Walkower na hałdzie - I runda RMPST 2005

Halda_05_02Grzegorz Kaczmarczyk po 3 latach rozbratu z Rajdowymi Mistrzostwami Polski Samochodów Terenowych powrócił wreszcie na trasy i od razu dobitnie zaznaczył swą obecność, wygrywając I rundę tegorocznych mistrzostw – 9. Rajd Hałda w Wałbrzychu (23 kwietnia).

Zwycięstwo zawodnika Automobilklubu Beskidzkiego, jadącego z pilotem Michałem Trelą (UAZ 3500), stanowiło dla kibiców dużą niespodziankę. Przed finałowym, czwartym oesem w rajdzie pewnie prowadziła bowiem doświadczona załoga ubiegłorocznych Mistrzów Polski klasy O1 – Grzegorz Szwagrzyk i Piotr Brakowiecki. Ich auto, SAM 2315 – teoretycznie pozbawione szans w walce z ponad 300-konnymi potworami z klasy O2 – na trzech wcześniejszych oesach radziło sobie znakomicie, wypracowując blisko 100-sekundową przewagę nad rywalami. By wygrać, wystarczyło spokojnym tempem dojechać do mety...

„Hałda” po raz kolejny udowodniła jednak, iż jest jedną z najtrudniejszych i najmniej przewidywalnych rund w całym cyklu RMPST. Pojazd Szwagrzyka i Brakowieckiego, który – w przeciwieństwie do wielu konkurentów – omijały dotąd awarie, na czwartym oesie przebił tylną oponę, a chwilę później wylądował na drzewie, potężnie uszkadzając przednie zawieszenie. Ambitni zawodnicy nie poddali się jednak i – mimo że oba przednie koła jechały rozbieżnie – podążyli z trudem do mety, unikając w ten sposób taryfy, która zniweczyłaby ich całodzienny wysiłek.

Groźny wypadek liderów na finałowym oesie nie był jednak ostatnią niespodzianką 9. Rajdu Hałda. Wkrótce na prowadzenie wyszła inna, świetnie jadąca załoga klasy O1 - Marek Zając i Marcin Lewandowski (Subaru 2500), która wywalczyła ostatecznie najlepszy końcowy czas przejazdu. Zwycięstwo nie stało się jednak ich udziałem, bowiem zawodnicy Automobilklubu Orskiego zostali... zdyskwalifikowani. Jak nam wyjaśnił Andrzej Skrzypczyński, dyrektor rajdu, przyczyną tej decyzji było niestawienie się załogi w regulaminowym czasie do badania kontrolnego po zakończeniu zawodów. W tej sytuacji, niejako walkowerem, w rajdzie zwyciężyli zdobywcy drugiego czasu przejazdu – Grzegorz Kaczmarczyk i Michał Trela; miejsce drugie zajęli zaś pechowi Szwagrzyk i Brakowiecki.

Podczas tegorocznej edycji rajdu zawodnicy rywalizowali na długim, 12-kilometrowym oesie. Tym razem pogoda im sprzyjała – w odróżnieniu od lat poprzednich było ciepło i nie padało. Trasa jednak pozostała ta sama – bardzo trudna, o zróżnicowanej – raz skalistej, a raz błotnej – nawierzchni, pełna wymagających przeszkód, które przyczyniły się do wielu awarii. Najtrudniejszy jej fragment został wytyczony na hałdzie – kręte wiraże, zdradliwe wertepy oraz zapierające dech w piersi zjazdy i podjazdy stanowiły doskonały sprawdzian dla umiejętności zawodników. Wielu z nich poległo w tym miejscu z powodu rozerwanych opon, które nie miały żadnych szans w zetknięciu z ostrymi jak brzytwa skałami. O ogromnych trudnościach trasy najlepiej świadczy fakt, iż na ponad trzydzieści sklasyfikowanych załóg, tylko dwanaście ukończyło rajd bez taryfy! Z powodu awarii z zawodów wycofać się musieli m.in. faworyci, jak Dariusz Andrzejewski czy – startujący nowym autem – Tomasz Lisowski. Szansę na rewanż będą mieli już wkrótce – 21 maja w Gorzowie rozegrana zostanie II runda mistrzostw.

text: Arek Kwiecień, foto: Arek Kwiecień, Jan Bosak

KaczmarczykGrzegorz Kaczmarczyk, UAZ 3500, 1. miejsce:

- Trzy lata przerwy, budowa nowego auta i nowy pilot nie przeszkodziły Panu w odniesieniu zwycięstwa. Chyba w najśmielszych snach nie przewidywał Pan takiego scenariusza...
- Rzeczywiście, jest to nasz pierwszy rajd po długiej, trzyletniej przerwie. Bardzo się cieszę i jednocześnie jestem bardzo zaskoczony z osiągniętego sukcesu. Budowa naszego auta została definitywnie zakończona dopiero na dwa dni przed zawodami. A jeszcze w ostatni dzień, już podczas treningu na hałdzie, uszkodziłem w nim tylny most, który musieliśmy rozebrać do ostatniej śrubki. Gdy inni trenowali, my siedzieliśmy w lesie, starając się doprowadzić go do stanu używalności. Startując w zawodach, liczyłem więc co najwyżej na 5. miejsce. Pomógł nam jednak pech rywali.

- Jakim autem Pan startuje?
- Oficjalnie jest to UAZ 3500, którego konstrukcja oparta została na podzespołach Nissana Patrola. Budowa samochodu rozpoczęła się od UAZ-a, ale po licznych modyfikacjach niewiele już z niego zostało... Samochód napędzany jest 3,5-litrowym silnikiem BMW o mocy około 300 KM. W tym sezonie startujemy więc w klasie O2; wcześniej bowiem jeździliśmy w klasie O1, w której startują auta ze słabszymi silnikami.

- Jak Pan ocenia 9. Rajd Hałda?

- Rajd był super! Ścigaliśmy się na długim odcinku, którego trasa była bardzo zróżnicowana. Pokonywaliśmy fragmenty trialowe, by po chwili mknąć z ogromnymi prędkościami na długich prostych. Musieliśmy jednak jechać bardzo rozważnie. Kto popuścił wodze fantazji, kończył najczęściej z przebitą oponą. Najtrudniejszym fragmentem była zdecydowanie hałda – z powodu dużej wysokości, na jaką wyjeżdżaliśmy, bardzo zróżnicowanej trasy i niezwykle ostrych kamieni.

Piotr Brakowiecki, SAM 2315, 2. miejsce:

Na ostatnim oesie jechaliśmy bardzo rozważnie, starając się dowieźć zwycięstwo do mety. Pech chciał, iż w lesie przebiliśmy tylne koło, czego ani ja, ani mój kierowca po prostu nie zauważyliśmy! Chwilę później na prostej, gdy jechaliśmy z dużą prędkością, naszym autem zarzuciło i wylądowaliśmy na drzewie. Nie widzę w tym naszej winy. Żałujemy, że tak to się skończyło, ale z drugiej strony cieszymy się z 2. miejsca – to nasz życiowy sukces!

Wacław Mróz, Aro 243D, 4. miejsce:
Jestem zadowolony, bo udało nam się ukończyć rajd i mimo kapcia zdobyliśmy wysoką lokatę. Trochę jednak żałuję, bo gdyby nie przebita opona, mógłbym mieć nawet szansę na wygraną. Na „Hałdzie” wystartowałem nieco przebudowanym – w porównaniu do poprzedniego sezonu – autem. Między innymi wymieniłem amortyzatory, przeniosłem chłodnicę na tył auta i powiększyłem przednią szybę – wszystkie modyfikacje zdały egzamin na piątkę.

Mariusz Ryczkowski, Mitsubishi 4000, 5. miejsce:

Jestem bardzo rozczarowany. Z powodu błędu mojego pilota na pierwszym oesie ominąłem trzy bramki, za co zostałem ukarany taryfą. Gdyby nie ona – bez kłopotu zwyciężyłbym w zawodach. Nawet kapeć, z którym jechałem przez większość ostatniego odcinka, nie mógłby mi w tym przeszkodzić. Auto sprawowało się znakomicie, udało mi się wygrać jeden z oesów i cały ten wysiłek poszedł niestety na marne.

Stanisław Lisowski, Merlis 3000, 13. miejsce:

W porównaniu do poprzednich edycji tego rajdu jestem trochę zawiedziony jego trasą. Jej fragmenty, na których nieustannie się ścigamy, są już bardzo rozjeżdżone. Niezwykle trudno jest kontrolować auto podczas jazdy w koleinach, wielu z nas zniszczyło sobie opony na ostrych skałach. Ja też musiałem zmieniać koło – w efekcie dostałem taryfę i przestałem się liczyć w walce o zwycięstwo.


Artykuł opublikowany w czasopiśmie "Giełda Samochodowa", nr 33/2005 (995) z dnia: 29 kwietnia 2005 roku.