Nieziemskie kłopoty NAC Rally Team na II etapie OiLibya Rally of Morocco 2012

październik 17, 2012
Pajero_po_naprawie_1Dachowanie Pajero, a następnie uciążliwe, wielogodzinne holowanie auta za ciężarówką to przygody, które spotkały Polaków z zespołu NAC Rally Team w drugim dniu OiLibya Rally Of Morocco 2012. Ne metę etapu dotarli o północy czasu polskiego, ale po całonocnych pracach znów są gotowi do walki.

ZOBACZ TAKŻE: II etap OiLibya Rally of Morocco 2012 – komfort Hołowczyca, Ruta znów pechowo


W skład wtorkowego etapu wchodził 315-kilometrowy odcinek specjalny, najdłuższy w tegorocznej edycji rajdu. Najtrudniejszym fragmentem trasy był 28-kilometrowy przejazd przez wysokie wydmy. - To były już prawdziwe góry piachu! - mówi z respektem Piotr Domownik, kierowca Unimoga. - W poniedziałek zliczyliśmy jedynie rozgrzewkę...

Jadący Mitsubishi Pajero Paweł Molgo i Ernest Górecki na strefie serwisowej przed wydmami mieli około 20 minut przewagi nad swymi kolegami z zespołu. Gdy rozpoczęli walkę z piaskiem, szło im bardzo dobrze do momentu, gdy jeden z podjazdów okazał się nieco krótszy niż sądzili. W rezultacie ich auto zaryło przodem w piasku, a następnie obróciło się na dach. Na szczęście niedługo przyszło im czekać na pomoc załogi Unimoga, która po kilkunastu minutach dotarła na miejsce zdarzenia.    

Krzysztof_Kretkiewicz1- Auto szybko postawiliśmy na kołach i sprawdziliśmy jego stan techniczny - relacjonuje Piotr Domownik. - Błyskawicznie zapadła decyzja, że jedziemy dalej, ale z Mitsubishi na holu za Unimogiem. W takim zestawie najtrudniejsze było pokonanie wydm, ale po to właśnie w naszym teamie mamy ciężarówkę, by pomagała w potrzebie. Wcześniej zresztą ćwiczyliśmy już tego rodzaju akcje. Unimog sprawdził się w 100 procentach i jeszcze za dnia udało nam się wydostać na twardą nawierzchnię.

Zawodnicy NAC Rally Team nie byli jedynymi, którzy tego dnia mieli kłopoty. Jeszcze późnym popołudniem na trasie walczyło wraz z nimi ponad 50 załóg. Za rejonem wydm trasa wcale nie stawała się  łatwiejsza – prowadziła przez tereny górzyste, a jej długie fragmenty pokryte były fesz-feszem. - Do mety mieliśmy jeszcze 110 kilometrów - opowiada Domownik. - Najtrudniej mieli moi koledzy, którzy jechali w goglach (szyba Mitsubishi była rozbita) 10 metrów za wznoszącym tumany kurzu  Unimogiem. Co jakiś czas zmienialiśmy obsadę auta, by dać odetchnąć płucom jego załogi. Wszyscy wyglądaliśmy jak jacyś kosmici pokryci gwiezdnym pyłem...

Polacy nie mieli już szans na zmieszczenie się w limicie czasu, który był wyznaczony na pokonanie odcinka, ale ambitnie chcieli zaliczyć wszystkie waypointy, by zmniejszyć wymiar kary. Dzięki temu, gdy późnym wieczorem dotarli na metę, sędziowie dopisali do ich wyniku tylko dwie godziny zamiast dziesięciu.

Zmęczeni zawodnicy położyli się spać, a Mitsubishi trafiło w ręce mechaników, którzy z poświęceniem, przez całą pracowali nad przywróceniem mu pełnej sprawności. Do rana samochód udało się naprostować, wkleić nową szybę, przeczyścić i uruchomić silnik. - I jedziemy dalej! - mówi z optymizmem Piotr Domownik. - We wtorek wielu zawodników miało kłopoty. Rajd jeszcze się nie skończył!

Po drugim etapie Paweł Molgo i Ernest Górecki zajmują 44. lokatę (6. w grupie T2); Piotr Domownik, Janusz Jandrowicz i Krzysztof Kretkiewicz plasują się na miejscu 42. We środę zawodnicy pokonają 357-kilometrowy etap (w tym 291 OS) z Erfoudu w okolice Zagory, gdzie zlokalizowany jest kolejny obóz.
AK