Wydrukuj tę stronę

Prolog Drezno-Wrocław 2011 – adrenalina bucha

Szum trwa nadal. Wróciliśmy bezpiecznie do obozowiska, gdzie się posilamy, myjemy, naprawiamy, rozmawiamy i zdajemy relację z dnia prologu. Dzień pierwszy pełen emocji i ciekawych obserwacji. Może jednak zacznę od początku.

Poranek z pięknym słońcem tuż nad horyzontem, po nocy spędzonej w pojeździe, dopełniał barwy urokliwej atmosfery obozowej. Końcowe przygotowania i rejestracje do udziału w imprezie można było podpatrzeć w trakcie spaceru w kierunku porannej toalety. Organizator stanął na wysokości zadania, zapewniając odpowiednią ilość wyposażenia z dziedziny higieny. W namiotach gastronomicznych od wczesnych godzin rannych gromadzili się mieszkańcy obozowiska. Sącząc smakowitą kawę, zapewne rozmyślali o nadchodzących wydarzeniach dnia. Jedni o taktyce „rajdowania”, inni o taktyce fotografowania, reszta - Bóg wie o czym, ale każdy schodził na temat pogody, która z minuty na minutę zaczynała przybierać postać gradowych chmur. Gradu nie było, ale za to deszcz trochę postraszył. Po godzinie 10 nie było już kropli, a słońce skutecznie prażyło w ciemne miejsca wierzchniego ubioru. Tak było już do końca dnia, z małymi zachmurzeniami.

Start do prologu miał miejsce u stóp Wzgórza Andersa, które niejednokrotnie towarzyszyło motoryzacyjnym zmaganiom. Start najpierw szóstkami (motocykle), później czwórkami (quady i side by side’y), następnie trójkami (samochody) i w końcu dwójkami (ciężarówki) prowadził stromo pod górę. O dziwo niektórym nie udało się za pierwszym razem pokonać tej przeszkody. Na szczęście mokra, poranna trawa szybko wyschła i nawierzchnia wykazywała się przyczepnością. Techniki wdrapywania się były różne. Agresywne, zakończone „dłuuugimi” skokami, a później urwanymi drążkami, średnimi lub ich całkowitym brakiem. Następnie po dwóch półkach i mniejszych wzniesieniach, zawodnicy musieli zmierzyć się z ciasną szykaną wiodącą do stromego zjazdu, na końcu którego czekała ostra „nawrotka” w lewo. Szybka prosta i mały przesmykiem wracali na powtórne okrążenie. Motocykle  dwukrotnie, a pozostali jeden raz mniej. Czy ten odcinek stanowił dla nich problemy?

Tak. Dwa samochody położyły się na boku, a na sam koniec ich wyczyn powtórzyła ciężarówka. Ostry łuk w lewo, przy nawrocie na kolejne okrążenie po przejeździe kilkudziesięciu pojazdów wzbogacił się o głęboką, negatywnie wyprofilowaną koleinę. To ona była przyczyną „boków”, na szczęście niegroźnych. Poza nią nie było niespodzianek. Nie licząc drobnego potrącenia jednej z reporterek, przez pojazd typu side by side. Na szczęście skończyło się jedynie na niegroźnym zwichnięciu nogi.

Następnie pojazdy przemieściły się na tereny żwirowni i poligonu. Tam błądząc niejednokrotnie w meandrach ścieżek, w końcu trafiały na metę. Z mniejszymi bądź większymi sukcesami i stratami w pojazdach. Generalnie panuje dobra opinia o dniu sobotnim. Jedni mogli dać sobie upust emocjom nagromadzonym od dłuższego czasu, a inni skupili się na dostrojeniu pojazdów na dalsze etapy rajdu.

Dzisiejszy dzień ustala kolejność startów w następnym odcinku specjalnym. W niedzielę start w kierunku terenów poligonowych Żagania. Wszystko wskazuje na szybkie odcinki. Niech moc adrenaliny będzie z nami… wszystkimi.

Text i foto: Kamel