Pod nieobecność Lucio Alvareza, który - przypomnijmy - mimo zwycięstwa na wczorajszym etapie został wykluczony przez sędziów z dalszej walki - rajd Abu Dhabi Desert Challenge zdominowali kierowcy MINI All4 Racing. Na poniedziałkowym etapie najlepszy czas osiągnął Nani Roma, a 1 min. 14 sek. później finiszował Krzysztof Hołowczyc.  Załoga Lotto Team: Martin Kaczmarski i Bartek Boba - z problemami technicznymi dotarła na metę z 15. czasem.

ZOBACZ TAKŻE: Pech Hołowczyca na I etapie ADDC 2013. Alvarez dachuje, wygrywa i... odpada z rywalizacji

Zawodnicy wyruszyli na trasę drugiego odcinka wczesnym rankiem. Odcinek specjalny miał 250 kilometrów i prowadził głównie przez wydmy.

-To był bardzo trudny odcinek, dlatego dobrze być na mecie. Wydmy praktycznie przez 90% trasy, nie mogliśmy sobie pozwolić na chwilę dekoncentracji - mówił po dojechaniu na metę Martin Kaczmarski. - Zakopaliśmy się z 10 razy, częściowo z powodu naszych błędów, częściowo przez pęknięcie dźwigni zmiany biegów. Łataliśmy ją plastikowymi opaskami - straciliśmy na to dobre 20 minut, ale znowu czegoś się nauczyliśmy. Teraz auto jest w serwisie, na jutro będzie jak nowe. Cały czas zbieramy doświadczenie, poznajemy rzeczy, o których do tej pory nie mieliśmy kompletnie pojęcia, to nasza pierwsza tak poważna impreza, chcemy z niej wynieść jak najwięcej nauki – dodaje Kaczmarski.

W klasyfikacji generalnej Kaczmarski i Boba zajmują 11. miejsce, tuż za swoim nauczycielem - Krzysztofem Hołowczycem, który z powodu awarii stracił dużo czasu na etapie niedzielnym. Dziś Hołkowi poszło o niebo lepiej, choć również kilkakrotnie zakopywał się na trasie. Ostatecznie finiszował na 2. miejscu i w nagrodę awansował na 10. w "generalce". 

Klasą samą dla siebie był natomiast Nani Roma, który choć przecierał trasę, finiszował jako pierwszy. - Raz też udało mi się zakopać na amen - śmieje się lider rajdu. - W tym miejscu straciliśmy co najmniej 10 minut.

Trzeci z polskich zawodników w klasie samochodowej, Maciek Marton, który pilotuje Mirka Zapletala, dziś finiszował na 7. miejscu.

Po dniu przerwy rywalizację wznowili także motocykliści i quadowcy. Wygrana na drugim etapie należała do  Anglika Sama Sunderlanda, który wyprzedził Marca Comę. Kuba Przygoński dojechał piąty, a Tadeusz Błażusiak siódmy. Rafał Sonik dotarł na metę na czwartym miejscu, najlepszy wśród quadowców okazał się zawodnik z Dubaju - Sebastian Husseini.

- Trudno abym był niezadowolony, jeśli uległem tylko jednemu lokalnemu zawodnikowi, który znany jest z doskonałych umiejętności jazdy po wydmach - komentuje Sonik. - Dwóch pozostałych, z którymi przyjechałem na metę, czyli Nicholas Black i Collin Mercer to kierowcy będący w moim zasięgu. Gdyby nie błąd w końcówce, to przyjechałbym drugi, ale wyprzedzenie ich na trasie pozostaje tylko kwestią czasu.

Na bezdrożach, jak to zwykle bywa w rajdach terenowych, nie obyło się bez przygód. - Jadąc w lżejszym stroju niż zwykle odwodniłem się i musiałem sporo pracy włożyć w to, żeby wrócić do optymalnego stanu - opowiada 3. zawodnik Dakaru 2013. - Zwykle jechałem w grubszej kurtce, utrzymującej wilgoć wewnątrz, ale na krótkich, ciętych wydmach było w niej zdecydowanie za gorąco. Zmieniłem dziś strój na lekką, przewiewną bluzę i to mnie zgubiło. Mimo problemów był to doskonały etap, z którego wyniosłem kolejną naukę.

Wtorkowy etap znów będzie dużym wyzwaniem dla zawodników. Pokonają ponad 413 kilometrów, w tym aż 285 km to odcinek specjalny.

MM, fot. X-Raid, Speedbrain, Lotto team / Marian Chytka