Komentarze i galeria po V etapie rajdu Dakar 2013

Stephane Peterhansel:
- Odcinek krótki, ale bardzo intensywny! Szybko dogoniliśmy Chicherita, który przepuścił nas po kilku ostrzeżeniach sentinelem... To było wspaniałe... Potem trafiliśmy na długą, wijącą się drogę przez góry, nieco śliską, ale przyjemną z punktu widzenia kierowcy. Etap kończył sie wśród piasku i fesh-feshu. Tu już było trudniej i najważniejsze było znalezienie właściwego kursu. Ale wyobraźcie sobie, miałem przed sobą niezłego zająca, którego goniłem – Nasser zostawił po sobie dobry ślad. Podsumowując, był to przyjemny oes, ale czasem dość skalisty, co zmuszało nas do ostrożnej jazdy. Reszta trasy do jazdy nadawała się znakomicie!

Guerlain Chicherit :

- Straciłem wspomaganie kierownicy w okolicach 20. kilometra i musiałem tak jechać przez kolejnych 150 km!!! To prawie niewykonalne, zwłaszcza na zdradliwych, krętych fragmentach. W dodatku było to bardzo niebezpieczne, bo nie mogłem kontrolować auta!!! Prawie połamałem soba nagarstki, nie wiem, czy jutro będę w stanie prowadzić. Mój fizjoterapeura będzie musiał dokonać dziś cudu.

Nasser Al-Attiyah:
- To nie był nasz najlepszy dzień. Popełniliśmy błąd w nawigacji i trochę się zgubiliśmy, ale jest OK, już jesteśmy [w Chile].

Nani Roma:
- Od rana czułem się świetnie. Jechaliśmy dobrze, byliśmy skupieni przez całą długość odcinka, który swoją drogą był przepiękny. Póki co wszystko idzie dobrze. Oby tak zawsze...

Kuba Przygoński:
- Co roku czołówka Dakaru ściga się coraz bardziej zawzięcie. To maraton, a różnice w czasach zawodników są niejednokrotnie sekundowe. Nie będzie łatwo, myślę że receptą na dobry wyniki jest równa jazda i sukcesywne pięcie się w wynikach. Dzisiaj jechaliśmy sporo po kamieniach, wczoraj padał deszcz na pustynnym biwaku, jutro wkraczamy w bardzo suche miejsce. Na Dakarze musimy być gotowi praktycznie na każdy rodzaj nawierzchni.

Jacek Czachor:
- To ciekawe, ale w mojej grupie, jadącej w okolicach dwudziestego miejsca walka jest dokładnie taka sama jak w grupie najszybszych. Na chwilę odpuścisz gaz i od razu spadasz w klasyfikacji odcinka. Wydaje mi się, że tak wyrównanego rajdu jeszcze nie było. Na etapie był bardzo stromy zjazd, w całości pokryty fesz-feszem, piach unosił się w powietrzu i oślepiał nas. Jechałem bardzo powoli omijając motocyklistów, którzy się wywrócili.

Marek Dąbrowski:
- Kiedy startuje się z odległych pozycji trasa staje się praktycznie nieprzejezdna. Staram się jechać jak najszybciej, ale odzywają się moje kontuzje z przeszłości. Boli mnie bark przez co mam wolniejsze tempo. Jadę jednak dla zespołu i zawsze jestem w stanie pomóc jeśli będzie działo się coś na trasie. Wynik staje się drugorzędną sprawą.

Szymon Ruta:
­- Auto pracowało idealnie, niewątpliwie pomogło nam to przedrzeć się przed całą masę pojazdów startujących przed nami. Wyprzedzaliśmy w zasadzie cały czas. Trasa była ułożona pod nas, było co prawda trochę miałkiego piachu, ale były też twardsze partie na których jechaliśmy znanym nam dobrze rajdowym tempem. Jutro startujemy już ze znacznie lepszej pozycji i będziemy walczyć .

Adam Małysz:
- Rozpoczęliśmy dzień od 250-kilometrowej dojazdówki. - Nie byliśmy za bardzo wyspani, bo wczoraj późno przyjechaliśmy do hotelu. Myślę, że wynik jest dobry - 27. miejsce na etapie, 19. w rajdzie. Dzisiaj było bardzo ciężko, bo ci, którzy zagrzebali się na poprzednim etapie - Sainz, Gordon, Alvarez - startowali za nami. Jak nas doszedł Sainz w swoim buggy, to tylko kamienie latały w powietrzu. Stanęliśmy, żeby czymś nie oberwać. Odcinek był bardzo szybki, malutko piachu - tylko krótki fragment plażą. Oes bardziej przypominał WRC, niż rajd cross-coutry. Organizatorzy celowo zrobili krótszą próbę po ciężkim wczorajszym dniu. Mnie jechało się trochę ciężko na takiej nawierzchni. Nie jestem jeszcze wjeżdżony w samochód na szutrze i kamieniach. W piachu już daję radę. Trochę mnie Rafał hamował - bał się, żebym gdzieś nie przedobrzył. To był pierwszy taki odcinek. Trasa Dakar jest bardzo zróżnicowana i trzeba utrzymać koncentrację, nie podejmować zbędnego ryzyka, jechać rozważnie. Dzisiaj jest spoko! Dobrze się czuję, nie odczuwam zmęczenia. Po wczorajszym etapie byłem bardzo zmęczony. Bolała mnie głowa z powodu zakwasów w mięśniach karku. Wytrzepało nas na tych dziurach. Z mety etapu mamy blisko do hotelu. Teraz idę na masaż i postaram się zrelaksować. Jutro bardzo wcześnie startujemy - o 5.20.

Łukasz Łaskawiec:
- Dzisiejszy odcinek miał zaledwie 130 kilometrów, więc w porównaniu z czasówką, którą wczoraj przygotowali dla nas organizatorzy, można nazwać go krótkim. Było mniej wydm, na których nie czuję się zbyt dobrze, a więcej szybkich partii, więc jego charakterystyka bardzo mi odpowiadała, co od razu miało odzwierciedlenie w wynikach. Odcinek był bardzo kamienisty, do tego w powietrzu znowu unosiło się mnóstwo fesz feszu. Na niektórych fragmentach nie było nic widać, nie mogłem się też zatrzymać, bo mógłbym mieć problem z ruszeniem z miejsca. Wielu zawodników miało dziś problemy, które mnie na szczęście omijają. Quad spisuje się bardzo dobrze, a ja czuję się świetnie i jedyne na co mógłbym ponarzekać to spalony od słońca nos :) Na dzisiejszym etapie miałem drugi czas, który dał mi też awans na trzecie miejsce w rajdzie. Do zajmującego drugie miejsce, Chilijczyka Ignacio Casale, tracę nieco ponad dwie minuty,  które postaram się odrobić podczas kolejnych etapów.

Rafał Sonik:
- Wyjechałem z głębokiego fesz feszu na teren, w którym można było jechać szybciej. Dodałem więc gazu i wybrałem drogę przez łagodną wydmę, rezygnując z jazdy alternatywną drogą po ostrych kamieniach. Tu niestety wpadłem na "minę". W miękkim piachu schowany był kamień. Odbiło mi kierownicę, a ja przefrunąłem kilkanaście metrów, upadając niemal tuż przed granicą piasku i ostrych skał. Po chwili stoczył się na mnie quad i zalał twarz paliwem z przerwanych przewodów. Gogle były już do wyrzucenia. Wyczołgałem się jakoś, ale samodzielnie nie miałem szans na postawienie quada. Po długim oczekiwaniu i machaniu rękami, w końcu jeden z zawodników pomógł postawić quad na cztery koła. Silnik nie chciał zapalić, więc krakowianin ponownie musiał zatrzymywać rywali, by któryś pociągnął go na holu. - Wiedziałem, że od tego momentu silnik nie może zgasnąć, bo już nie ruszę z miejsca. Cały czas czułem również niepokojący luz w kierownicy. Trzy razy pomagałem też quadowcowi, który zakopywał się w fesz feszu. To był ten sam, który zatrzymał się przy mnie, więc musiałem się zrewanżować. Trudno było mi znaleźć tempo, ale z drugiej strony cieszyłem się, że jestem tylko trochę posiniaczony i mogłem jechać dalej. Chyba miałem więcej szczęścia niż pecha, bo mój lot równie dobrze mógł się skończyć na twardych kamieniach, a wtedy byłoby dużo gorzej. Trochę szkoda straconych minut i szansy na drugie miejsce w "generalce", ale taki jest Dakar. Trzeba do przyjąć na klatę.

fot. X-Raid, orlenteam.pl, Maragni M. / KTM Images, Dessoude, ASO, DPPI, Speedbrain, Marian Chytka, Robb Pritchard, Jacek Bonecki, vdbrinkrallysport.nl

Oceń ten artykuł
(0 głosów)