V etap Drezno-Wrocław 2010: trzech muszkieterów

Po dwóch dniach zaciętych walk na poligonie drawskim zaciężna armia off-roaderów ruszyła do dalszego ziem zaboru. We środę pierwszy oes był okazją do pożegnania się z czołgówkami w okolicach Głębokiego, po czym akcja przeniosła się w stronę Bornego Sulinowa. W off-roadzie Polacy nie mają sobie równych, o czym świadczą (nieoficjalne) wyniki etapu: trzy pierwsze miejsca dla Oleszczaka, Schwarza oraz Kufla. W rajdzie prowadzi Robert Kufel i Dominik Samosiuk. Jak tak dalej pójdzie zniechęcimy Europę do przyjeżdżania na zawody, gdzie startują nasi reprezentanci…

Środowy etap miał szybki charakter i pozbawiony był znaczących przeszkód. Większość zawodników nie miała nawet okazji, by skorzystać z wyciągarki. No chyba że źle oceniła przejazd przez bród, lub pomyliła trasę. Pod koniec pierwszego oesu czyhała pułapka: roadbook nakazywał skręt w bok przed ogromnym bagnem. Kto zagapił się (a było ich wielu), rozpoczynał nierówny bój z ciężką przeszkodą. Uważna nawigacja pozwalała objechać błoto po zwykłych szutrówkach… Niestety tam właśnie Mario widział wklejonego Zetrosa Krzysztofa Ostaszewskiego. Próbujący wyszarpać go MAN wyglądał na bezradnego… Polska ciężarówka, mimo kłopotów z zawieszeniem, wieczorem była jednak już w obozie.

DW2010_SRNa I oesie zawodnicy byli zdezorientowani, ponieważ na jednym z PKP-ów zabrakło… sędziów. Załoga medycznego wozu, która miała pełnić ich rolę, została wezwana do wypadku i musiała opuścić posterunek.
- Trasa była szybka i  niezbyt trudna – komentuje Darek Ziółkowski, który swą potężną Toyotą plasuje się w pierwszej dwudziestce zawodników. – Rano jeździliśmy trochę „po śmieciach”, trasa prowadziła nas w okolicach jakichś wysypisk. Popołudniu, w okolicach Bornego, było już dużo ładniej – ścigaliśmy się po piaszczystych drogach przez las, gdzie było jednak trochę wąsko.

Nie wszyscy zawodnicy walczą o podium. Wielu czerpie radość z samej jazdy, a ich celem jest osiągnięcie mety. – Jedziemy, by się uczyć – mówi Mario. – Świetnie się bawimy, ale jednocześnie staramy się jechać możliwie jak najszybciej. Gdy jednak widzimy kogoś w potrzebie, zawsze zatrzymujemy się, by mu pomóc. W ten sposób zyskaliśmy już wielu zagranicznych kolegów… Wczoraj kilka kilometrów przed metą napotkaliśmy Ilitisa z rozkraczonymi kołami. Załoga wyglądała na bardzo przybitą. Auto zapięliśmy za tył do naszego Patrola i doholowaliśmy do mety. Nie wiedzieli, jak nam dziękować!

- Rajd bardzo nam się podoba – mówi Jacek Ambrozik, który po raz pierwszy startuje tu nowym Discovery 3. – Roadbook jest pełen niespodzianek, do czego zdążyliśmy się już przez te kilka dni przyzwyczaić. Mam nowe auto, które jedzie, ale generalnie czeka mnie przy nim jeszcze dużo pracy. Szykowane było na nieco inne zawody, ale - zapewniam - ono będzie jeszcze jeździć i to bardzo dobrze. Na radzie jedziemy i poprawiamy, jedziemy i ulepszamy… Rzeczy Land Rovera są dobre, ale nie na takie ekstremalne warunki. Na przykład końcówki drążków są do bani. Nie wiem, kto je projektował, ale się nieco pomylił. Może one sprawdzają się na hinduskim asfalcie, ale nie na polskich szutrówkach…

W czwartek zawodnicy zmierzą się z Hannibalem. Chyba nie tak krwiożerczym jak zawsze, bo choć trasa liczy ponad 500 kilometrów, to jednak połowa niej to odcinki dojazdowe. Wieczorem etap zakończy się tradycyjną przeprawą przez Czerną w okolicach Żagania.

Text i foto: Arek Kwiecień / Sigma Pro