Wydrukuj tę stronę

Drugie życie Samuraia. Uratowany od złomowania

marzec 09, 2016

Czy Suzuki Samurai warty 3 tysiące złotych ma szansę wyjechać jeszcze w teren? Wiele osób wysłałoby go z miejsca na złomowisko, ale nie Piotr Kapała, który postanowił za wszelką cenę tchnąć w niego drugie życie. Wiele godzin spędzonych w warsztacie przyniosło efekt, z którego ma prawo być dzisiaj dumny.

Zobacz najnowszą aktualizację z 9 marca 2016

W chwili zakupu Samurai był w stanie agonalnym, o czym najlepiej świadczy jego niewysoka cena. By nie być gołosłownym, oto jego zdjęcie:

 0000   000189
Samurai za 3 tys. zł      
SJ410 - dawca organów

Widząc, co się święci, pan Piotr nabył jednocześnie za symboliczną kwotę innego SJ410 bez prawa rejestracji, pozbawionego silnika i skrzyni, ale posiadającego za to całkiem zdrowe nadwozie. Liczył, że z dwóch samochodów na pewno uda mu się złożyć jeden, ale jak dziś przyznaje, życie zweryfikowało później tę teorię. Pacjent domagał się przeszczepów i kompleksowej kuracji, dawca organów podpisał akt ostatniej woli, operację można było więc rozpoczynać.

Jako pierwszy "pod nóż" poszedł silnik, którego stan okazał się... beznadziejny. Obrócona panewka na krzywym jak bumerang wale, cylindry, które nie nadawały się nawet do szlifu... Wtedy zrozumiał, dlaczego sprzedawca Samuraia, który zapewne spodziewał się tego stanu rzeczy, dorzucił mu "w pakiecie" dwa inne, zdekompletowane silniki. Pan Piotr zawiózł do szlifierza wszystkie części, które zgromadził, i pełen niepokoju czekał na diagnozę, czy uda mu się coś się z nich wyczarować. Na wszelki wypadek w międzyczasie rozglądał się na nowym, zdrowym silnikiem. Na szczęście trafił na fachowca, któremu udało się z trzech silników wybrać dobry wał i blok nadający się do szlifu.

Czekając na reanimację jednostki, właściciel auta zabrał się za jego całkowitą rozbiórkę. Wtedy zakiełkowała w nim myśl, by operację... odwrócić, czyli w SJ410 zamontować silnik i skrzynię od Samuraia, przeglądnąć mosty i ruszyć w drogę! Pomysł szybko został jednak zarzucony, bo kule i łożyska zwrotnic w SJ-cie okazały się mocno skorodowane, a transplantacja mostów z Samuraia nie była możliwa z powodu ich znacznej szerokości. Zapadła więc ostateczna decyzja o odbudowaniu Samuraia na oryginalnej ramie i szerokich mostach, i przykryciu go budą SJ410. Ale jak na razie w garażu leżała tylko wielka sterta złomu... Pan Piotr nie zamierzał się jednak załamywać - jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B!

Prace rozpoczął od zakonserwowania ramy: dwukrotnego położenia podkładu i pokrycia jej "barankiem". Przedni most został oczyszczony i pomalowany, zyskał nowe uszczelniacze i łożyska piasty, a kropkę nad i stanowiło pomalowanie kuli zwrotnicy ochronną farbą okrętową.

Renowację przeszedł również tylny most, w którym "przy okazji" hamulce bębnowe zastąpione zostały tarczowymi. Przy wszystkich kołach zamontowano nowe tarcze i klocki; przednie zaciski zostały zregenerowane (hamulec ręczny w zamyśle miał znaleźć się na tylnym wale).

W zawieszeniu pozostawione zostały resory oraz dwucalowe wieszaki z przodu i "rewolwerowe" z tyłu. Wszystkie polibusze wymienione zostały na poliuretanowe.

Po powrocie silnika od szlifierza i włożeniu go razem ze skrzynią do ramy wydawało się, że prace zbliżają się ku końcowi. Minęło jednak jeszcze sporo czasu, zanim Samurai stał się gotów do jazdy. Kolejnym etapem była konserwacja nadwozia i malowanie komory silnika. Dopiero potem budę można było nałożyć na ramę i zająć się pracami wykończeniowymi.

W terenówce ważną rolę odgrywają solidne zderzaki, które wkrótce ozdobiły przód i tył samochodu. Tylny zderzak przykręcony jest śrubami M10, które stanowią jednocześnie punkt mocowania uchwytów na szekle (pod zderzakiem znalazło się również miejsce na hak holowniczy). Podczas spawania przedniego zderzaka pomyślano zawczasu o platformie pod wyciągarkę. Nietrafionym pomysłem było jednak wycięcie otworów na kierunkowskazy, które później zostały zaspawane, ponieważ bezpieczniejszym rozwiązaniem dla świateł było ulokowanie ich nad zderzakiem.

W czasie prac nad elektryką wentylator chłodnicy, który załączany jest przez termostat, zyskał dodatkowy, manualny włącznik umieszczony w kabinie. Nieustająco w trakcie prac na światło dzienne wychodziły niespodzianki, jak choćby zapchana nagrzewnica, co wyjaśniło tajemnicę braku nadmuchu w kabinie.

Wreszcie przyszedł czas na wykończenie wnętrza. Samurai zyskał nową deskę rozdzielczą wykonaną z lekkiego i sztywnego dibondu, w której zamontowano m.in. nowy panel sterujący nawiewem, schowek i dodatkowe włączniki (obsługujące halogeny i wyciągarkę). Dibond ozdobił również wnętrza drzwi i klapę bagażnika.

Tak przygotowane auto oddane zostało w ręce lakiernika, który karoserię pomalował podkładem akrylowym i finalnie wykończył ją czarnym matem.

Remont zbliżał się ku szczęśliwemu finałowi. Zamierzając zrezygnować ze zniszczonego dachu materiałowego, pan Piotr przygotował autorską konstrukcję hardtopa - stelaż, a następnie sztywne panele, w których umieścił szyby! Dzieło odbudowy zwieńczył montaż nowej wyciągarki Dragon Winch oraz agresywnych opon (w rozmiarze 235x70x15), które zyskały schronienie pod szerokimi nadkolami.

Po roku prac Samurai wyjechał w teren i odtąd z powodzeniem bierze udział w rajdach, sprawiając  satysfakcję panu Piotrowi, a jego rodzinie - mnóstwo radości.

- Jestem zadowolony z efektu, choć niektóre rzeczy wykonałbym pewnie lepiej, gdybym miał okazję robić je ponownie, ale tak to już bywa z prototypami... - mówi właściciel auta. - Po kilku wyjazdach w teren stwierdziłem, że nie jestem zbyt zadowolony z pracy zawieszenia, a resory są twarde i nie zapewniają dobrego wykrzyżu. Poza tym samochód sprawował się świetnie! Nie powiem nic odkrywczego, ale Samurai nawet bez blokady mostów i z seryjnym silnikiem jest w stanie pokonać większe i mocniejsze samochody terenowe z racji swojej wagi.

Nieefektywna praca zawieszenia nie pozwalała panu Piotrowi spać spokojnie, dlatego podczas zbliżającej się zimy zamierza przeprowadzić kolejny etap modernizacji. W założeniu z przodu zamontowane zostaną wahacze z Jimny, sprężyny z Forda Focusa, amortyzatory ze Skody Felicii kombi, natomiast z tyłu wahacze własnej produkcji i sierżant, sprężyny z Felicii kombi i amortyzatory z Toyota RAV4. Ponadto założone zostanie wspomaganie od Vitary oraz nowy wentylator na chłodnicę, która z kolei zostanie przesunięta do przodu, aby zyskać miejsce na dodatkowy pasek napędzający pompę wspomagania. Prace trwają, a o ich efekcie poinformujemy w kolejnym odcinku.



AKTUALIZACJA 09 MARCA 2016:

Plan na zimę został zrealizowany w 100%, choć założenia uległy małej modyfikacji. Zawieszenie przednie zostało wykonane na wahaczach tylnych od Suzuki Jimny, amortyzatorach Felicii kombi (skok 23 cm), a także zaadoptowanych twardszych sprężynach z Focusa kombi. Tradycyjnie z przodu zamontowany został drążek Panharda.

Zawieszenie tylne również zostało przebudowane: spawane wahacze są własnej produkcji, amortyzatory o skoku 26 cm zostały wymontowane z Toyoty RAV4, a sprężyny ze Skody Felicii kombi. Zamiast sierżanta zastosowano drążek Panharda.

Wspomaganie od Vitary zostało zamontowane zgodnie z założeniami, konieczne było tylko dorobienie adaptacji do zamocowania przekładni do ramy, wycięcie na laserze blachy do zamocowania pompy wspomagania do bloku silnika, dołożenie dodatkowego koła wielorowkowego napędzającego pompę oraz adaptacja drążka kierowniczego. Należało również przesunąć chłodnicy kilka centymetrów do przodu, żeby zmieścić dodatkowy pasek napędzający pompę wspomagania.

Pierwsze testy zawieszenia w terenie wypadły pomyślnie, komfort jazdy poprawił się znacząco, a właściciel auta jest w pełni zadowolony z końcowego efektu. Za naszym pośrednictwem pan Piotr Kapała chciałby podziękować swemu koledze Pawłowi, bez którego pomocy cały ten projekt nie byłby możliwy do zrealizowania.

text: Arek Kwiecień, fot. Archiwum Piotra Kapały