśmy mieć około 3h przewagi nad rywalami. Teraz musimy ją utrzymać aż do mety.

Na drugim odcinku specjalnym szóstego etapu rajdu Breslau doszło do groźnie wyglądającego wypadku, w którym uczestniczył Aleksander Piorczyński. Pierwszy na miejscu wypadku był Arkadiusz Lindner. Z otrzymanych przez nas informacji wynika, że na szczęście zawodnikowi z Miastka nic poważnego się nie stało. Doznał wstrząsu mózgu i jest trochę poobijany.

- Aleks jechał pierwszy, a ja jakieś 200 metrów za nim – opowiada Arek. - W pewnym miejscu na trasie była niewielka niecka jakieś 30 cm głęboka i 5 m długa. Jadąc ok. 110 km/h przeskoczyłem ją całą i wtedy zobaczyłem, że coś leży na trasie. Ledwo zdołałem odbić, by na to nie najechać i wtedy dotarło do mnie, że to człowiek. Szybko zatrzymałem się i wezwałem pomoc. Aleks leżał nieprzytomny, ale oddychał. Robiłem, co w moje mocy, by mu pomóc w oczekiwaniu na ratowników. Gdy już go zabrano, a mi pozwolono jechać dalej, wcale nie miałem ochoty wsiadać na quada. Usiadłem pod drzewem i siedziałem tak przez kilka minut. Nie obchodził mnie już zupełnie rajd, nawet o nim nie myślałem. W końcu ruszyłem do mety, ale jechałem, by dojechać. Nie mogłem zupełnie skupić się. Wyglądało to strasznie. Nigdy w życiu nie miałem takiej sytuacji, ale zachowałem zimną krew do końca. Najważniejsze by Aleks wrócił do zdrowia. 

Podczas Breslau Poland 2017 Polacy wyraźnie zaznaczają swą obecność w poszczególnych klasach rajdu. Michał Latoch ściga się ramię w ramię z najszybszymi motocyklistami rajdu. Arek Linder, Aleksander Piorczyński i Andrzej Pieron należą do awangardy quadowej klasy cross-country, a w jej ekstremalnej odmianie dominuje Remigiusz Kusy, któremu towarzyszą Tomasz Szulc i Tomasz Choszczewski. Artur Pesta i Przemek Budka walczą o najwyższe lokaty w klasie SSV Cross-country, a Grzegorz Brochocki i Krzysztof Kryger dzielnie stawiają czoła swoją Dacią Duster koalicji Bowlerów. W gronie ekstremalnych załóg obok dwóch wspomnianych wcześniej duetów Rumburaka i Grata nadal do mety zmierzają Marzena Kaczmarek i Bartosz Kulpiński (klasa Open), jak i Maciej i Beata Pelcowie (klasa Limited).

Sobotni finał już niedaleko. Ale wciąż nie można spoczywać na laurach. Tym bardziej że swoje „trzy grosze” dorzuca pogoda: z powodu ulewy start piątkowego etapu został opóźniony, a druga popołudniowy oes został odwołany.

AK, fot. Paolo Baraldi / Breslau Poland Rallye