A-CAR GerBog RallyRaid 2014 – cross-country last minute

Odwołali nam rajd – taką informację otrzymuję od Roberta. Szkoda, bo planowaliśmy wystartować w kolejnej rundzie RMF MAXXX Rally. No trudno, posiedzimy w domu... Ale podobno w Rumunii organizują ciekawą imprezę! Google maps i już wiemy, że Satu Mare to raptem 550 kilometrów od nas. Szybkie negocjacje z żonami i ruszamy drogę!

Na noclegu pod granicą Słowacką spotkamy ekipę EBC Brakes. Piwko i lulu. Zostało jeszcze ponad 300 km do celu. Troszkę opóźnieni ruszamy przez Słowację w kierunku Węgier, gdzie spotka nas niespodzianka. Nawigacja poprowadziła nas przez przeprawę promową... Nikt z nas nie ma przy sobie forintów, a Pani Kapitan nie chce przyjąć płatności w euro. Kończy się na tym, że zmuszeni jesteśmy zrobić objazd. Jakieś 60 kilometrów po węgierskich wsiach... Nikt z nas nie przypuszczał, iż off-road zaczniemy już przed samym rajdem.

Dojeżdżamy do nowo wybudowanej trasy, która jest jeszcze nieukończona, więc jedziemy boczkiem przez las. Nagle Robert, który jedzie z przodu, zatrzymuje auto i woła, że przed nami duże kałuże. Szybka decyzja - jedziemy dalej. Łapię za kamerę – było warto! Kałuże okazują się na tyle głębokie, że woda przelewa się przez rozpędzony bus z lawetą. Kilka powtórek i wyjeżdżamy na asfalt. Oddychamy z ulgą, bo czasu coraz mniej do celu.

Kiedy zbliżamy się do granicy rumuńskiej, wysłałam sms do jednego z organizatorów, że się spóźnimy, ale na pewno się pojawimy. W odpowiedzi dostaje informację, że na granicy czeka na nas serwisowe żółte BMW. Aby wszystko poszło sprawnie, mamy pojechać za nim. Pilot załącza koguty i ruszamy do oddalonego tylko o 10 km od granicy Satu Mare. Z eskortą wjeżdżamy na główny plac, z którego startują już pierwsi zawodnicy. Zrzucamy auta, dostajemy numery startowe i roadbooki na prolog. Chwila odpoczynku, oficjalny start i jazda!

Dojeżdżamy na superspeciale. Osiągnięty czas dziś nie ma znaczenia, a jedynie ustala kolejność do startu dnia następnego. Sędzia główny przed startem tłumaczy nam newralgiczne miejsca. 3, 2, 1 i... ruszamy ogniem, przestrzelony pierwszy zjazd, jazda po rowie chroni nas przed położeniem auta na boku, pogubiona trasa, ale w końcu jest meta. Inne załogi także z przygodami - nawigacyjnie wszyscy kuleli... Po przejeździe wszystkich załóg okazuje się, że "wykręciliśmy" drugi czas.

Wieczorem odprawa i roadbooki na dzień następny. 35 km pierwszego oesu opisane na 3 kartkach – hmmm... troszkę to mało jak na polskie realia. Następnego dnia od początku jedziemy szybko, po wyjeździe z lasu przed nami ogromne łąki z pajęczyną dróg i tu gubimy trasę. Zamiast odcinek zrobić poniżej 40 minut, robimy go w prawie godzinę. Na cztery przejazdy tylko raz udaje nam się trafić w dobrą drogę bez błądzenia. No trudno, szans na dobry wynik już nie ma, ale bawimy się dalej.

Dojeżdzamy do startu drugiego oesu. Tu już lepiej, gubimy trasę tylko na 2-3 minuty. Po drodze mijamy załogi, którym auta odmówiły posłuszeńśtwa. Oes trzeci to powrót na odcinek pierwszy, który tym razem pokonujemy pod prąd. Przed startem mamy czas na serwis. To dobrze, bo Robert z powodu niedokręconego koła niszczy tarczę hamulcową. Na szczęście kolega Horio też ma Grand Vitarę i pożycza swoją tarczę, gdyż jego auto uległo awarii na pierwszym oesie.

O godzinie 15 już po wszystkim. Jesteśmy na mecie. Rajd ukończyliśmy bez awarii. Wracamy na plac główny, parkujemy auta i zasiadamy przy stoliku z innymi zawodnikami. Atmosfera super, wszyscy odprężenii, pijemy piwko, rozmawiamy, nawiązując nowe znajomości. Można poczuć to, co według mnie jest najważniejsze w tym sporcie: jazda nieważne jakim sprzętem ma sprawiać dużą frajdę! Otrzymujemy informację, iż za godzinę zbiórka w restauracji, będzie bankiet dla zawodników i rozdanie pucharów. Po godzinie ogłoszenie wyników: Robert i Rafał (EBC) - druga lokata w klasie profi, SUKCES czwarty plac, tuż za przesympatycznym kolegą z żółtego ARO ROVERA. Pamiątkowe zdjęcia i zasiadamy na przepyszną obiadokolacje. Kiczi-kebab, grillowane warzywa i ziemniaki, zimne piwko i tutejsza palinka...

Pewnie myślicie, ile to nas wszystko musiało kosztować... Otóż wpisowego nie było, noclegi mieliśmy za darmo, a bankiet kosztował nas 0 zł:) Co ciekawe, rajd zorganizował sędzia główny ze swoją żoną i synem. Była to wspaniała przygoda i chyba najlepszy rajd, na jakim kiedykolwiek byliśmy. Widoki w Rumunii potrafią wprawić w osłupienie niejednego wyjadacza. Przestrzenie po jakich można jeździć – czegoś takiego u Nas już dawno nie ma. Mam nadzieję, że za rok też zorganizują ten rajd, a my wtedy na pewno się tam pojawimy. Dziękujemy wszystkim za tak wspaniałą gościnę, której nie zapomnimy do końca życia. Do Zobaczenia Rumunio!!! Do Zobaczenia Przyjaciele!!!
text: Daniel Witasik

W rajdzie wystartowali:

Sukces Rally Team | Daniel Witasik i Michał Poczęty -  https://www.facebook.com/sukcesrallyteam
EBC Brakes Team | Robert Rogal i Rafał Dąbek - https://www.facebook.com/GrandVitaraOffRoad

Relacje w mediach rumuńskich:
http://portalsm.ro/2014/08/cupa-rallyraid-acar-gerbog-desemnare-castigatori/
http://www.frissujsag.ro/szatmari-siker-a-profiknal/