Komentarze i galeria po IX etapie rajdu Dakar 2013

Stephane Peterhansel:
- To był długi oes, wymagający dużych umiejętności technicznych. Pod koniec byliśmy już zmęczeni, coraz trudniej było wybierać właściwą drogę, szczególnie w miejscach, gdzie było pełno kamieni. Musieliśmy utrzymywać koncentrację i starać się nie popełniać błędów – bardzo łatwo jest przebić oponę czy uszkodzić koło. Jechaliśmy więc dość ostrożnym, ale stałym tempem. To żadne zaskoczenie, że na tego rodzaju trasach buggy mają problemy. Mogliśmy nawet zyskać więcej czasu, ale nie chcieliśmy zanadto ryzykować. Zbliżamy się do celu, ale przed nami jeszcze kilka długich etapów, na których buggy będą faworytami. Nie możemy odpuszczać, bo błąd może nam się zdarzyć w Fiambalá czy na wydmach w Copiapó. Trudno być skoncentrowanym przez tak długi czas – dzisiejszy oes trwał aż 5 godzin 40 minut!

Giniel de Villiers:
- Wszystko szło nam dobrze aż do 100. kilometra przed linią mety, kiedy po prostu rozpadła się tarcza przedniego hamulca. Musieliśmy się zatrzymać, a później jechać niemal bez hamulców aż do  mety. Szkoda, bo byliśmy szybcy i mogliśmy walczyć do samego końca. Czasem się wygrywa, a czasem przegrywa... Gdy wyprzedzałem „Chichiego”, stał na poboczu. Myślę, że rozwalił koło. Nadal będziemy robić wszystko co w naszej mocy. Musimy nadal wierzyć w sukces.

Cyril Despres:
- To był mój dobry dzień, w czasie którego dużo atakowałem i pokonałem niezliczoną ilość zakrętów. Dobry wynik zawdzięczam trenerowi, z którym pracowałem przez cały rok, a także oponom Michelin, na których jadę. Trenerowi muszę podziękować za wyćwiczenie moich mięśni, a  mojemu sponsorowi za wykonanie znakomitych, wytrzymałych opon. Gdy już wrócę do obozu, odhaczę ten etap na mojej liście. Wiedziałem, że rajd będzie niezwykle wyczerpujący pod względem fizycznym, że będę musiał dać z siebie wszystko. Na stopach mam pęcherze, ręce strasznie mnie bolą, ale mogę dziś uderzyć pięścią w stół i powiedzieć: „Hej, oto jestem!” Ruben (Faria) i ja walczyliśmy dla całego teamu, on jest w dobrej formie, a to obecnie jest rzeczą najważniejszą.

Ruben Faria:
- Bardzo trudny etap, 851 kilometrów to szmat drogi. W dodatku 90% trasy poprowadzone było lasami. Nawet nie wiem, ile dziś pokonaliśmy zakrętów. Bardzo się kurzyło, więc jechałem własnym tempem, starając się nie ryzykować. Przede wszystkim chciałem dotrwać od mety oesu. Stąpam twardo po ziemi – jestem tu, by pomóc Cyrilowi zwyciężyć jego piąty Dakar. To jest moje zadanie.

Gerard De Rooy:

- Dzień z piekła rodem! Najpierw wybuchła turbosprężarka. Nie mieliśmy odpowiednich części do naprawy, więc musieliśmy zaczekać na ciężarówkę asystującą. Straciliśmy przez to co najmniej 45 minut. Ruszyliśmy do ataku, ale wtedy pojawił się problem z układem kierowniczym. Kolejny przystanek. Potem złapaliśmy kapcia, przez którego wylecieliśmy z trasy. Na szczęście Jan Lammers wyciągnął nas z powrotem. Co za dzień! Straciliśmy dziś co najmniej półtorej godziny. Nie wiem, jak ułoży się reszta rajdu, ale oczywiście zamierzamy atakować. Odtąd będzie jednak niezwykle ciężko.

Eduard Nikolaev:
- To był bardzo interesujący odcinek, kręty, ale nie taki jak na rajdach WRC. Był bardzo ciężki dla hamulców naszego Kamaza. Musieliśmy zmierzyć się zarówno z szybkimi partami, jak i bardzo wolnymi.  Zaliczyliśmy dobry oes. Jechaliśmy własnym tempem, choć widzieliśmy De Rooya, jak stał obok trasy.

Łukasz Łaskawiec:
- Mam sporą satysfakcję! Wiedziałem, że z lokalnymi zawodnikami można wygrywać i dziś wreszcie się to stało. Cieszę się ze zwycięstwa etapowego, choć nie zapominam o moim głównym celu - przyjechałem tu, żeby stanąć na podium w generalce.  Mój cel na najbliższe dni jest bardzo prosty - odrabiać cenne minuty, które straciłem w związku z ubiegłotygodniową awarią techniczną oraz konsekwentnie piąć się w kierunku podium. Wczorajszy, wolny dzień wykorzystaliśmy na przegląd quada i jak najlepsze przygotowanie go do decydującego tygodnia rywalizacji. Przeprowadziliśmy też testy i wyregulowaliśmy silnik, dzięki czemu dziś mogłem się ścigać na pełnym gazie, a moje wysiłki przełożyły się na dobry wynik. Odcinek był bardzo szybki, mimo tego wielu zawodników wytrzymywało ostre tempo, a czołówka jechała bardzo kontaktowo. Rywalizacja jest bardzo zacięta, ale myślę, że dzięki temu możemy stworzyć show, które spodoba się kibicom.

Adam Małysz:
- Cieszę się z wyniku, chociaż mogło być lepiej. Chilijczyk w Mini (Boris Garafulic) dwa razy nie chciał nas puścić. Przez 20 kilometrów Rafał mu trąbił Sentinelem. Ale jesteśmy sportowcami i nie będziemy składać protestu.
To był strasznie trudny dzień, kilometrowo najdłuższy. Ale fajnie jak jest wynik, jesteśmy na mecie, wszystko jest w porządku. Możemy się cieszyć. Nie było jakichś przygód, więc jesteśmy zadowoleni. W górach jechaliśmy bardzo rozważnie. Było bardzo dużo kamieni, skał, odcinek raczej europejski - i fajnie mi się jechało.
Mini kurzyło nam przed nosem. Koniecznie chcieliśmy je wyprzedzić i jak wyjechaliśmy z kurzu, dwa razy znaleźliśmy się poza drogą - raz w krzakach, drugi raz poszliśmy przez pole. To jedyne dzisiejsze przygody.

Rafał Sonik:
- Po maratonie nie miałem najlepszej pozycji, bo przede mną startowało wielu motocyklistów i sporo quadów. Po przeczytaniu opisu odcinka byłem przerażony, bo jadąc w kurzu, bardzo wąską trasą, nietrudno trafić na kamień, korzeń, czy rozpadlinę. Żeby jednak zrobić dobry wynik trzeba było wyprzedzać. Dodatkowo motocykliści byli ode mnie znacznie szybsi na prostych, podczas gdy ja minąłem kilkunastu z nich jadąc lepiej technicznie na licznych, ostrych zakrętach. Miałem sytuację, w której włosy stanęły mi dęba i kask się od tego podniósł. Na ostrym zakręcie, jadąc z góry, trochę za późno przewinąłem roadbook i w ostatniej chwili zobaczyłem tam dwa wykrzykniki. Tuż przede mną pojawiła się ogromna, głęboka na około cztery metry dziura. Gdybym jechał tam w kurzu po motocykliście niemal na pewno bym tam wpadł. A wtedy to w dalszą drogę zabrałby mnie już chyba tylko helikopter... Dla mnie wynik Łokera jest tym bardziej cenny, że Łukasz, jak to mówimy w żargonie, nie jedzie "przez głowę", ale cały czas kontroluje swoją jazdę. Tego nie można powiedzieć o reprezentancie RPA, który dziś odpadł z rywalizacji, bo cały czas jechał "na wariata", opierając się na zasadzie, że albo się uda, albo nie. W końcu się nie udało. Dla Łukasza to na pewno bardzo motywujące, zwłaszcza że wcześniej miał problemy, które mogły wyeliminować go z rajdu.

Jacek Czachor:
- Etap miliona zakrętów po szutrze, cały czas jechaliśmy zakręt w zakręt na drugim biegu. Nie jest to mój ulubiony rodzaj trasy. Dodatkowo doszedł ogromny kurz na trasie i wielu zawodników zaliczyło przez to upadki.

Kuba Przygoński:
- Startowałem z odległej pozycji, cały czas wyprzedzałem zawodników. Jechaliśmy bardzo szybko pomimo technicznych partii. W zasadzie po pierwszych 200 kilometrach nie było już bieżnika na tylnej oponie. Musiałem zacząć ją oszczędzać, by nie spalić musu. Oczywiście tempo rywalizacji było ogromne. W dalszej części odcinka specjalnego zablokowało mi się kierownica, coś musiało dostać się do amortyzatora skrętu. Z reguły taka blokada kończy się upadkiem, tak też było i w tym przypadku. Nie poobijałem się jednak zbyt mocno.

fot. X-Raid, orlenteam.pl, Maragni M. / KTM Images, Honda, Dessoude, ASO, DPPI, Speedbrain, Marian Chytka, Robb Pritchard, Jacek Bonecki, SPEED Racing, Red Bull, Maindru Photo

Oceń ten artykuł
(0 głosów)