Breslau Poland 2015 - etap VII. Żar tropików

Przedostatni, piątkowy etap rajdu Breslau Poland 2015 był sprawdzianem wytrzymałości zawodników, którzy mają już w kościach tydzień off-roadowej walki. Bardzo długa trasa oesu, sięgająca aż 300 kilometrów i tropikalne upały, które zawitały w Polsce, sprawiały, że zawodnicy z ulgą witali na swej drodze przeszkody wodne, które dawały im chwile schłodzenia. Nestety czasem okazywały się pułapką.

Już na pierwszej części etapu, która odbywała się jeszcze na poligonie w Bornym Sulinowie, podczas przejazdu przez rzekę kilka motorów i quadów z klasy cross-country zalało silniki i długo stawiały opór swym właścicielom, by ponownie odpalić. Pomagało (niektórym) powieszenie quada na konarze drzewa...

W tym samym miejscu byliśmy świadkami spektakularnej akcji w wykonaniu Jamesa Marsdena - lidera samochodowej klasy extreme. Anglik nie mógł znieść widoku ciężarówek, które kurzyły mu prosto w oczy i wściekle trąbiąc, przeskoczył rzekę, wspinając się po dziewiczej skarpie, a następnie wcisnął się na centymetry pomiędzy potężnego MAN-a oraz Iveco Grześka Ostaszewskiego. Trzeba przyznać, że "psychy", a także umiejętności mu nie brakuje! Obecnie pozostał już praktycznie sam na placu boju, bowiem większość rywali traci do niego multum godzin. Na dodatek w połowie przedostatniego etapu swój udział w rajdzie zakończyli Jarek Andrzejewski i Maciej Radomski, którzy jako jedni z nielicznych dotrzymywali tempa Anglikowi -  silnik ich Rumburaka nie zdzierżył kolejnej kąpieli. Ale samochód ma być gotowy do walki już za tydzień na Polskim Safari.

Kłopoty omijały Pajero Sobotów i Bowlera Bombów, ale za to utrudniały życie naszym quadowcom. Alina Kramer do mety dotarła po godzinie 23. Więcej niż zwykle czasu spędził na trasie również lider klasy ATV Extreme - Remigiusz Kusy. - Straciłem dziś sporo czasu na wymianie paska napędowego, co nie jest skomplikowaną sprawą, ale nie miałem niestety klucza do kół - opowiada. - Zanim się z tym uporałem, uciekło mi przynajmniej półtorej godziny. Od kilku dni mam problemy ze skrzynią biegów, co zmusza mnie do zachowawczej jazdy. Szkoda, bo nie mam z niej dużej frajdy. Muszę bardzo uważać, żeby na jakiejś hopce nie dodać za mocno gazu, bo mógłbym w efekcie skończyć jazdę. Również na stromych podjazdach wspinam się dosłownie parę metrów, a później na wszelki wypadek korzystam z wyciągarki. Mam sporą przewagę nad rywalami, więc najważniejsze teraz to dojechać do mety, bo taryfa mogłaby wszystko zaprzepaścić. 

W komfortowej sytuacji są natomiast nasi ciężarowcy - Krzysztof Ostaszewski wypracował już sobie dużą przewagę w klasie Truck Big Extreme, a jego syn zajmuje pewne drugie miejsce w klasie cross-country. - Dziś nie mieliśmy większych problemów - mówi głowa rodziny. - Wszystkie przeszkody pokonaliśmy na kołach. W sumie w trakcie rajdu z wyciągarki skorzystaliśmy może 3-4 razy. Obecnie czujemy się dość bezpiecznie, bo strata naszych rywali sięga już wielu godzin. Do mety dzieli nas niewiele.

Finałowy etap na poligonie w Drawsku Pomorskim, na którego trasę zawodnicy wyjadą o godzinie 11, będzie liczył około 130 kilometrów. Wieczorem zwycięzcy tegorocznego "Breslau" odkorkują butelki z szampanem.

text i foto: Arek Kwiecień / Sigma Pro