Prolog i 1. etap Transgothica Maraton 2010: jechac szybko, byle przeżyć

W niedzielę wystartowała druga edycja rajdu Transgothica Maraton – niezwykłego, bo łączącego rywalizację aut przeprawowych i cross-country. Na zawodników czeka blisko 1000-kilometrowa trasa, z którą mierzyć się będą przez 6 dni. Mimo optymistycznych prognoz pogody Natura na razie ich nie oszczędza – poniedziałek stał pod znakiem deszczu i połamanych drzew, które zatarasowały trasę, opóźniając start do dzisiejszego etapu.

Zmagania rozpoczęły się już w niedzielę od krótkiego, nieskomplikowanego prologu, rozegranego w tym samym miejscu co przed rokiem. Zawodnicy pokonywali go w błyskawicznym tempie, a na  mecie ich wyniki różniły się nieznacznie. W samochodowej klasie CXC (cross-country) najlepszy czas wykręcił Holender Alfred van Gilder, startujący Tomcatem, do którego tylko 1 sekundę stracił ubiegłoroczny zwycięzca Transgothiki, Hubert Odejewski, w tym roku pilotowany przez swą siostrę, Dominikę. O 2 sekundy wolniejsi byli Wojciech Tolak i Maciej Szurkowski, a 8 sek. – Adrian i Damian Baronowie. Piątą lokatę, ze stratą 14 sekund zajęli Adam Sas i Sylwester Rogalski, dla których jest to debiutancki występ nową Toyotą Land Cruiser J9.

W klasie CTR kibice byli świadkami bratobójczego pojedynku dwóch Gratów. Na prologu szybszy okazał się klon Pawła Kado i Mariusza Dziurleja, do którego zaledwie 2 sek. stracił oryginalny Grat 2 Roberta Kufla i Dominika Samosiuka – triumfatorów tegorocznego rajdu Drezno-Wrocław i ubiegłorocznej Transgothiki.

Start poniedziałkowego etapu opóźnił się z powodu połamanych przez wichury drzew, które zatarasowały gdzieniegdzie trasę. Organizatorzy usunęli przeszkody, wyznaczyli objazdy i zawodnicy mogli ruszyć.

Trasa wraz z dojazdówkami miała ok. 200 km, z czego ok. 130 km stanowiły odcinki specjalne. – Teren, który pokonywaliśmy, był bardzo zróżnicowany – opowiada Wojtek Tolak. -  Były i szutrówki, i leśne drogi, i trochę błota. Deszcz, który padał od południa, sprawił, że było dość ślisko, więc trzeba było bardzo uważać. Praktycznie każdy zakręt pokonywaliśmy w poślizgu. Niespodzianką była też dla nas niepozorna rzeczka, która – jak się okazało – miała metr głębokości. Na pewno przybrała po ostatnich deszczach. Ale trasa bardzo mi się podoba, ponieważ prowadzi nas lasami, a nie po poligonach. Musimy tylko uważać na grzybiarzy…

Zawodnicy z klasy CTR poruszają się tą samą drogą co pozostali, ale od czasu do czasu muszą zmierzyć się z trudniejszymi przeszkodami. – Tak strasznie trudno to na razie nie było – śmieje się Dominik Samosiuk, pilot Roberta Kufla. – Trochę wody i błota… W sumie ze dwa razy korzystaliśmy z wyciągarki. Gdyby nie deszcz, zamoczyłbym się co najwyżej po kolana.

Zarówno Mercedes Tolaka, jak i Grat Kufla, na razie trzymają się dzielnie i nie sygnalizują żadnych uszkodzeń. – Auto bez niespodzianek, „chłepcze” swoje (G500 naprawdę ma duży apetyt – przyp. AK) i jedzie – mówi Wojtek. – Z Gratem wszystko OK – potwierdza Dominik. – W zasadzie dopiero teraz przechodzi gruntowny przegląd po Drezno-Wrocław, ale – odpukać! – są to same pierdółki.

Nie wszystkich jednak omijają problemy. Goście z Niemiec - załoga Jager/Castaneda na przeprawie przez niewinny jeszcze wczoraj strumyczek stracili skrzynię biegów i wycofali się z rywalizacji, zapowiadając jednocześnie dokonanie kolejnych zmian w swoim prototypie na bazie VW Busa i powrót na trasy Transgothica w nasępnym sezonie.

Paweł Choszczewski i Michał Fabisiak z grupu CTR zaliczyli chwile grozy na obsuwisku do głębokiego oczka, gdzie próba wymagała trawersowania - silnik w ich samochodzie i instalacje elektryczna potrzebują teraz reanimacji. Piotr Karpiuk urwał koło, porwał wszystkie pasy wyciągając z opresji Holendrów...

W silnie obsadzonej klasie CXC etap I zwyciężyli Baronowie, wyprzedzając o 5 min. Odejewskich, a o 14 min. Tolaka i Szurkowskiego. Na czele CTR oba Graty - oryginał Kufla wyprzedza o 16 min. klona Kado. Na 3. miejscu z półgodzinną stratą Cybulscy.

Poniedziałkowy etap był skomplikowany pod względem nawigacji i kilka załóg zmrok zastał na trasie. Motocyklista - Sławek Tomczak jadący KTM - poszukiwany przez służby organizatora po zmroku z powodu braku sygnału z monitoringu - przeżył kilka chwil grozy w leśnych ostępach, próbując odnaleźć właściwą drogę. Większość załóg jednak, stosując się do zasady: „Jechać szybko, byle przeżyć”, po kilku godzinach jazdy osiągnęła linię mety. We wtorek czeka ich najdłuższy etap rajdu, który tylko w teorii będzie najtrudniejszy. W praktyce bowiem im dłużej będzie trwała walka, tym bardziej droga stawać się będzie ciernista.

Text: Arek Kwiecień, fot. Robert Mazur

Transgothica Maraton 2010 - kompletne wyniki prologu

{artsexylightbox autoGenerateThumbs="true" path="images/stories/Extreme/TG2010/Nd" previewHeight="67"}{/artsexylightbox}