Wydrukuj tę stronę

VII etap Breslau Poland 2014 - satysfakcja

Na ten dzień właśnie czekaliśmy! - mówią zgodnym głosem Marcin Biadała i Maciek Radomski, najprawdopodobniej nowi liderzy samochodowej klasy Extreme rajdu Breslau Poland 2014. Po wielu etapach o charakterze cross-country, kłopotach organizatora z dostępnością poligonu (istniała nawet groźba odwołania drugiej części rajdu), w piątek o godzinie 16 zawodnicy wyruszyli na trasę, którą długo jeszcze będą wspominać.

- Były przeprawy wodne, 40-metrowe torfowiska, które w całości trzeba było robić na „windzie”, były czołgówy, było aż 6 azymutów – opowiada zadowolony Maciek Radomski, który na co dzień gustuje w ciężkich rajdach przeprawowych. Organizatorom udało się zadośćuczynić zawodnikom, którzy przez blisko półtorej dnia byli niemal bezrobotni. Z powodu sytuacji politycznej na Ukrainie podniesiony został stan gotowości polskiej armii, co uniemożliwiło terenówkom wjazd na poligon drawski. Alarm odwołany został dopiero w piątek po południu, dlatego na trasę zawodnicy wyruszyli dopiero po godzinie 16. A że trasa była długa i trudna, o północy niewielu z nich było już w obozie. 

- My finiszowaliśmy około godziny 21, a przed nami na metę dotarło tylko 2 motocyklistów – mówi Marcin Biadała. - Później nadjeżdżali następni, ale wielu na pewno spędzi tę noc na poligonie. Według naszych obliczeń przegoniliśmy naszych najgroźniejszych rywali o blisko 40 minut, co oznacza, że awansowaliśmy na pierwsze miejsce w naszej klasie.

10351725_729009230500162_6835945080990867170_nSukces załodze ProxiCara nie przyszedł łatwo. Na jednej z przepraw pół Grata znalazło się pod wodą. Przez jakiś czas silnik pracował tylko na czterech cylindrach – na szczęście później poprawiło mu się, gdy się rozgrzał. Wspomniane już torfowisko wymagało aż czterech przepięć liny, a azymuty następowały jeden po drugim, były długie i wyznaczono je w zupełnie nowym terenie.

W czubie do mety dotarli również nasi quadowcy, którzy niepokoili się jednak o losy Aliny Kramer. Nasza dzielna zawodniczka na jednej z przepraw stoczyła podobno pojedynek z ogromną ciężarówką, w którym ucierpiał jej quad. Co ciekawe, większość spośród najszybszych rajdowców stanowili zawodnicy z klasy Extreme. Byli szybsi od Cross-country mimo ciężkich przeszkód? Niekoniecznie – po prostu mieli do przejechania 180 kilometrów, a ich koledzy aż 240 km. Na dodatek roadbook w paru miejscach nie był w stu procentach precyzyjny, przez co część załóg błądziła.

Na sobotę zaplanowano finałowe 100 kilometrów jazdy. Tegoroczne „Breslau” kończy się z przytupem, więc kto wie, co jeszcze czeka zawodników...

text: Arek Kwiecień, fot. Paolo Baraldi / Rallye Breslau