TERENOWO.PL to założony w 2007 roku portal motoryzacyjny poświęcony pojazdom i sportom off-roadowym. Popieramy wyłącznie legalną jazdę w terenie, sprzeciwiając się bezmyślnemu niszczeniu przyrody, rozjeżdżaniu szlaków turystycznych i płoszeniu zwierząt. Chcesz pokazać, jakim jesteś off-roaderem? Zapisz się na rajd i stań do rywalizacji z innymi zawodnikami.
Łukasz Łaskawiec był najszybszym quadowcem na trasie IX etapu z San Miguel de Tucuman do Cordoby. Na 593 km odcinku zostawił w tyle Marcosa Patronellego, Sebastiana Husseiniego i Rafała Sonika. To pierwsze etapowe zwycięstwo Polaka podczas tegorocznej edycji rajdu i drugie w karierze sportowej Łokera.
Jazda przez las z pewnością nie jest tym, do czego przywykli startujący w Dakarze kierowcy. Dziewiąty etap, nie dość że najdłuższy ze wszystkich tegorocznych, okazał się również jednym z najniebezpieczniejszych, bowiem zachęcal do szybkiej jazdy, ale skrywał wiele zasadzek. Szybka i równa jazda zaowocowała zwycięstwem etapowym Łokera, który w nagrodę awansował w klasyfikacji generalnej, gdzie zajmuje obecnie piąte miejsce.
- Mam sporą satysfakcję! - mówił na mecie Łukasz Łaskawiec. - Wiedziałem, że z lokalnymi zawodnikami można wygrywać i dziś wreszcie się to stało. Cieszę się ze zwycięstwa etapowego, choć nie zapominam o moim głównym celu - przyjechałem tu, żeby stanąć na podium w generalce. Mój cel na najbliższe dni jest bardzo prosty - odrabiać cenne minuty, które straciłem w związku z ubiegłotygodniową awarią techniczną oraz konsekwentnie piąć się w kierunku podium. Wczorajszy, wolny dzień wykorzystaliśmy na przegląd quada i jak najlepsze przygotowanie go do decydującego tygodnia rywalizacji. Przeprowadziliśmy też testy i wyregulowaliśmy silnik, dzięki czemu dziś mogłem się ścigać na pełnym gazie, a moje wysiłki przełożyły się na dobry wynik. Odcinek był bardzo szybki, mimo tego wielu zawodników wytrzymywało ostre tempo, a czołówka jechała bardzo kontaktowo. Rywalizacja jest bardzo zacięta, ale myślę, że dzięki temu możemy stworzyć show, które spodoba się kibicom.
Rafał Sonik mimo ostrożnej jazdy dojechał do mety z czwartym rezultatem, co dzięki problemom technicznym Sarela Van Biljona dało mu trzecią lokatę w "generalce". - Po maratonie nie miałem najlepszej pozycji, bo przede mną startowało wielu motocyklistów i sporo quadów – mówi Rafał Sonik. - Po przeczytaniu opisu odcinka byłem przerażony, bo jadąc w kurzu, bardzo wąską trasą, nietrudno trafić na kamień, korzeń, czy rozpadlinę. Żeby jednak zrobić dobry wynik trzeba było wyprzedzać. Dodatkowo motocykliści byli ode mnie znacznie szybsi na prostych, podczas gdy ja minąłem kilkunastu z nich jadąc lepiej technicznie na licznych, ostrych zakrętach. Miałem sytuację, w której włosy stanęły mi dęba i kask się od tego podniósł. Na ostrym zakręcie, jadąc z góry, trochę za późno przewinąłem roadbook i w ostatniej chwili zobaczyłem tam dwa wykrzykniki. Tuż przede mną pojawiła się ogromna, głęboka na około cztery metry dziura. Gdybym jechał tam w kurzu po motocykliście niemal na pewno bym tam wpadł. A wtedy to w dalszą drogę zabrałby mnie już chyba tylko helikopter... Dla mnie wynik Łokera jest tym bardziej cenny, że Łukasz, jak to mówimy w żargonie, nie jedzie "przez głowę", ale cały czas kontroluje swoją jazdę. Tego nie można powiedzieć o reprezentancie RPA, który dziś odpadł z rywalizacji, bo cały czas jechał "na wariata", opierając się na zasadzie, że albo się uda, albo nie. W końcu się nie udało. Dla Łukasza to na pewno bardzo motywujące, zwłaszcza że wcześniej miał problemy, które mogły wyeliminować go z rajdu.
MM
Jazda przez las z pewnością nie jest tym, do czego przywykli startujący w Dakarze kierowcy. Dziewiąty etap, nie dość że najdłuższy ze wszystkich tegorocznych, okazał się również jednym z najniebezpieczniejszych, bowiem zachęcal do szybkiej jazdy, ale skrywał wiele zasadzek. Szybka i równa jazda zaowocowała zwycięstwem etapowym Łokera, który w nagrodę awansował w klasyfikacji generalnej, gdzie zajmuje obecnie piąte miejsce.
- Mam sporą satysfakcję! - mówił na mecie Łukasz Łaskawiec. - Wiedziałem, że z lokalnymi zawodnikami można wygrywać i dziś wreszcie się to stało. Cieszę się ze zwycięstwa etapowego, choć nie zapominam o moim głównym celu - przyjechałem tu, żeby stanąć na podium w generalce. Mój cel na najbliższe dni jest bardzo prosty - odrabiać cenne minuty, które straciłem w związku z ubiegłotygodniową awarią techniczną oraz konsekwentnie piąć się w kierunku podium. Wczorajszy, wolny dzień wykorzystaliśmy na przegląd quada i jak najlepsze przygotowanie go do decydującego tygodnia rywalizacji. Przeprowadziliśmy też testy i wyregulowaliśmy silnik, dzięki czemu dziś mogłem się ścigać na pełnym gazie, a moje wysiłki przełożyły się na dobry wynik. Odcinek był bardzo szybki, mimo tego wielu zawodników wytrzymywało ostre tempo, a czołówka jechała bardzo kontaktowo. Rywalizacja jest bardzo zacięta, ale myślę, że dzięki temu możemy stworzyć show, które spodoba się kibicom.
Rafał Sonik mimo ostrożnej jazdy dojechał do mety z czwartym rezultatem, co dzięki problemom technicznym Sarela Van Biljona dało mu trzecią lokatę w "generalce". - Po maratonie nie miałem najlepszej pozycji, bo przede mną startowało wielu motocyklistów i sporo quadów – mówi Rafał Sonik. - Po przeczytaniu opisu odcinka byłem przerażony, bo jadąc w kurzu, bardzo wąską trasą, nietrudno trafić na kamień, korzeń, czy rozpadlinę. Żeby jednak zrobić dobry wynik trzeba było wyprzedzać. Dodatkowo motocykliści byli ode mnie znacznie szybsi na prostych, podczas gdy ja minąłem kilkunastu z nich jadąc lepiej technicznie na licznych, ostrych zakrętach. Miałem sytuację, w której włosy stanęły mi dęba i kask się od tego podniósł. Na ostrym zakręcie, jadąc z góry, trochę za późno przewinąłem roadbook i w ostatniej chwili zobaczyłem tam dwa wykrzykniki. Tuż przede mną pojawiła się ogromna, głęboka na około cztery metry dziura. Gdybym jechał tam w kurzu po motocykliście niemal na pewno bym tam wpadł. A wtedy to w dalszą drogę zabrałby mnie już chyba tylko helikopter... Dla mnie wynik Łokera jest tym bardziej cenny, że Łukasz, jak to mówimy w żargonie, nie jedzie "przez głowę", ale cały czas kontroluje swoją jazdę. Tego nie można powiedzieć o reprezentancie RPA, który dziś odpadł z rywalizacji, bo cały czas jechał "na wariata", opierając się na zasadzie, że albo się uda, albo nie. W końcu się nie udało. Dla Łukasza to na pewno bardzo motywujące, zwłaszcza że wcześniej miał problemy, które mogły wyeliminować go z rajdu.
MM