IV etap Drezno-Wrocław 2010: szczęście sprzyja lepszym

Robert Kufel i Dominik Samosiuk do wtorkowego etapu startowali z pozycji liderów rajdu. 45 minut przewagi nad rywalami daje pewien komfort, ale duet zawodników nie zamierza stosować się do żadnych kalkulacji. Póki co Grat jedzie świetnie, a liderom sprzyja szczęście!

Najlepszym dowodem na przychylność losu jest zdarzenie, które ich spotkała na środku pustynnego odcinka. Chwila nieuwagi, przypadkowo wyłączone wentylatory i Grat stracił cały płyn chłodzący. Dla niektórych byłby to wyrok, ale Robert i Dominik już 10 metrów od samochodu napotkali strumyk! Całe zdarzenie kosztowało ich zaledwie 15 minut.

Szczęście miał również Marek Schwarz, który niemal tuż za startem, chcąc uniknąć uderzenia w pojazd, który zablokował mu drogę, wypadł z trasy, rolując swym Jeepem i lądując na boku. Gdy wyjrzał z kabiny, koło auta już stał Jeep konkurencyjnej załogi z Niemiec, a jej pilot szykował wyciągarkę do pomocy. „Rolkę” we wtorek zaliczył również Krzysiek Kretkiewicz, który obecnie ma już kilkanaście (!) przewagi nad konkurentami.

Załoga Grata prowadzi w rajdzie, ale nie zamierza sobie folgować – jesteśmy dopiero na półmetku. – Nadal będziemy jechać „swoje” – deklaruje Dominik Samosiuk.  - Celem jest meta, a nasza przewaga tylko pozornie wydaje się dużą. Wystarczy ominąć jeden punkt kontroli i dostajemy 2 godziny kary.

Bez żadnych kalkulacji w rajdzie walczy również  Łukasz Lechowicz, jeżdżący postluberdowym Jeepem Wranglerem. – Na „Dreźnie” jesteśmy po raz pierwszy  mówi. - Do tej pory startowaliśmy wyłącznie w rajdach przeprawowych. Jestem pod wrażeniem, jak duża to impreza. Nie nastawiamy się na żaden wynik. Wbrew pozorom nie jeździmy 100 km/h, jak niektórzy mówią – z taką prędkością łatwo przestrzelić jakiś zakręt. Podróżujemy spokojnie w stronę mety.

Wtorkowy etap miał około 140 km i cechował się dość szybką trasą urozmaiconą kilkoma przeprawami wodnymi i błotnymi, gdzie Grat zmuszony był dwukrotnie skorzystać z wyciągarki. O jeździe bezawaryjnej nie ma mowy – wszyscy narzekają na jakieś usterki. Marek Schwarz tak porwał (chińską) linę wyciągarki, że na koniec zostało mu zaledwie 10 metrów. Podobny kłopot spotkał m.in. Mirka Kozła. Do rywalizacji po dniu przerwy powrócił Paweł Oleszczak, któremu udało się reanimować auto.

Środowy etap podzielony jest na 2 części. Pierwszy oes, 70-kilometrowy odbędzie się jeszcze na poligonie drawskim. Potem zawodników czeka 90-kilometrowy transfer asfaltami w okolice Okonka, a następnie drugi, 45-kilometrowy oes z… niespodzianką (?).

Text i foto: Arek Kwiecień / Sigma Pro