Komentarze i galeria po VII etapie rajdu Dakar 2013

Robby Gordon:
- To był nasz dobry oes. Oczywiście nie wygraliśmy, ale skończyliśmy go na drugim miejscu, co jest dobrym rezultatem. Wciąż jestem wściekły na siebie za zdarzenie na IV etapie. Gdybyśmy nie popełnili błędu, zajmowalibyśmy obecnie 3. miejsce w „generalce”...

Stephane Peterhansel:
- Początek etapu stanowił długi odcinek dojazdowy, który wyprowadził nas na wysokość 4000 m n.p.m. Przez chwilę byliśmy nawet na wysokości 4800 m, gdzie zaczęliśmy odczuwać zmęczenie i ból głowy – typowe w takich sytuacjach. Ale później ruszyliśmy na 218-kilometrowy oes. Przez początkowe 130 kilometrów nie było zbyt wiele do roboty. Grzaliśmy na pełnym gazie ze średnią 150 km/h, pokonując 15, może 30 zakrętów. Ale kolejne 90 km były już ciekawe – kręte, wymagające technicznej jazdy. Tam udało nam się zyskać kilka sekund nad Nasserem.

Nasser Al-Attiyah:
- Dla nas był to bardzo trudny etap, zupełnie nie dla naszego auta. OK, straciliśmy minutę i 56 sekund do Petera, ale to żaden problem. Dzisiaj było naprawdę szybko, a trasa czasem była wąska i techniczna. Ale wykonaliśmy dobrą pracę i już tu jesteśmy, po 7 dniach jazdy, z dobrze sprawującym się autem.

Oliver Pain:
- To oczywiste, że problemy Cyrila są dla mnie korzystne. Takie są rajdy, ale nie zapominam, że to samo może również mi się zdarzyć. Dlatego nie chojraczę, tym bardziej że Cyril wciąż ma możliwość zniwelowania straty. Nie tracę głowy, będę jechał tak jak dotychczas - bez podejmowania zbędnego ryzyka i czerpiąc z tego przyjemność. Dziś koncentrowałem się tylko na swojej jeździe. Z wtryskiem, wiedziałem, że mój motocykl nie odczuje tak bardzo dużej wysokości i tak się stało - wszystko poszło dobrze. Wciąż jestem liderem, tak więc był to mój dobry dzień.

Kurt Caselli:
- Jest dobrze, to znaczy, dziś było łatwo... Jechaliśmy tylko po drogach, żadnych bezdroży czy przeszkód. Całkiem łatwe do pokonania. Ruben Faria i ja zatrzymaliśmy się na chwilę przy Cyrilu, ale kazał nam jechać dalej. Mam nadzieję, że poradzi sobie z awarią i będzie gotowy na jutrzejszy etap maratoński. Dziś wszystko poszło dobrze. Uczę się nawigacji i coraz lepiej ją rozumiem. To mój pierwszy Dakar, więc wiele spraw jest dla mnie nowością. Ale świetnie się bawię i rajd mi się podoba. Znakomicie spędzam tu czas.

Rafał Sonik:
- Jechaliśmy przez suche góry, a na trasie unosiło się mnóstwo pyłu. Było stromo, wąsko i ciasno. Nie było kompletnie miejsca i ryzyko wyprzedzania było ogromne. Udało mi się zostawić w tyle dwóch, może trzech quadowców, ale trzeba było za nimi jechać 20-30 km w strasznym kurzu. To było naprawdę niebezpieczne. - Jak już myśleliśmy, że etap się skończył, okazało się że mamy jeszcze do pokonania ponad 170 km przez góry, szutrową drogą. Byliśmy w pewnym momencie na wysokości 4895 m. Leżał tam śnieg i lał deszcz. Przejechanie dojazdówki w tych warunkach, bez żadnych przystanków zajęło mi prawie cztery godziny. Niesamowita przełęcz. Trudno sobie wyobrazić, by dało się tam czymś wyjechać oprócz motocykla lub quada. Było ślisko, cały czas po plecach lała się lodowata woda, a temperatura nie przekraczała raczej jednego stopnia na plusie. To było to naprawdę nieprawdopodobne.

Adam Małysz:
- Było szybko. Trochę nas hamowało Iveco de Rooya. Startowaliśmy o jeden samochód za nim, ale buggy go wyprzedziło. Doganialiśmy ciężarówkę na prostej, jednak na zakręcie trzeba było hamować do zera, bo za Iveco podnosiła się chmura kurzu. I tak jechaliśmy przez 130 kilometrów. Poza tym było spokojnie - no, dwa razy spóźniliśmy zakręt...
Z powodu wysokości bolała mnie głowa. Myślałem, że tylko mnie, ale Rafał też wziął tabletkę. Start do odcinka leżał na 3300 metrach, meta na 3800. Odcinek był bardzo szybki, techniczny, gładka szutrówka, ale strasznie się kurzyło.
Z autem nadal wszystko w porządku. Coraz bardziej zaczynam się wjeżdżać w Toyotę. Nawet Rafał jest w szoku i już mnie nie hamuje. Mówi, że mam jechać tyle, co widzę. To zupełnie inna jazda niż w zeszłym roku. Wtedy zdarzało się, że pięć - sześć razy podjeżdżaliśmy pod jakąś wydmę. Teraz w takich miejscach po prostu wybieram inną drogę i jedziemy dalej. Jean-Marc (Fortin) jest zadowolony. Zostało mu już mało samochodów, więc na nas chucha i dmucha.

Łukasz Łaskawiec:

- Na dzisiejszym etapie, który miejscami był bardzo szybki, jechało mi się średnio, ponieważ po wczorajszej wymianie silnika quad nie spisywał się najlepiej.  Dziś niestety mamy dzień bez serwisu, więc dopiero jutro po kolejnym etapie mechanicy być może poprawią to, co trzeba i będę mógł się rozpędzać do większych prędkości. Gdyby nie te trudności, pojechałbym znacznie szybciej. Dodatkowo znów urwał mi się GPS i gdy się zatrzymałem, aby go przymocować przejechało koło mnie dwóch zawodników. Niestety akurat w drugiej połowie odcinka było wąsko i wyprzedzanie było utrudnione. Dziś zawodnicy mają wspólny biwak.
Serwisanci inni członkowie zespołu nocują gdzie indziej. Nocleg zawodników zorganizowano we wspólnym namiocie. Staram się maksymalnie wypocząć przed jutrzejszym etapem.

Robert Jachacy:

- Z wielką radością informuję, że kolejny dzień rajdu za nami. Jesteśmy już w Argentynie na biwaku. Właśnie dowiedzieliśmy się, że w związku z obfitymi opadami deszczu jutrzejszy (sobotni) oes dla ciężarówek zastał odwołany.
Dzisiaj było sporo kilometrów do przejechania bo ok. 770. Odcinek specjalny to ok. 220 km. Zero wydm, piachu i nawet feshfeshu nie było. 100% szutrowo-kamienistego odcinka. Było bardzo szybko. Wszyscy oprócz ciężarówek mogą gnać na maxa. Nasz limit to tylko 140km/h i osiągaliśmy go co chwilę. Na chwilę przed osiągnięciem tej prędkości urządzenie organizatora piszczy przeraźliwie i przypomina o tym, żeby się nie zagalopować. To był tak naprawdę nasz największy problem dzisiaj - nie przekroczyć max dozwolonej prędkości. Są za to kary czasowe albo finansowe. Tak czy inaczej nie opłaca się.
Dystans ponad 200km przelecieliśmy w 2,5h ciężarówką na szutrowej czasami bardzo krętej drodze. Na zakrętach często chodziliśmy pełnym bokiem. To był idealny oes na WRC. Nikt nas nie wyprzedził, a my mijaliśmy sporo ciężarówek a nawet osobówek :-) !
Argentyna przywitała nas niesamowitym klimatem. Tysiące ludzi na ulicach. Najbardziej wzruszają - a jest ich tutaj dużo kibicujących - babcie !!! Machają, klaszczą i wysyłają buziaki. Ja w Polsce nie widziałem nigdy kobiet w tym wieku interesujących się rajdami. Tu jest widać inaczej, chyba że chciały zobaczyć za życia przystojnych Polaków :-) ?.
Teraz pada deszcz. Namiot mogłem rozbić na trawie więc jest mega komfortowo. Podobno pod prysznicami jest ciepła woda, więc zaraz tam pędzę. Właśnie dowiedzieliśmy się, że w związku z obfitymi opadami deszczu jutrzejszy oes dla ciężarówek zastał odwołany. Drogi zostały zniszczone przez wodę i część z nich jest nieprzejezdna. Oznacza to dla nas dwa dni wolnego :-). Niedziela była zaplanowana jako wolna.
Jutro musimy tylko dojechać na kolejny biwak ok. 350km. Może jutro dopadnę gdzieś internet wieczorem to prześlę parę zdjęć. Auto mamy całe więc tylko przeglądniemy je przed poniedziałkiem. Jutro się zamelduję z raportem ale pewno będzie to spokojny dzień.

fot. X-Raid, orlenteam.pl, Maragni M. / KTM Images, Honda, Dessoude, ASO, DPPI, Speedbrain, Marian Chytka, Robb Pritchard, Jacek Bonecki, SPEED Racing, Red Bull, Maindru Photo

Oceń ten artykuł
(0 głosów)