Polacy na Baja Saxonia 2010: dobra jakość, kiepska ilość

BS2010_039Ponad 100 załóg samochodowych, 150 motocyklistów, kilkadziesiąt ekip ciężarówek i kierowców quadów reprezentujących kilkanaście państw świata. Świetna organizacja, urozmaicona, dobrze przygotowana trasa, nienaganne zabezpieczenie i to wszystko tuż za naszą miedzą. I tylko szkoda, że tak niewielu polskich zawodników stawiło się w tym roku na starcie Baja Saxonia. Choć mieliśmy nieliczną reprezentację, osiągnęła jednak wiele.

ZOBACZ TAKŻE: Relacje z Baja Saxonia 2009 | Baja Saxonia 2008

W klasie samochodów wysokie 8. miejsce zajęła załoga Bowlera Wildcat 200: Marcin Kruszewicz i Daniel Darowicki. Równie dobrze pojechali Wojciech Tolak i Maciej Szurkowski, startujący Mercedesem G500 ORC, którzy wywalczyli 14. lokatę. Zwyciężył  – co powoli staje się już tradycją – duet z Bułgarii Alexander Kovatchev i Dimitar Lazarov, który również prowadził „Gelendę".

- Rajd był świetny! – mówi Daniel Darowicki. – Na Saxonii naprawdę jest okazja, by wyszaleć się w terenie. Szkoda, że było tak mało Polaków, ale mam nadzieję, że w przyszłości ich przybędzie. My za rok na pewno znów się stawimy na starcie.

- Żałuję, że z Polski przyjechało tak niewiele maszyn – wtóruje mu Wojciech Tolak. – A przecież Saksonia to rzut beretem od naszych granic. Rajd jest perfekcyjnie zorganizowany, przyjeżdża tu wiele znakomitych załóg z całej Europy, więc jest z kim rywalizować. Trasa jest otaśmowana, obstawiona sędziami, co chwilę znajduje się punkt medyczny. Świetne zawody!

Załoga polskiego Bowlera chciała w trudnych warunkach „bojowych” wypróbować swoje nowe auto. Rywalizacja była dla nich tym bardziej interesująca, ponieważ w stawce były jeszcze dwa inne Bowlery. Rajd rozpoczęli znakomicie, zajmując pierwszego dnia rywalizacji 7. lokatę. – Ale i tak nie byliśmy zadowoleni – opowiada Daniel Darowicki. – Jazdę rozpoczęliśmy spokojnie – pierwsze okrążenie w tempie rozgrzewkowym, tak na 70 % możliwości, drugie już nieco szybciej – takie 90% - i dopiero potem zaczęliśmy walkę na całość. Niestety na trasie zdarzył się wypadek i organizator postanowił przerwać rywalizację, zaliczając wszystkim tylko dwa pierwsze „kółka”.

- Pilot jednej z załóg wyskoczył ze swojego auta, które utknęło na trasie, potknął się i wpadł pod nadjeżdżającą ciężarówkę – relacjonuje Wojtek Tolak. – Podobno wyglądało to paskudnie. Natychmiast został odtransportowany helikopterem do szpitala i z tego co wiem, jego stan jest stabilny.

Dla kierowcy „Wilka” przedwczesne przerwanie walki przez sędziów również nie było korzystne. Pierwszego dnia trasa była jeszcze sucha i jego Mercedes mógł pędzić nawet 160 km/h na prostych. Zwycięzca niedawnego H4 / Baja Gothica musiał zadowolić się miejscem 13 na półmetku.

Później z ołowianych chmur kłębiących się nad kopalnią, gdzie wytyczona była trasa, lunął deszcz. – Drugiego dnia rywalizacji o rozwijaniu dużych prędkości można było zapomnieć – mówi Wojtek. – Drogę pokryła błotnista maź, zrobiło się bardzo ślisko. Mimo terenowych opon czasem mieliśmy wrażenie, jakbyśmy jechali po lodzie. Na szczęście mój Mercedes ma doskonałą broń - dzięki blokadom bez kłopotu przejeżdżaliśmy miejsca, które zatrzymywały inne załogi.

Duet Kruszewicz – Darowicki na II etapie również ruszył do ataku. – Szło nam wyśmienicie – opowiada Daniel. – Jechaliśmy w czołówce na pełnym gazie, ale niestety – przyznaję się – popełniłem błąd. Zapatrzyłem się na poprzedzające nas auta i pokierowałem mego kierowcę w koleiny, gdzie zawisnęliśmy na podwoziu z czterema kołami w powietrzu. Niestety długo czekaliśmy, aż ktoś zatrzyma się, by uratować nas z opresji. Pomógł nam czeski MAN, ale straciliśmy 21 minut.

Ostatecznie na II etapie polskiego Bowlera sklasyfikowano na 10. miejscu, a Mercedesa - na 18.

Obie polskie załogi mimo kłopotów (Wojtek musiał wymieniać przebite koło) ukończyły rajd na wysokich pozycjach i – biorąc pod uwagę wysoki poziom rywali – mają z czego być dumne.

W Baja Saxonia w klasie samochodów startowała ponadto trzecia polska załoga: Mariusz Ryczkowski i Michał Wiewiórowski, która pierwszy etap ukończyła na znakomitym trzecim miejscu. Niestety następnego dnia SAM MRT08 Polaków odmówił posłuszeństwa i nie dotarł do mety z powodu awarii.

W klasie ciężarówek liczyliśmy na dobrą pozycję Krzysztofa Ostaszewskiego, który miał okazję po raz pierwszy wypróbować swojego nowego Mercedesa Zetros. Polak pierwszego dnia pojechał w stylu, jaki dobrze znamy – szybko i dynamicznie, dzięki któremu objął prowadzenie w rajdzie. Na trasie drugiego etapu jego Zetros na jednym z zakrętów zahaczył tylnym kołem o kamień i wywrócił się na bok. To oznaczało niestety koniec marzeń o trzecim z rzędu zwycięstwie Krzysztofa Ostaszewskiego na Baja Saxonia. Nieudany występ w klasie quadów zaliczył również jego syn – Grzegorz, który drugiego dnia w ogóle nie pojawił się na starcie.

Wśród motocyklistów natomiast z bardzo dobrej strony zaprezentował się Miłosz Jaskólski, który po raz drugi jako jedyny reprezentował Polskę w tej klasie. W klasyfikacji generalnej rajdu Miłosz zdobył wysokie 9. miejsce w kategorii motocykli poniżej 180 kg (na 95 sklasyfikowanych maszyn). - Tegoroczna edycja rajdu Baja Saxonia 2010 okazała się wyjątkowo ciężka, co potwierdziły liczne poważne wypadki – opowiada zawodnik Motoracer Rally Team. - Pogoda nie ułatwiała zadania i z godziny na godzinę było bardziej grząsko i ślisko. W piątek pokonaliśmy 220 km odcinka specjalnego, a w sobotę 190 km. Mój łączny czas przejazdu wyniósł 07 godz. 44 min. 01 sek. Z piątku na sobotę złapałem silne zapalenie mięśnia mostkowo-obojczykowego i tylko najmocniejsze leki przeciwzapalne pozwoliły mi na kontynuowanie rajdu. Motocykl KTM 530, którym startowałem, spisał się bardzo dobrze. Organizatorzy wyciągnęli wnioski z poprzednich lat i w tym roku nie popełnili najmniejszego błędu. Zdecydowanie trzeba podkreślić profesjonalizm w zabezpieczeniu trasy Baja Saxonia (szczególnie pod względem medycznym).

Text: Arek Kwiecień, fot. Michał Walkowiak, Przemek Stryczak, Daniel "Highway" Darowicki, Motoracer