TLC Camp 2012 – wzruszające

Teraz kiedy emocje już trochę opadły, kiedy dyskusja o TLCCamp 2012 przetoczyła się przez forum Tojociarzy, mogę z czystym sumieniem zasiąść do spisania relacji, spostrzeżeń i wyniesionych wrażeń.

Po raz kolejny organizatorzy Campu udowodnili, że dobre pomysły wymagają tylko drobnych usprawnień a nie rewolucyjnych zmian. W tym roku, w porównaniu do poprzednich edycji nie było jakiś zasadniczych różnic. TLCCamp to rodzinny piknik. Teraz było to widać jeszcz wyraźniej niż w przednich latach. W przeciwieństwie do innych takich imprez – zlotów poszczególnych marek – organizatorzy nie starają się aby zrobić kolejny rajd czy terenowe zmagania w błocie. Jasno deklarują – tu się siedzi, pije piwo, dyskutuje o samochodach i spędza się wspólny czas z rodzinami i przyjaciółmi. Po trzeciej edycji formuła wydaje się już dopracowana – piknik i zabawa. Teraz można się już tylko dopracowywać szczegóły i atrakcję.

Co ciekawe, wydaje się, że taką formułę „kupili także” terenowi twardziele Na terenie Campu kilkakrotnie spotykałem ludzi, którzy „na codzień”, z wypiekami i zaciśniętymi zębami startują w MT Rally czy Magamie, a teraz z uśmiechem spacerowali po terenie zlotu z żonami i dziećmi.

Wniosek. Raz na jakiś czas każdy potrzebuje „grilla i piwka”.

Tegoroczny zlot TLC zgromadził 134 samochody, czyli odrobinę mniej niż rok temu (150). Początkowo zinterpretowałem to jako małą, bo małą, ale jednak porażkę. Gdy jednak nałoży się na to taki drobiazg jak Euro 2012 i mocno deszczowe dni poprzedzające Camp to sądzę, że jest dokładnie odwrotnie. Taka liczba to sukces. Co ważne, po raz kolejny przyjechały załogi z Niemiec, Czech i Norwegii a także z Litwy, Białorusi i Ukrainy. TLC Camp może spokojnie mówić, że jest imprezą międzynarodową.


W ubiegłym roku, pisząc o TLC Campie, używałem samych superlatyw...: że miło, że kulturalnie, że bezpiecznie. Kilka osób zarzuciło mi, że jestem nieobiektywny, że „się sprzedałem” (*) , że ogólnie się podlizuję. No więc teraz odrobina krytyki...

A konkretnie zaangażowanie sponsorów i partnerów Zlotu. Zacznijmy od początku. To wspaniale, że komandorowi rajdu Pawłowi „Pyrce” udaje się pozyskać tyle firm i osób gotowych wspierać imprezę. To doskonale, że tyle osób, które jeżdżą Toyotą i prowadzi jakieś biznesy jest gotowych coś dać, ufundować nagrodę, przekazać prezent. Niestety ma to także drugą stronę. Słabo wygląda, gdy jedna firma przekazuję wartościowe akcesoria samochodowe, a inna – aby tylko mieć ładne zdjęcie - promocyjny T-shirt za parę groszy. Nie ma nic złego w tym, że firma za pośrednictwem Zlotu pragnie dotrzeć do potencjalnych Klientów. Dobrze jednak, jeśli traktuje ich z szacunkiem, gorzej gdy na nagrody przeznacza promocyjne polary i uważa, że jest okey. Sądzę, że warto, aby organizatorzy zastanowili się nad jakimś podziałem partnerów – srebrny, złoty, platynowy? Główny, wspierający, poboczny... nie wiem, nie chcę sugerować rozwiązań. Uważam jednak, że należy rozróżnić tych co wspierają imprezę ze względów komercyjnych i tych, którzy robią dla funu. Czym innym jest „prywatny zapaleniec”, który ofiarowuje własnoręcznie zrobiony nóż czy namalowany obraz a czym innym duża firma handlująca sprzętem off-roadowym.

Swoją drogą ciekaw jestem, jakie te wszystkie nagrody (a było ich mnóstwo) mają znaczenie dla frekwencji na Zlocie?

Już słyszę te głosy oburzenia... „każdy wspiera jak może”, „ważne, że w ogóle wspiera” etc... Cóż, moim zdaniem powinno się to jakoś wartościować.


Pokazy Passion4Travel na TLC Camp 2012

A na sam koniec, coś bardzo wzruszającego... Jeden z klubowiczów TLC – jako porządny hobbysta – przez całą zimę odrestaurowywał swoją leciwą Tojotkę. Pucował, czyścił, lakierował - przywracał ją do stanu świetności. Na TLC Campie odbyła się premiera wychuchanego pojazdu, która zbiegła się z 60. urodzinami właściciela. Cały Camp zrzucił się na olbrzymi tort, a najbliżsi przyjaciele na „customową” kierownicę do tego wychuchanego samochodu. Wzruszające było obserwować prawdziwe łzy wzruszenia...

Niech za komentarz posłuży treść postu, jaką jubilat zamieścił na Forum; nie mam co. Ja jestem wzruszony.

„Strasznie, ale to bardzo strasznie mocno chciałbym Wam podziękować za niespodziankę jaką mi zgotowaliście w piątkowy wieczór. Czułem, że coś kombinujecie, ale nie na taką skalę...
Ta koszulka, 76-stka, tort i ...kierownica ! Aż mi coś wpadło w oko i dość długo uwierało... Bo ta kierownica to uwieńczenie mojej pracy nad Toyką, jakby taka wisienka na torcie.
Kierownica ma u mnie dożywocie a może i dłużej...  
W piątek poczułem się naprawdę związany z Klubem, z Wami. Warto było poczekać te 60 lat ...  . Klub stał się ważną częścią mojego życia.
Koszulka była noszona tylko na campie a teraz zostanie oprawiona w ramki i szkło i zawiśnie u mnie w biurze obok "kapliczki TLC.
Z tortu ( ale czad ! ) nic już nie zostało więc jeśli ktoś zrobił zdjęcie w dobrej rozdzielczości to proszę bardzo o przesłanie. Maila podam na priva. Zrobię sobie wydruk.
76-ka będzie zamurowana na okapie kominka w domku na działce tam gdzie deprawacja się odbyła.
Kwiatek oddawał za nią nawet swojego hila ....
Jeszcze raz dzięki Wszystkim którzy "maczali palce" w tym wszystkim, którzy składali mi życzenia , którzy pamiętali...
Oj, znowu coś mi w oko wpadło..."


No to było by na tyle. Nie wątpię, że za rok TLC Camp znów zgromadzi fajnych, pozytywnych ludzi.

text: Marcin Gerc - Passion4Travel.pl, fot. Dragunov, Autor

(*) jeśli TLC chciałoby mnie kupić, to bardzo proszę. Nowy HZJ 76 z Dubaj Cars powinien zagwarantować hier-pozytywne relacje i opinie do końca świata i jeden dzień dłużej.



Wręczenie nagrody Passion4Travel