Krzysztof Hołowczyc: W RPA budujemy Toyotę z silnikiem Lexusa...

Holek_RosjaArek Kwiecień: - Jeszcze niedawno planowałem ten wywiad rozpocząć od gratulacji z okazji Pana zwycięstwa w rajdzie Baja Rosja. Niestety informacje, które właśnie do nas dotarły (o wykluczeniu z wyników Baja Rosja 2010 - przy. AK), powodują, że zamiast gratulacji muszę składać Panu wyrazu współczucia…

Krzysztof Hołowczyc: - Przyznam szczerze po raz pierwszy przeżyłem tak drobiazgowe badania techniczne. Auto zostało rozebrane w drobny maczek. Kiedy sędziowie, nie mając specjalistycznych przyrządów pomiarowych, poinformowali nas, że mamy zbyt dużą średnicę zwężki, prychnęliśmy śmiechem. Ale niestety mina nam zrzedła, gdy werdykt ten potwierdziła komisja regulaminowa FIA. Zwężka w naszym aucie była o pół milimetra za duża. Specjalistyczna firma, która dostarczyła zwężkę, twierdzi, że w trakcie produkcji jej rozmiar mógł zostać przekłamany maksymalnie o 0,15-0,18 mm. Taki błąd mógłby się pojawić, ale nigdy nie osiągnąłby on rozmiaru pół milimetra. Sytuacja jest dość niezręczna, nasz dostawca zamierza się odwoływać, a przede wszystkim chce otrzymać zwężkę z powrotem, by móc przekonać się, czy to jego wina. Przed nami zarzeka się, że to niemożliwie. Wszyscy chcemy mieć pewność, bo podważa to również dobrą reputację Overdrive, ale oczywiście nikt nie zamierza walczyć z FIA. Jeśli okaże się, że średnica była za duża, trzeba schylić głowy i koniec. W FIA wszyscy są bardzo zdziwieni sytuacją, bo po prostu nie ma sensu kombinować przy zwężce – mogliśmy dzięki niej zyskać 3,5 KM co przy naszej ponad 10-minutowej przewadze nie ma żadnego znaczenia. Warto też wiedzieć, że i tak na tym rajdzie mieliśmy najbardziej restrykcyjną zwężkę, bo wszyscy pozostali kierowcy mieli 34 mm, a my – jako załoga z priorytetem FIA – musimy mieć zwężkę o milimetr węższą. Regulamin w ogóle zmienia się jak w kalejdoskopie. W poprzednim sezonie mieliśmy zwężkę 32 mm, przed Dakarem zwiększono ją do 34 mm, ale teraz z kolei kierowcy priorytetowi muszą mieć 33 mm. Gadasin ma pod maską silnik 7-litrowy z Corvette’y, a my 4-litrowy. Ale średnicę zwężki my musimy mieć mniejszą. Bardzo przykra sytuacja, to był świetny rajd, piękna walka, nikt mi nie zabierze poczucia, że go zwyciężyłem. Za rok chcę w tym rajdzie pojechać jeszcze raz i znów go wygrać!

- Okazję do rewanżu będzie miał Pan już w najbliższy weekend na Italia Baja.

- Na szutrze lepiej mieć więcej koni, więc znacznie trudniej niż na śniegu będzie mi konkurować z Gadasinem, który ma ich kilkadziesiąt więcej ode mnie. Na śniegu większe znaczenie odgrywa technika jazdy. Ale nie poddajemy się – jedziemy powalczyć.

- Czy zdobycie Pucharu FIA to jeden z Pana tegorocznych priorytetów?

- Prawda jest taka, że w Rosji mieliśmy wystartować dla frajdy. Gdy zdobyliśmy komplet punktów, pojawił się pomysł, by jechać dalej. Punkty nam odebrano, ale machina organizacyjna ruszyła, więc we Włoszech na pewno wystartujemy. Jeśli zdobędziemy tam jakieś „duże punkty”, może pojedziemy dalej. Ale budżet nie jest z gumy. Przed Dakarem wolę pojechać w jednym dobrym, długim rajdzie, niż w kilku krótkich imprezach, które swoją drogą są fajne, szybkie, dużo się na nich dzieje. Bliżej Dakaru chcemy pojeździć po piasku, wydmach, myślimy np. o rajdzie Egiptu.

- Zapewne odpowiadał Pan na to pytanie już tysiąckrotnie, ale co Pan czuł, gdy okazało się, że nadeszła chwila wycofania się z Dakaru 2010?

- To był jeden z rajdów życia, dobrze nam szło od samego początku, kontrolowaliśmy sytuację, zajmowaliśmy pewną pozycję w środku pierwszej dziesiątki, nikt nam nie zagrażał. Była spora szansa na powtórzenie 5. miejsca z roku 2009. Świetnie czuliśmy się psychicznie. Mieliśmy prawo pomyśleć, że wystarczy, abyśmy mieli takie same auta jak czołówka, a moglibyśmy powalczyć o wszystko. Ukręciliśmy wałek w moście – to naprawdę duża część, która – wydawało nam się – nie może ulec awarii, a jednak… Widocznie tak miało być.

- Czy rywalizacja z Volkswagenem nie jest dla Pana nieco frustrująca? Touaregi wydają się być poza zasięgiem…

- Z nimi nie ma żadnych szans! Jedyne co nam pozostaje, to jechać „grzecznie”, czyli wykorzystując maksimum swoich umiejętności i możliwości auta. Szans na zwycięstwo nie ma. Tylko BMW jest autem, które zbliża się do Volkswagena, ale jeszcze pod względem technicznym nie jest mu w stanie zagrozić. Już wyszło z wieku dziecięcego, czasem nawet bywa szybsze od VW, ale jeszcze się psuje.

- Pojawiły się przecieki, że zamierza Pan zamienić Nissana na Toyotę…

- Może powstać bardzo ciekawy samochód. Ta sama firma z RPA, która zbudowała nam Nissana, buduje dla nas Toyotę – jej kierownikiem jest Glyn Hall (odpowiedzialny również za projekt Aurisa S2000). Obecnie czekamy – auto powinno być gotowe pod koniec czerwca. Wtedy zobaczymy, co będzie warte. Samochód powstaje w firmie, której filozofia bardzo mi odpowiada. Przede wszystkim konstruuje auta w rozsądnym budżecie. Nasza Toyota będzie miała pod maską benzynową V-ósemkę, bardzo dobry, leciutki silnik, cały z aluminium. Z dużo większym momentem obrotowym niż w naszym Nissanie i dobrą mocą, bo to jednostka Lexusa. Cały czas leży nam na sercu kwestia zawieszenia, chcielibyśmy się pozbyć tego tylnego mostu... Prace trwają, bo póki co na niezależnym zawiasie ten samochód przestaje jechać po piasku.

- Organizatorzy jeszcze nie ogłosili, gdzie odbędzie się Dakar 2011… Wolałby Pan wystartować w Ameryce czy powrócić do Afryki?

- Wolałbym startować w Ameryce, ponieważ jest bardziej cywilizowana i – co dla mnie bardzo ważne – panuje tam  znakomita atmosfera. Argentyńczycy kochają ten rajd, w  Afryce bywa odwrotnie... Dakar w Ameryce jest tak samo trudny, a nawet trudniejszy od afrykańskiego. Wystarczy nas skierować głęboko na piaski Atacamy… Wygląda na to, że po raz trzeci i ostatni rajd odbędzie się właśnie w Ameryce Południowej, która jest ważnym rynkiem dla… Volkswagena.

Rozmawiał: Arek Kwiecień (15.03.2010)

ZOBACZ TAKZE: Baja Rosja: Krzysztof Hołowczyc zdyskwalifikowany!