V etap Drezno-Wrocław 2012: chwila wytchnienia

Późna pobudka i start, a potem krótki i szybki etap bez większych trudności to było właśnie to, czego oczekiwali zawodnicy zmęczeni wtorkowymi zmaganiami. We środę mięli okazję nieco odsapnąć i przygotować się – mentalnie i fizycznie – na czwartkową rozprawę z Hannibalem.

Wtorkowe 250 kilometrów po mocno podlanym wodą drawskim poligonie dało się mocno w kość wszystkim zawodnikom. Kto wie, czy nie najtrudniejsze zadanie mieli motocykliści, którzy przeprawiali swe maszyny, brodząc w wodzie po szyję. - Było naprawdę ciężko, przez całą noc padał deszcz, tak więc każda przeprawa była wyzwaniem – mówi Marcin Kruger. - Trudno było również uniknąć błędów. Na jednej z muld upadłem, łamiąc przy okazji m.in. dźwignię sprzęgła. Przez następne 120 kilometrów musiałem jakoś radzić sobie bez niej... Szło mi całkiem nieźle, prowadziłem, ale 2 kilometry przed metą zabrakło mi paliwa. Gdy zatrzymałem się, by dotankować z butelki, którą wiozłem w plecaku, wyprzedziło mnie kilku rywali. W naszej klasie walka toczy się o każdą sekundę... 

Zmęczonym zawodnikom oraz ich maszynom organizator ufundował we środę prezent w postaci dłuższego porannego wypoczynku i dość lajtowego etapu. Na dystans 150 kilometrów składało się około 90 km dojazdówek i 60 km oesów podzielonych na pięć części, z czego najdłuższa miała 32 kilometry.

- Etap był bardzo fajny! - rozpromienia się Paweł Oleszczak. - Fajny pod tym względem, że jechaliśmy po trasie takiej, jaką lubimy najbardziej: leśne drogi, szutrówki, szybkie partie. Na takich odcinkach czujemy się wyśmienicie. Szkoda tylko, że tak krótkie były te oesiki, bo miały 10, 16, 30 kilometrów... Byłoby super, gdyby miały po 60-80 kilometrów. A tu - startowaliśmy i już za chwilę była meta! Większych przeszkód po drodze nie było. Czasem droga była kręta, fragment trasy prowadził przez pagórkowaty autodrom, gdzie trasa była wyznaczona taśmami – przypominało mi to stare rempsty, co uświadomiło mi, że wcale, ale to wcale za nimi nie tęsknię... W dodatku nasz Patrol nie jest stworzony do ciasnych nawrotów ograniczonych tasiemkami – źle się tam czuje. Dużo fajniejsze są leśne szutrówki, które pozwalają nabrać fajnej szybkości!

Piąty etap nie przyniósł więc żadnych rozstrzygnięć; prawdopodobnie o kilka minut wzrosła przewaga Pawła Oleszczaka nad Robertem Kuflem. Nasze dwie najlepsze załogi walczą ramię w ramię. Na dwóch pierwszy etapach liderami byli Paweł i Maciek, czyli HotWheels Team, po poniedziałkowym etapie wyprzedzili ich Robert z Dominikiem, czyli RMF 4Racing Team, a od wczoraj ponownie na prowadzeniu jest zielony Patrol, który w 2009 roku zaznał już jak smakuje zwycięstwo na „Dreźnie”. Grat triumfował rok później... Ciekawe, kto jako pierwszy wygra „Drezno” po raz drugi? A może do walki włączy się „ten trzeci”? Stosunkowo niedużą stratę (kilkadziesiąt minut) ma Niemiec Martin Hahle (też zwyciężył już kiedyś „Drezno”), na czwartym miejscu plasuje się kolejny Grat - Mariusza Schleissa... Rozstrzygnięcia przynieść może czwartkowy Hannibal o długości ponad 400 km ze słynnymi przeprawami w Żagańcu, nowym oesem w Krośnie Odrzańskim i wyścigu na torze w Olszynie. Będzie się sporo działo...

- Dzisiejszy etap dużo nam dał – mówi Marcin Kruger. - Mogliśmy trochę dojść do siebie po Drawsku, aby jutro, na Hannibalu, mieć siłę do walki. Tego nam było trzeba!

Text i foto: Arek Kwiecień / Sigma Pro