Wydrukuj tę stronę

III etap Breslau Poland 2014 – w samo południe

W nagrodę za wytrwałość zawodników, którzy noc z niedzieli na poniedziałek spędzili najpierw oglądając mecz, a później walcząc przez kilka godzin w terenie, dzisiejszy, trzeci etap rajdu Breslau Poland 2014 rozpoczął się dopiero w południe. Wyrozumiały organizator nie tylko pozwolił odespać zarwaną noc, ale również zaplanował na dziś przyjemny, nietrudny etap o długości ponad 150 km.

Około 120 kilometrów oesu i kilkadziesiąt kilometrów dojazdówek umożliwiło zawodnikom przedostanie się z rejonów Drawska Pomorskiego w okolice innego „militarnego” miasteczka – Bornego Sulinowa. Trasa etapu wiodła w dużej mierze drogami leśnymi i nie sprawiła zawodnikom większych trudności. Dopiero w okolicy mety droga stała nieco bardziej dziewicza, co wzbudziło entuzjazm off-roaderów. - Trasa była bardzo szybka, w stylu Hannibala – mówi Remigiusz Kusy – lider klasy ATV Extreme. - Co rusz cisnęliśmy z prędkością 100-120 km/h, z manetką odkręconą do oporu. Kałuże były minimalne i większość przeskakiwaliśmy górą. To była bardzo przyjemna jazda.  W okolicach Bornego mieliśmy do czynienia z esencją „Breslau”. Trasa stała się bardziej kręta, tereny dzikie. Super dzień!

Trudniejszych przeszkód nie napotkali również zawodnicy jadący samochodami. - Było szybko, bez przepraw, tylko pod koniec parę kałuż – opowiada Maciej „Kopara” Radomski, pilot Marcina Biadały. - Nawigacja nie była wymagająca, prowadziła głównie dróżkami i duktami leśnymi. Niemal cały czas szliśmy na pełnym ogniu. Udało nam się wyprzedzić zawodnika, który był przed nami i jeszcze mu uciekliśmy. Z autem prawie wszystko w porządku – mieliśmy tylko mały defekt chłodnicy, woda się zagotowała, ale szybko to ogarniemy i jedziemy dalej.

Tegoroczne Breslau podoba się również debiutantom. Nikodem Suzin, startujący Polarisem 1000 w klasie UTV, choć nie omijają go przygody, o zawodach wypowiada się ciepło: - Wczoraj mieliśmy awarię – zgięliśmy drążek, wahacz i amortyzator. Naprawa się udała, choć nie w stu procentach. Nie możemy jechać z pełną szybkością, ale dajemy radę. Dziś trasa była zresztą na tyle łatwa, że... zapomniałem włączyć napęd 4x4. Super się jechało i dojechaliśmy do mety bez problemów. „Drezno” bardzo mi się podoba, jest to ciekawy rajd. Dotąd startowaliśmy wyłącznie w zawodach krajowych i jest to dla nas nowość.

Testy Grata 3 kontynuuje załoga 4xDrive. Jak wiecie, idzie im bardzo dobrze. - To był szybki etap, choć w roadbooku nie brakował ograniczeń prędkości – opowiada Robert Kufel. - Dopiero 15 km przed metą pokomplikowało się, głównie z powodu nawigacji. Aż 4 razy wracaliśmy na CPek, bo nie mogliśmy znaleźć właściwej drogi. W końcu okazało się, że w tym miejscu trasa była całkowicie zarośnięta trawą. Na pewno straciliśmy wtedy sporo czasu. Ale jeszcze wiele dni przed nami. Z autem wszystko w porządku – wystarcza mu zwykła obsługa serwisowa i oby tak dalej!

IMG_0836- Najbardziej męczący był dla nas odcinek o długości 10 km, który mieliśmy pokonać z prędkością nie wyższą niż 40 km/h – dodaje Maciek Szurkowski, pilot Wojtka Tolaka. - A tak to trasa była bardzo szybka – czasami wręcz za szybka. Na jednym z fragmentów oesu ograniczenie wynosiło 80 km/h, ale dziury były takie, że trudno byłoby osiągnąć taką prędkość. Muszę pochwalić roadbook, który został perfekcyjnie przygotowany. I nie przeszkadzają mi nawet zmiany, które czasem pojawiają się tuż przed etapem. Z naszym autem wszystko w porządku, czasem jedynie w kabinie jest trochę za ciepło. Brakuje klimatyzacji... I muszę dodać, że jestem pod ogromnym wrażeniem naszego zawieszenia, które jest nieporównywalne do tego, które było w poprzednim Wilku. Różnica jest kolosalna!

Najszybszą załogą samochodową klasy cross-country na III etapie okazali się Wojtek Tolak i Maciek Szurkowski. 2 minuty wolniej trasę pokonała Hanna Sobota startująca z synem Adamem. Grat 3 finiszował na miejscu piątym, a z dalszej jazdy zrezygnowali Katarzyna i Grzegorz Jankowscy. W klasie ekstremalnej najlepszy czas uzyskali Marcin Biadała i Maciek Radomski. Jarek Andrzejewski i Arek Lindner uplasowali się na 8. miejscu, a Maciej i Beata Pelcowie - na 31.

W klasie quadów oczywiście jesteśmy bezkonkurencyjni, podobnie jak w SSV cross-country:) Zagraniczni rywale nie podjęli rękawicy rzuconej przez Polaków. Ciekawy pojedynek toczy natomiast Grzesiek Ostaszewski, który w klasie ciężarówek jako jedyny ściga się z samym Alesem Lopraisem. Na dodatek z powodzeniem - w nocy był szybszy od słynnego Czecha, ale w dzień kierowca Tatry wziął na nim rewanż. Tata Grześka - Krzysztof - w poniedzialek zwyciężył za to w klasie Big Truck Extreme. Dzielnie walczy również osamotniony w klasie motocykli Piotr Krasuski, który bije się o pierwsze miejsce.

We wtorek, podczas IV etapu, zawodnicy zmierzą się z 200-kilometrowym oesem, zahaczając poligony w Czarnym i Okonku. Z prognoz pogody wynika, że może to być prawdziwie „afrykański” etap.

Text i foto: Arek Kwiecień / Sigma Pro, Kamel