Motomaraton 24h – nie taki diabeł straszny...

kwiecień 19, 2013
24-godzinny maraton w terenie – to wyzwanie, które może wydawać się ponad Wasze siły. Ale czy słusznie jest się czego obawiać? Impreza z pewnością do łatwych należeć nie będzie – w końcu to cała doba spędzona w terenie. Ale – tak jak w maratonie biegowym – każdy może wziąć w niej udział i czerpać z satysfakcję z osiągnięcia mety. Wystarczy odpowiednie przygotowanie, właściwa strategia i trochę samozaparcia. Nie należy obawiać się 300-konnych zmot, bo one choć oczywiście mają szansę na zwycięstwo, są jednak niczym Usian Bolt na starcie maratonu. Są szybkie, ale czy starczy im pary, by dotrzeć do końca zawodów?

Wiosną przed dwoma laty na północy Polski odbyły się 24-godzinne zawody, w których po pasjonującym boju z teamem Paweł Oleszczak – Maciej Chełmicki – Arek Śliz zwycięstwo odniosła załoga Extrem4x4 w składzie Adrian Baron – Damian Baron – Michał Siuta. Impreza nie doczekała się kolejnych edycji, a z braku laku chłopaki z Extrem4x4 przy skromnym współudziale portalu TERENOWO.PL powzięli decyzję o wskrzeszeniu idei całodobowego wyścigu. Tak zrodził się MOTOMARATON, który odbędzie się w dniach 22-23 czerwca w Mucharzu koło Wadowic. O przygotowania i rywalizację w zawodach z 2009 wypytaliśmy Adrian Barona, z którego odpowiedzi jasno wynika, że diabeł (choć ma rogi) nie jest aż taki straszny, jak go malują...

Arek Kwiecień: - Czy zgłaszając się w 2009 roku do startu w zawodach 24h, mieliście już jakieś doświadczenie w tego typu imprezach?
Adrian Baron: - Nie raz oglądaliśmy z bliska rajdy 24h (np. w Czechach, gdzie są bardzo popularne) oraz krótsze, ale o tej samej formule, czyli jazdy non stop po zapętlonej trasie. Ponieważ mieszkamy blisko granicy, wśród naszych klientów zdarzają się również zawodnicy startujący w rajdach 24h (swoją drogą jest szansa, że pojawią się również na Motomaratonie). Mieliśmy więc okazję z bliska przyjrzeć się ich samochodom, które nieco różnią się od polskich rajdówek. W Polsce dominują mimo wszystko dość krótkie oesy, które preferują auta szybkie, sprawne, dynamiczne. W razie usterek mechanicy mają możliwość ich naprawy pomiędzy etapami. Czesi mają auta inaczej przygotowane, które nie są aż tak wysilone. Są za to wytrzymałe i niezawodne, bo w zawodach 24h najważniejsze jest by jechać non stop, nie tracąc czasu na serwis.

- To ciekawy temat, więc porozmawiajmy jeszcze o nim. Czym auta 24h różnią się od typowych rajdówek?
- Gdy budowaliśmy naszego Patrola, na samym początku przyjęliśmy zupełnie inne założenia niż zazwyczaj. Uznaliśmy, że najważniejsza jest jego wytrzymałość, a nie sama prędkość czy dzielność terenowa. Na 24h najwięcej tracisz, gdy auto zaczyna się psuć. Czas leci, ludzie są zmęczeni – dojazdem, a potem walką na trasie. Najistotniejsza jest więc niezawodność auta. Im prostsza konstrukcja, im bliższa „serii”, tym większa szansa, że nie będzie się psuła. Wiadomo – wszelkie wynalazki z „podkręconymi” osiągami są bardziej narażone na awarię. W 24h nie najważniejsza jest prędkość, ale jednostajna, równa, bezbłędna jazda. Wydaje się, że 24 godziny to krótki okres, ale to tylko pozory – wystarczy zsumować, ile trwa w sumie walka na najważniejszych rajdach w Polsce. Swego czasu chyba cały sezon RMPST to było mniej 24 godzin jazdy...

- No tak, już o tym pisaliśmy – na Dakarze w ciągu 24 godzin najlepsi zawodnicy pokonują ponad połowę etapów...
- Zawody non stop wymagają innego podejścia, stylu jazdy. Warto przygotować sobie specjalną taktykę: zmian, spania, posiłków... Trzeba pamiętać, że kierowca, który skończył swoją turę jazdy, nie powinien tracić czas na podziwianie walki na trasie, ale najważniejsze, by w czasie wolnym jak najefektywniej odpoczął, czekając na swoją kolej. Zespół powinien mieć więc przygotowaną przyczepę kempingową lub chociaż namiot, by można było komfortowo się wyspać. Podobna sprawa jest z serwisem, który musi być w każdej chwili gotowy do działania. Dobrze, aby mechanicy mieli swoich zmienników – gdy jedni czuwają, drudzy odpoczywają. Nikt nie wytrzyma 24 godzin non stop w gotowości bojowej.

- A jeśli jesteśmy właścicielami auta wybitnie małoawaryjnego?

- Nawet wtedy, bo zadaniem mechaników są nie tylko ewentualne naprawy, ale również bieżąca obsługa auta: uzupełnianie paliwa i płynów, wymiana filtrów, czyszczenie chodnicy, usuwanie drobnych usterek... Nawet jeśli samochód nie zawodzi, co jakiś czas kierowca i tak musi zjechać na serwis, by posprawdzać oleje, filtry, klocki... 24 godzin jazdy w trybie rajdowym to duże wyzwanie np. dla  silnika. My naszego Patrola przygotowywaliśmy specjalnie „na start” i samochód był jak nowy, ale nastawiliśmy się na jazdę na całego, bez oszczędzania sprzętu. Auto miało wytrzymać 24 godziny jazdy na maksa. A potem teoretycznie mogłoby się rozsypać... Doszły do tego nieprzewidziane okoliczności, bo wczesną wiosną teren, po którym jeździliśmy, z upływem czasu zaczął bardzo się zmieniać. W pewnym momencie rajd stał się ekstremalnie ciężki, dla niektórych samochodów to była już przeprawa. To też miało dużo wpływ na „zmęczenie” materiału...

- Zakładamy jednak, że na naszym Motomaratonie trasa będzie dużo bardziej utwardzona, a trudności terenowe będą znikome. Czy w takiej sytuacji w zawodach 24h można Twoim zdaniem wystartować „zwykłym” autem - dajmy na to - seryjnym Discovery czy Vitarą?
- Jadąc mądrze, nie dając się ponieść emocjom, rozkładając siły, nie przeginając, myślę, że na pewno! Startowaliśmy i oglądaliśmy wiele zawodów, wiemy, co mogłoby stać się kłopotem dla zawodników, ale również dla nas, organizatorów, i przygotowujemy trasę dość łagodną, bez większych szaleństw terenowych. Zależy nam również, aby trasa nie zmieniała się w trakcie trwania zawodów i była jednolita przez całe 24 godziny.

- Czyli obok gwiazd polskiego off-roadu na starcie z powodzeniem może stanąć również „zwykły Kowalski” z kolegą i – dajmy na to – dwoma mechanikami? Jak według Ciebie powinien wyglądać minimalny skład teamu?
- Jeśli ktoś podchodzi do tego rozsądnie, spokojnie może planować nawet samotny start, o ile będzie czuł się na siłach. Ważne, aby wiedział, kiedy udać się na odpoczynek, a nie usypiać na trasie. Mamy wiele zapytań o samotny start. Wojtek Bodziony, który zgłosił gotowość startową, czym wzbudza nasz ogromny szacunek, ma Tomcata, którego tylko on sam (z powodu swej niepełnosprawności) jest w stanie poprowadzić. Moim zdaniem jednak minimalny plan dla auta turystycznego to dwóch kierowców-zmienników i jeden-dwóch mechaników oraz zwykła, ewentualnie trochę wzmocniona terenówka (im więcej modyfikacji, tym więcej serwisu). Kto wie, czy seryjne auta (ale oczywiście nie mówimy o SUV-ach) nie mają największych predyspozycji, by osiągnąć dobry wynik, gdyż są używane zgodnie z przeznaczeniem: jadąc bez szaleństw w lekkim terenie. Problemy czy raczej wyzwania zaczynają się, gdy kierowca zaczyna jechać ostro, albo gdy auta poddane zostały nieprzemyślanym modyfikacjom.

- A więc właściciele zwykłych samochodów, nie powinni się obawiać startu w maratonie 24h, a jedynie odpowiednio się do niego przygotować. Ciekaw jestem, jak Wy przygotowaliście się do startu w maratonie? Jak wyglądał Wasz team? Jakie wzięliście ze sobą części zamienne?
- Nasz team składał się z trzech kierowców i czterech mechaników podzielonych na dwa zespoły. Był to nasz plan minimum, ale zapewniał duży komfort, bo dzięki teamu nikt nie zmęczył się. Rozważaliśmy zabranie tylko 2 mechaników, ale liczyliśmy się z tym, że mogą nas spotkać awarie, a wtedy mogłoby to stanowić dla nich zbyt duże obciążenie. A tak mechanicy zmieniali się na dyżurach co 4 godziny. Zabraliśmy ze sobą przyczepę kempingową, więc kto schodził z posterunku, szedł spać. Wymiennie spało więc w niej 2 mechaników i 1 kierowca. Kierowcy zmieniali się co 3 godziny, czyli po 3-godzinnej jeździe każdy z nas miał 6 godzin na sen, jedzenie i odpoczynek. Oczywiście uśnięcie w tym zgiełku to było również wyzwanie...

- Dlatego na Motomaratonie 24h będzie znajdowała się oddalona od toru „strefa ciszy”, gdzie będzie można rozbić namiot lub zaparkować kampera i w spokoju pójść spać...    
- Takie rozwiązanie umożliwi komfortowy wypoczynek. A co do części zamiennych: na pewno trzeba zabrać na rajd wszystkie części „obsługowe”: podstawa to klocki hamulcowe, które nigdy nie wiadomo, kiedy się skończą (a gdyby padał deszcz i pojawi się trochę błota, to skończą się bardzo prędko), wszystkie filtry (powietrza to nawet razy dwa), płyny ustrojowe (nam np. rozszczelniła się chłodnica i mieliśmy duży problem, ale na szczęście wzięliśmy sporo zapasu), przewody (zwłaszcza od układu chłodzenia – w lecie może być upał, długa jazda może być dla nich wyzwaniem), oświetlenie, żarówki... Każdy samochód ma swoje bolączki i trzeba się na nie przygotować. Ale – powtarzam – przy mądrej jeździe z powodzeniem wystarczą podstawowe rzeczy „obsługowe”.

- A „grubsze” części? Przeguby, półosie, nie mówiąc o mostach, skrzyni czy silniku?
- Kiedy urywają się półosie? Gdy masz ponadwymiarowe koła, jeździsz dynamicznie, masz agresywne opony... Na maratonie Simexy na pewno nie będą zaletą, bo są oponami wolnymi, a trudnych przepraw na trasie nie będzie. Dynamiczna jazda – już o tym mówiliśmy – zwykle szybko się kończy...  Jeśli ktoś w kółko urywa półośki, oczywiście warto by miał je na zmianę... Ale nie wydaje mi się, by był to produkt pierwszej potrzeby. Zabieranie „grubszych” rzeczy na zmianę to chyba przesada – wymiana mostu czy skrzyni to już poważna i czasochłonna naprawa. Nawet jeśli się powiedzie, strata czasowa będzie prawdopodobnie nie do odrobienia. Ale oczywiście nikomu nie możemy tego zabronić. Jeśli ktoś nastawia się na jazdę na maksa, może mieć takie części w zapasie. Lepiej jednak jechać nieco ostrożniej, niż narażać się na „duże” naprawy.

- A zapasowe koła, amortyzatory?

- Koła to podstawa! To najbardziej prawdopodobna usterka, warto mieć więc zapas. Amortyzatory również mogą się przydać, zwłaszcza jeśli używamy w aucie seryjnych, które trochę już w swoim życiu przeżyły. W czasie 24-godzinnej jazdy po wertepach może nadejść ich kres, a jazda z niesprawnym amorem może zaowocować kolejnymi zniszczeniami. Ale jeśli w aucie mamy sportowe amortyzatory z dobrym chłodzeniem, to powinny one bez problemu wytrzymać całe zawody.

- W biegach to się nazywa „Bezpośrednie Przygotowanie Startowe” - co zalecałbyś uczestnikom tuż przed startem?
- Na pewno już nie eksperymentować, ale przeglądnąć auto, naprawić wszystkie usterki i przyjechać do nas sprawdzonym pojazdem, aby potem nie tracić czas na głupoty w czasie zawodów. W aucie warto wymienić filtry, oleje, płyny, przetestować wszystkie układy, czy są sprawne. Żeby nie było tak jak za dawanych czasów, gdy na rajd przyjeżdżały GAZ-y i UAZ-y, a zawody zaczynały się od wielkich remontów.

- Załoga zaś powinna przyjechać wypoczęta, pełna optymizmu i nastawiona na zabawę. Bo maraton (nieważne czy biegowy, czy off-roadowy) to taki typ zawodów, w których każdy, kto osiąga metę, może czuć się zwycięzcą!
- Tak, chcielibyśmy, aby Motomaraton był szansą na dobrą zabawę w terenie za niedużą kasę, która  daje dużą satysfakcję. Zapraszamy do zapisywania się na motomaraton.pl!

MOTOMARATON NA FACEBOOKU:

fb_logo