Drezno-Wrocław 2008: rajd nabiera rumieńców

W niedzielę rozegrano krótki, około 20-kilometrowy odcinek wokół schowanych pod kosmiczną kopułą „Wysp Tropikalnych”. – Pokonywaliśmy trzy okrążenia pętli o długości około 7 km – mówi Krzysiek Kretkiewicz. – Nie dało się jechać zbyt szybko, ponieważ był to rodzaj toru motocrossowego – pełnego dziur i hopek. W najlepszej sytuacji byli co, co startowali w środku stawki – mieli już wytyczony tor jazdy, a trasa nie była jeszcze zanadto rozryta. Zwyciężyłem prolog, więc startowałem jako jeden z pierwszych i niestety dwa razy zgubiłem się na pierwszym okrążeniu.

W klasie samochodów etap niedzielny zwyciężyła Smoczyca Barona; Schwarz był piąty, Kozioł ósmy, Tolak dziewiąty, Oleszczak 21., Sachanbiński 25. Kowal – zdaniem organizatora – w ogóle nie wystartował:) – choć kilku świadków go widziało... – Oficjalnie dowiedzieliśmy się, że wyrzucił nas system komputerowy, uznając nas za załogę, która w ogóle w niedzielę nie wystartowała – mówi Andrzej Derengowski. – Zawinił system, do czego przyznał się organizator, ale niestety nie dało się już zweryfikować listy startowej do etapu poniedziałkowego, więc na trasę ruszaliśmy jako 182. załoga – za autami, ciężarówkami, nawet chyba tramwajami...

W pozostałych klasach Polacy też przodowali – wśród motocyklistów zwyciężył Wojtek Rencz, a wśród kierowców quadów... – tu niespodzianka – Mariusz Ryczkowski! Daleko sklasyfikowano Krzysztofa Ostaszewskiego, który dostał karę – w trakcie wyścigu jego pilot wysiadł na moment z ciężarówki, aby przymocować zbiornik, ale niestety zapomniał włożyć obowiązkowego kasku.

W poniedziałek rajd Drezno-Wrocław rozpoczął się wreszcie na dobre. Odcinek miał 104 km i reprezentował to, z czego rajd ten słynie: mnóstwo ścigania i nawigacji,  tumany kurzu, mało błota i kilka wodnych przepraw. Głównym problemem jest jednak kurz, który bardzo utrudnia życie zawodnikom. Zwłaszcza tym, którzy zmuszeni są wyprzedzać maruderów. - Z powodu kurzu mogliśmy za ciężarówką jechać w odległości nie mniejszej niż 100-150 metrów – opowiada Piotrek Kowal. - I gdy pojawiała się okazja do jej wyprzedzenia, byliśmy zwykle za daleko.

Najszybszym samochodem na poniedziałkowym etapie był bułgarski Mercedes Kovatcheva, trzeci czas uzyskał Marek Schwarz, a czwarty – Damian Baron. W klasie quadów „Krecik” powetował sobie wczorajsze niepowodzenie (w niedzielę był ostatecznie siódmy) i tym razem był najszybszy. Tylko minutę stracił do niego Jacek Bujański. Wśród motocyklistów Wojtek Rencz uplasował się na 3. pozycji.

text i foto: Arek Kwiecień / Sigma Pro

Adam Wolny, pilot Marka Schwarza:
Jest naprawdę ciężko. Dawno tu nie padał deszcz i jest bardzo sucho. Tumany kurzu, które wzbudzają poprzedzające nas załogi, są trudne do wytrzymania. Jechałem w masce i goglach, a i tak niewiele widziałem i ciężko było oddychać. Mieliśmy trochę „ułatwione” zadanie, ponieważ jechaliśmy w czołówce i niewiele aut nas poprzedzało. Ale potem dogoniliśmy motocykle i quady, które też kurzą niemiłosiernie... Poza tym kurzem nie mamy jakiś większych problemów.
Auto spisuje się dobrze, omijają nas awarie. Jedziemy na zwolnicach – co tu dużo mówić: to auto przygotowane  na zupełnie inne imprezy. Podjęliśmy decyzję o starcie w Drezno-Wrocław, ale nie było już czasu, aby kombinować, zmieniać mosty... Tym bardziej że nasze samochody zostały dopiero co zbudowane. Próbujemy jechać, tak jak się da. Dzisiaj musieliśmy niestety dociążyć auto – dołożyliśmy mu koło zapasowe, podnośnik z tyłu i teraz zupełnie inaczej się prowadzi. Zawieszenie jest bowiem przygotowane pod lekkie auto, takie jakim startujemy na co dzień w przeprawach. Chłopaki z Extremu4x4 są pod tym względem w lepszej sytuacji – Smoczyca została zbudowana z myślą właśnie o rajdach w rodzaju Drezno-Wrocław. Oni po prostu nie boją się, my jedziemy znacznie ostrożniej. Myślę, że jeśli nic im się nie zepsuje, to mogą tu wygrać. Choć pozostaje jeszcze kwestia nawigacji...
Dzisiaj błota nie było. Zapamiętałem dwie rzeczki, ale nie wywarły one na mnie większego wrażenia. Jak dla nas były płytkie – w rajdach przeprawowych zdarzają się znacznie głębsze. Przez cały dzisiejszy dzień nie musieliśmy ani razu używać wyciągarki. Nawet nam się do auta nie nalało...  Wiele innych załóg  miało jednak problemy, niektóre topiły się. Nie wiem czemu... Może nie są w ogóle przygotowani na wodę. A przecież i tak jest stosunkowo sucho! I w sumie szkoda – dla nas byłoby znacznie lepiej, gdyby padało. Tak jak w ubiegłym roku, gdy było tu podobno bardzo mokro, co faworyzowało auta lepiej przygotowane pod przeprawę. I tak jesteśmy zaskoczeni, że tak dobrze nam idzie. Większość załóg przyjeżdża tu od lat i wie, jak przygotować sprzęt. Dla nas to jednak nowość.
Wybierając Drezno-Wrocław, musieliśmy odpuścić Poland Trophy, które odbywa się w kolizyjnym terminie. Ale nie zdążyliśmy na pierwszą rundą, więc i tak nie mielibyśmy większych szans na dobry rezultat końcowy w cyklu.