- To był bardzo ciężki dzień, niefajny - mówi Adam Małysz, 17. kierowca Dakaru 2013

C60O1654Po dniu pełnym przygód, Adam Małysz i Rafał Marton dotarli do San Miguel de Tucuman, gdzie Rajd Dakar ma dzień przerwy. Odcinek specjalny został skrócony do 183 kilometrów z powodu ulewnych deszczów w tym regionie. Podczas rozgrywania oesu zapadła decyzja o neutralizacji od CP2, czyli 86 kilometra. Powodem była wezbrana rzeka, uniemożliwiająca przejazd.

- Organizatorzy odwołali pierwszą część odcinka specjalnego z powodu opadów deszczu, ale nie wiem, dlaczego puścili drugą część - mówi Adam Małysz. - Wystartowaliśmy i dojechaliśmy do rzeki._DSC2222 Były dwa wyjścia - albo pojechać górą, albo wzdłuż rzeki. Rafał miał zapisane w książce drogowej, że górą nie wolno, więc pojechaliśmy rzeką. Poszliśmy w lewo i zakopaliśmy samochód. Wykopywaliśmy się metr po metrze. Trwało to pół godziny. Potem zawiesiło się buggy. Fala błota przykryła niemal cały samochód. Przejechaliśmy tamtędy na styk.

Cały czas jechaliśmy wzdłuż rzeki. Spotkaliśmy zawodników, którzy wracali i powiedzieli nam, że nie ma przejazdu. Następnie dowiedzieliśmy się, że dalsza część oesu została odwołana. Argentyńczyk poradził, żebyśmy za nim pojechali do asfaltu. Musieliśmy go wyciągać, zepsuł mu się silnik, wzięliśmy go na hol. Do asfaltu miały być cztery kilometry, a było ze trzydzieści po jakimś camel grassie. Cały czas góra - dół, gorzej, niż na oesie.

W końcu dotarliśmy do asfaltu i mieliśmy przed sobą jeszcze 300 kilometrów dojazdówki na biwak. To był bardzo ciężki dzień, niefajny. Jutro mamy przerwę, a mechanicy będą wymieniać najważniejsze rzeczy w samochodzie, żeby nie zawiodły na następnych etapach. Jak dotąd Toyota spisuje się perfekcyjnie i nie mieliśmy żadnych problemów technicznych.
MM, fot. Jacek Bonecki / SONY

 

Oceń ten artykuł
(0 głosów)