TERENOWO.PL to założony w 2007 roku portal motoryzacyjny poświęcony pojazdom i sportom off-roadowym. Popieramy wyłącznie legalną jazdę w terenie, sprzeciwiając się bezmyślnemu niszczeniu przyrody, rozjeżdżaniu szlaków turystycznych i płoszeniu zwierząt. Chcesz pokazać, jakim jesteś off-roaderem? Zapisz się na rajd i stań do rywalizacji z innymi zawodnikami.
Deszczowe dni, które poprzedziły rajd Baja Deutschland 2014 rozegrany w ostatni weekend na terenie kopalni odkrywkowej pod Lipskiem, miały duży wpływ na przebieg rywalizacji. Zawody, które teoretycznie miały mieć charakter cross-country, rozegrano na ociekającej wodą i błotem pętli, co niektóre fragmenty trasy zamieniło w trudną przeprawówkę. Mnożyły się awarie i wypadki, niektórzy rezygnowali z dalszej jazdy. Doświadczeni w niejednym boju Polacy dobrze poradzili sobie w tych ekstremalnych warunkach.
ZOBACZ TAKŻE: Alexander Kovatchev szefem Rajdu Breslau | Baja 300 Mitteldeutschland 2013 – przeprawowe cross-country | O Wilku mowa. Nowy projekt Wojtka Tolaka | Baja 300 Mitteldeutschland 2012 - veni, vidi, vici! Raport Kamela | Umarła Baja Saxonia, niech żyje Baja 300!
W Niemczech nasz kraj reprezentowali: startujący Wilkiem Wojtek Tolak i Maciej Szurkowski, którzy kilka lat temu stanęli na najwyższym podium tych zawodów, Maciek Albinowski jadący „ośką” i Andrzej Pieron dosiadający potężnego Renegade'a 1000.
- Tegoroczna edycja była bardzo trudna i tym razem nie przyniosła nam sukcesu – opowiada Wojtek Tolak. – Przez kilka dni przed rajdem padało, więc gdy przyjechaliśmy, obóz był jedną wielką kałużą. Błoto ciągnęło się po horyzont. Już wtedy wiedzieliśmy, że zawody te będą znacząco różniły się od wcześniejszych edycji.
Zmiany spowodowane były jednak nie tylko przez pogodę, ale również przez osobę nowego organizatora, którym od pewnego czasu jest Alexander Kovatchev, pełniący również funkcję dyrektora rajdu Drezno-Wrocław (Breslau Rallye). Nowości w rodzaju odpłatnego kateringu czy pryszniców zapewne nie wszystkim przypadły do gustu; pojawiły się również problemy podczas przeciągającego się procesu rejestracji i badań technicznych, jak i w czasie obliczania wyników końcowych, ale frekwencja na przyszłorocznych zawodach nie powinna na tym ucierpieć. Nasi zachodni koledzy bardzo lubią teren saksońskiej kopalni, gdzie w poprzednich latach rywalizowano również podczas „Drezna”. W tym roku jak zawsze listy startowe pękały w szwach (zgłosiło się prawie 350 maszyn!) – dwudniowe ściganie na dystansie plus minus 300 mil za 550 Euro (od załogi samochodu), jak widać, stanowi bardzo interesującą ofertę.
Deszcz przestał padać niemal w ostatniej chwili przed rozpoczęciem zawodów. Ponieważ organizator zrezygnował z pomysłu rozgrywania prologu, załoga Wilka ruszyła na trasę z 93. pozycji (start odbywał się wg listy zgłoszeń). Na zawodników czekała około 30-kilometrowa pętla, którą pierwszego dnia mieli pokonać sześć razy, a drugiego dnia – pięć razy. Ciężka trasa i ponad 130 maszyn w klasie samochodów zapowiadały trudną rywalizację. Gęste błoto, przypominające swą konsystencją cement, podmyte drogi, które z czasem stawały się coraz bardziej rozjeżdżone, szybko utemperowały zapał zawodników. Dla wielu rozpoczęła się walka o przetrwanie. Wojtek i Maciek utrzymywali dobre tempo, doceniając wytrzymałość oraz świetną pracę zawieszenia swojego Mercedesa. - Ale pech nas niestety nie ominął – mówi kierowca. – W pewnym momencie pękło mocowanie wydechu i przez parę kilometrów wlekliśmy za sobą rurę. Ponieważ nie chcieliśmy, by narobiła nam dodatkowych szkód, zatrzymaliśmy się, aby ją przymocować. Straciliśmy przez to około 25 minut. Ale i tak na półmetku rajdu plasowaliśmy się wysoko – w okolicach 25. pozycji, więc nie było tak źle.
Drugiego dnia Wilk ruszył z impetem, by odrobić straty, ale niestety na przedostatnim okrążeniu zalepiony błotem alternator wyzionął ducha, pozbawiając auta prądu. Dodatkowe 15 minut straty przyniosła mu kara za spóźnienie na start skutecznie zablokowany przez ciężarówki. Ostatecznie Polacy zostali sklasyfikowani na 35. miejscu, co uznają za dobry wynik. - Awarie i pogoda mocno pokrzyżowały nam plany, ale cieszę się, że dotarliśmy niemal do samej mety bardzo trudnego rajdu – mówi Wojtek Tolak. – Zawody potraktowaliśmy jako kolejny test naszego auta, dla którego jest to pierwszy sezon startowy. Nowy Wilk w terenie radzi sobie dużo lepiej od swego poprzednika. Musimy go jeszcze dopracować, poprawić kilka drobiazgów i będzie dobrze. Za 2 tygodnie widzimy się na Baja Gothica!
Dużą szansę na zwycięstwo w klasie quadów miał Andrzej Pieron, który znakomicie nawigował i doskonale czuł się na błotnistej trasie. Niestety pierwszego dnia, gdy prowadził w stawce quadów, w jego Can-Amie skrzywił się drążek kierowniczy. Naprawa – wymontowanie, prostowanie w warunkach polowych i ponowny montaż – trwała blisko godzinę i kosztowała go spadek na 2. miejsce w klasyfikacji. Drugiego dnia zawodnik ATV Janosik doścignął lidera, a następnie przegonił o co najmniej 20 minut, ale wtedy ponownie dopadł go pech. - Silnik zaczął pracować w trybie awaryjnym, co oznaczało, że spalił się bezpiecznik – opowiada. – By go wymienić, koniecznie jest rozmontowanie całego przodu. To oczywiście znów kosztowało sporo czasu. Niestety wówczas nie zauważyłem, co było powodem przepalenia bezpiecznika, a była to... przepalona żarówka w tylnej lampie. Gdy ruszyłem do dalszej walki, po 5 minutach bezpiecznik znów padł, a silnik przeszedł w tryb awaryjny. Postanowiłem już jednak się nie zatrzymywać i nieco wolniejszym tempem zaliczyć resztę CP-eków. Ostatecznie dało mi to drugie miejsce w klasie quadów.
Ciężki, rozmiękły teren nie okazał się przyjazny dla dakarowej Yamahy Maćka Albinowskiego, która walczyła z ze znacznie lżejszymi konkurentami. Pojazd zakopywał się w błocie, a na domiar złego do jego filtrów dostała się woda, powodując kichanie silnika. Zarówno w pierwszym, jak i drugim dniu rajdu Albin zmuszony był wycofać się po przejechaniu jednego okrążenia.
- Było ciężko, ale Baja Deutschland bardzo mi się podobała! - mówi Andrzej Pieron. - To jedna z największych imprez off-roadowych w Europie, o czym świadczy blisko 350 pojazdów na starcie. Występ quadowca kosztuje 300 Euro, więc nie są to jakieś krocie. Choć z powodu awarii serwera nie otrzymałem pucharu (Alexander Kovatchev zadzwonił do mnie następnego dnia z przeprosinami i obiecał wręczyć mi nagrodę na „Dreźnie”), organizację oceniam bardzo dobrze – zwłaszcza, że warunki do łatwych nie należały. Już rozmawiałem z kolegami z „Janosika” i na pewno w przyszłym roku stawimy się na starcie w dużo większym gronie!
Text: Arek Kwiecień, fot. Hansy Schekahn / Marathonrally.com
Więcej zdjęć na www.baja-deutschland.com
ZOBACZ TAKŻE: Alexander Kovatchev szefem Rajdu Breslau | Baja 300 Mitteldeutschland 2013 – przeprawowe cross-country | O Wilku mowa. Nowy projekt Wojtka Tolaka | Baja 300 Mitteldeutschland 2012 - veni, vidi, vici! Raport Kamela | Umarła Baja Saxonia, niech żyje Baja 300!
W Niemczech nasz kraj reprezentowali: startujący Wilkiem Wojtek Tolak i Maciej Szurkowski, którzy kilka lat temu stanęli na najwyższym podium tych zawodów, Maciek Albinowski jadący „ośką” i Andrzej Pieron dosiadający potężnego Renegade'a 1000.
- Tegoroczna edycja była bardzo trudna i tym razem nie przyniosła nam sukcesu – opowiada Wojtek Tolak. – Przez kilka dni przed rajdem padało, więc gdy przyjechaliśmy, obóz był jedną wielką kałużą. Błoto ciągnęło się po horyzont. Już wtedy wiedzieliśmy, że zawody te będą znacząco różniły się od wcześniejszych edycji.
Zmiany spowodowane były jednak nie tylko przez pogodę, ale również przez osobę nowego organizatora, którym od pewnego czasu jest Alexander Kovatchev, pełniący również funkcję dyrektora rajdu Drezno-Wrocław (Breslau Rallye). Nowości w rodzaju odpłatnego kateringu czy pryszniców zapewne nie wszystkim przypadły do gustu; pojawiły się również problemy podczas przeciągającego się procesu rejestracji i badań technicznych, jak i w czasie obliczania wyników końcowych, ale frekwencja na przyszłorocznych zawodach nie powinna na tym ucierpieć. Nasi zachodni koledzy bardzo lubią teren saksońskiej kopalni, gdzie w poprzednich latach rywalizowano również podczas „Drezna”. W tym roku jak zawsze listy startowe pękały w szwach (zgłosiło się prawie 350 maszyn!) – dwudniowe ściganie na dystansie plus minus 300 mil za 550 Euro (od załogi samochodu), jak widać, stanowi bardzo interesującą ofertę.
Deszcz przestał padać niemal w ostatniej chwili przed rozpoczęciem zawodów. Ponieważ organizator zrezygnował z pomysłu rozgrywania prologu, załoga Wilka ruszyła na trasę z 93. pozycji (start odbywał się wg listy zgłoszeń). Na zawodników czekała około 30-kilometrowa pętla, którą pierwszego dnia mieli pokonać sześć razy, a drugiego dnia – pięć razy. Ciężka trasa i ponad 130 maszyn w klasie samochodów zapowiadały trudną rywalizację. Gęste błoto, przypominające swą konsystencją cement, podmyte drogi, które z czasem stawały się coraz bardziej rozjeżdżone, szybko utemperowały zapał zawodników. Dla wielu rozpoczęła się walka o przetrwanie. Wojtek i Maciek utrzymywali dobre tempo, doceniając wytrzymałość oraz świetną pracę zawieszenia swojego Mercedesa. - Ale pech nas niestety nie ominął – mówi kierowca. – W pewnym momencie pękło mocowanie wydechu i przez parę kilometrów wlekliśmy za sobą rurę. Ponieważ nie chcieliśmy, by narobiła nam dodatkowych szkód, zatrzymaliśmy się, aby ją przymocować. Straciliśmy przez to około 25 minut. Ale i tak na półmetku rajdu plasowaliśmy się wysoko – w okolicach 25. pozycji, więc nie było tak źle.
Drugiego dnia Wilk ruszył z impetem, by odrobić straty, ale niestety na przedostatnim okrążeniu zalepiony błotem alternator wyzionął ducha, pozbawiając auta prądu. Dodatkowe 15 minut straty przyniosła mu kara za spóźnienie na start skutecznie zablokowany przez ciężarówki. Ostatecznie Polacy zostali sklasyfikowani na 35. miejscu, co uznają za dobry wynik. - Awarie i pogoda mocno pokrzyżowały nam plany, ale cieszę się, że dotarliśmy niemal do samej mety bardzo trudnego rajdu – mówi Wojtek Tolak. – Zawody potraktowaliśmy jako kolejny test naszego auta, dla którego jest to pierwszy sezon startowy. Nowy Wilk w terenie radzi sobie dużo lepiej od swego poprzednika. Musimy go jeszcze dopracować, poprawić kilka drobiazgów i będzie dobrze. Za 2 tygodnie widzimy się na Baja Gothica!
Dużą szansę na zwycięstwo w klasie quadów miał Andrzej Pieron, który znakomicie nawigował i doskonale czuł się na błotnistej trasie. Niestety pierwszego dnia, gdy prowadził w stawce quadów, w jego Can-Amie skrzywił się drążek kierowniczy. Naprawa – wymontowanie, prostowanie w warunkach polowych i ponowny montaż – trwała blisko godzinę i kosztowała go spadek na 2. miejsce w klasyfikacji. Drugiego dnia zawodnik ATV Janosik doścignął lidera, a następnie przegonił o co najmniej 20 minut, ale wtedy ponownie dopadł go pech. - Silnik zaczął pracować w trybie awaryjnym, co oznaczało, że spalił się bezpiecznik – opowiada. – By go wymienić, koniecznie jest rozmontowanie całego przodu. To oczywiście znów kosztowało sporo czasu. Niestety wówczas nie zauważyłem, co było powodem przepalenia bezpiecznika, a była to... przepalona żarówka w tylnej lampie. Gdy ruszyłem do dalszej walki, po 5 minutach bezpiecznik znów padł, a silnik przeszedł w tryb awaryjny. Postanowiłem już jednak się nie zatrzymywać i nieco wolniejszym tempem zaliczyć resztę CP-eków. Ostatecznie dało mi to drugie miejsce w klasie quadów.
Ciężki, rozmiękły teren nie okazał się przyjazny dla dakarowej Yamahy Maćka Albinowskiego, która walczyła z ze znacznie lżejszymi konkurentami. Pojazd zakopywał się w błocie, a na domiar złego do jego filtrów dostała się woda, powodując kichanie silnika. Zarówno w pierwszym, jak i drugim dniu rajdu Albin zmuszony był wycofać się po przejechaniu jednego okrążenia.
- Było ciężko, ale Baja Deutschland bardzo mi się podobała! - mówi Andrzej Pieron. - To jedna z największych imprez off-roadowych w Europie, o czym świadczy blisko 350 pojazdów na starcie. Występ quadowca kosztuje 300 Euro, więc nie są to jakieś krocie. Choć z powodu awarii serwera nie otrzymałem pucharu (Alexander Kovatchev zadzwonił do mnie następnego dnia z przeprosinami i obiecał wręczyć mi nagrodę na „Dreźnie”), organizację oceniam bardzo dobrze – zwłaszcza, że warunki do łatwych nie należały. Już rozmawiałem z kolegami z „Janosika” i na pewno w przyszłym roku stawimy się na starcie w dużo większym gronie!
Text: Arek Kwiecień, fot. Hansy Schekahn / Marathonrally.com
Więcej zdjęć na www.baja-deutschland.com
BAJA DEUTSCHLAND 2014 - WYNIKI KLASY ATV I AUTA > 2L
Quad/ATV
Miejsce | Numer |
Kierowca | Pojazd | Czas | CP |
1 | 201 | Peter Groneschild | Raptor 700 R | 21:15:34 | 68 |
2 | 208 | Andrzej Pieron | Renegade 1000 | 34:34:43 | 56 |
3 | 202 | Geraards Maurice | Grizzly 700 | 36:25:16 | 54 |
4 | 200 | Alexander Tasch | Outlander 1000 XTP | 49:48:28 | 37 |
5 | 204 | Boughattas Sabri | Raptor 700 | 51:18:50 | 36 |
...9 | 207 | Maciej Albinowski | Raptor | 69:49:33 | 5 |
AUTA POWYŻEJ 2 L
Miejsce | Numer | Kierowca | Pojazd | Czas | CP |
1 | 440 | Ronald Schoolderman | Landcruiser | 08:38:54 | 77 |
2 | 439 | Rick Aarts | Wildcat | 09:11:03 | 77 |
3 | 412 | Frank Stensky | Lennson CC | 09:30:47 | 77 |
4 | 515 | Martin Hähle | KJ 73 Speziaö | 09:31:31 | 77 |
5 | 432 | Simon van der Velde | 110 Pro Truck | 09:34:00 | 77 |
...35 | 493 | Wojciech Tolak | G500 | 15:23:32 | 70 |