TERENOWO.PL to założony w 2007 roku portal motoryzacyjny poświęcony pojazdom i sportom off-roadowym. Popieramy wyłącznie legalną jazdę w terenie, sprzeciwiając się bezmyślnemu niszczeniu przyrody, rozjeżdżaniu szlaków turystycznych i płoszeniu zwierząt. Chcesz pokazać, jakim jesteś off-roaderem? Zapisz się na rajd i stań do rywalizacji z innymi zawodnikami.
- Ufff, dzisiaj było naprawdę ciężko! – mówili na mecie zawodnicy, którzy szczęśliwie ukończyli maratoński 160-kilometrowy etap, stanowiący najdłuższą część tegorocznego MT Series. Na morderczą dawkę off-roadu złożył się nie tylko długi dystans, ale również przeszkody terenowe, z których słynie poligon w Drawsku Pomorskim, dżdżysta i zimna pogoda, a także narastające zmęczenie zawodników. Nie wszyscy bowiem zdążyli choć trochę odpocząć po etapie nocnym.
- Teoretycznie startujemy w klasie cross-country, ale dziś czuliśmy się niemal uczestnikami klasy sport – mówi Kamil Nowak, pilot zespołu Toyota Katowice Castrol Team. – 160-kilometrowa trasa była bardzo wymagająca: w jej skład wchodziły i czołgówki, i ogromne dziury z błotem, i leśne dukty. Dużym wyzwaniem była nawigacja, a zwłaszcza długie odcinki na azymut – w tych miejscach można było zyskać, ale i sporo stracić. Trudności odczuł też nasz samochód, bo od 100.
kilometra jechaliśmy bez ładowania. Dosłownie gasł w oczach – po kolei przestawały działać wycieraczki, nawigacja, metromierze… Jadąc za kolegami, rzutem na taśmę dotarliśmy do mety. Bardzo się z tego cieszymy, bo dziś mocno dostaliśmy w kość. Czujemy to w kręgosłupach, ramionach, szyjach…
Po dzisiejszym etapie trudno byłoby znaleźć zawodnika, który nie zaliczyłby na trasie jakichś „przygód”. Jedni tonęli lub zalewali silniki na przeszkodach wodnych, inni zaliczali wywrotki lub zmagali się z awariami. Na dodatek padający po południu deszcz w połączeniu z niską temperaturą powietrza czynił warunki do jazdy niezbyt komfortowymi. Gehennę przeżył między innymi jeden z najbardziej doświadczonych polskich off-roaderów – Piotr Gadomski, który do mety dotarł po całym dniu zmagań – głównie ze swoją maszyną. – Mocno dziś się napracowaliśmy. Moje buggy jest jeszcze w „dziecięcym wieku” i wciąż nas zaskakuje – opowiada wyraźnie zmęczony. – Wielkim kłopotem okazała się dla nas szyba, która była nieustannie zachlapana – i od przodu, i od tyłu, ograniczając nam pole widzenia. Mój pojazd ma napęd na tył, jest nieduży, więc każdą przeszkodę wodną musieliśmy agresywnie atakować, tym bardziej ją rozchlapując. Ale to drobiazg w porównaniu z awarią paska napędowego, który się rozleciał. Musieliśmy rozebrać napęd na trasie, prowizorycznie naprawić i z powrotem złożyć w całość. Jakby tego było mało, rozerwany pasek uderzył w jedną z wiązek elektrycznych i odtąd aż do mety silnik cały czas gasł. Czasem po 100 metrach, czasem po kilometrze jazdy. Mimo tych wszystkich niedogodności muszę przyznać: trasa była super! Bardzo zróżnicowana, świetnie opisana. Generalnie więc jestem bardzo zadowolony.
Powodów do narzekań nie ma Krzysiek Kretkiewicz, lider quadowej klasy sport. – Dziwnym trafem pokonałem dziś 180 zamiast 160 kilometrów – opowiada. – Mam na to swoją teorię. gdy quad podskakuje, koła szybciej się kręcą i stąd ta rozbieżność. Wygląda więc, że 20 kilometrów… przeleciałem w powietrzu (śmiech). Trasa niesamowicie mi się podobała, bo zajrzeliśmy dziś w niemal każdy zakątek poligonu. Zaliczyliśmy cały program pod tytułem „Drawsko”. Wyjeździłem się na maxa! W takich warunkach straty w sprzęcie „muszą być” – rano jeszcze przed startem wymieniłem półoś, teraz czeka mnie drobna naprawa amortyzatora, mam pogięte felgi. Do mety rajdu na szczęście już niedaleko…
W niedzielę zawodnicy pokonają 60-kilometrową trasę zamykającą zmagania na tegorocznym MT Series. Różnice w klasyfikacji nie są duże, tak więc zapowiada się gorąca rywalizacja aż do samej mety.
Na czele samochodowej klasy sport trwa nieustępliwa walka o supremację między Gratami a Black Tankiem. Liderami przed finałowym etapem są Marcin Łukaszewski i Magda Duhanik (dziś najszybsi), którzy czują jednak na plecach oddech Artura Owczarka i Romana Popławskiego oraz Roberta Kufla i Dominika Samosiuka. W klasie cross-country prowadzi Martin Kaczmarski, który mknął dziś po poligonie z prędkością Leoparda. Za nim jak cień (z wybitym nadgarstkiem) podążał Trasek (miał przymusowy 10- minutowy postój w wyniku awarii wentylatorów), ale pechowo nie zauważył oznakowania CP na samochodzie sędziów i dotarł do mety bez jednej z pieczątek, zarabiając karę 2 godzin. Najszybszą załogą dzisiejszego etapu był duet Odejewski-Derengowski, który w nocy zreanimował wąs kierowniczy, ale podczas dzisiejszego etapu borykał się ze szwankującym GPS-em. Niestety kłopoty z kręgosłupem nie pozwolą Hubertowi i Andrzejowi kontynuować jazdy w niedzielę.
Text i foto: Arek Kwiecień / Sigma Pro
- Teoretycznie startujemy w klasie cross-country, ale dziś czuliśmy się niemal uczestnikami klasy sport – mówi Kamil Nowak, pilot zespołu Toyota Katowice Castrol Team. – 160-kilometrowa trasa była bardzo wymagająca: w jej skład wchodziły i czołgówki, i ogromne dziury z błotem, i leśne dukty. Dużym wyzwaniem była nawigacja, a zwłaszcza długie odcinki na azymut – w tych miejscach można było zyskać, ale i sporo stracić. Trudności odczuł też nasz samochód, bo od 100.
Po dzisiejszym etapie trudno byłoby znaleźć zawodnika, który nie zaliczyłby na trasie jakichś „przygód”. Jedni tonęli lub zalewali silniki na przeszkodach wodnych, inni zaliczali wywrotki lub zmagali się z awariami. Na dodatek padający po południu deszcz w połączeniu z niską temperaturą powietrza czynił warunki do jazdy niezbyt komfortowymi. Gehennę przeżył między innymi jeden z najbardziej doświadczonych polskich off-roaderów – Piotr Gadomski, który do mety dotarł po całym dniu zmagań – głównie ze swoją maszyną. – Mocno dziś się napracowaliśmy. Moje buggy jest jeszcze w „dziecięcym wieku” i wciąż nas zaskakuje – opowiada wyraźnie zmęczony. – Wielkim kłopotem okazała się dla nas szyba, która była nieustannie zachlapana – i od przodu, i od tyłu, ograniczając nam pole widzenia. Mój pojazd ma napęd na tył, jest nieduży, więc każdą przeszkodę wodną musieliśmy agresywnie atakować, tym bardziej ją rozchlapując. Ale to drobiazg w porównaniu z awarią paska napędowego, który się rozleciał. Musieliśmy rozebrać napęd na trasie, prowizorycznie naprawić i z powrotem złożyć w całość. Jakby tego było mało, rozerwany pasek uderzył w jedną z wiązek elektrycznych i odtąd aż do mety silnik cały czas gasł. Czasem po 100 metrach, czasem po kilometrze jazdy. Mimo tych wszystkich niedogodności muszę przyznać: trasa była super! Bardzo zróżnicowana, świetnie opisana. Generalnie więc jestem bardzo zadowolony.
W niedzielę zawodnicy pokonają 60-kilometrową trasę zamykającą zmagania na tegorocznym MT Series. Różnice w klasyfikacji nie są duże, tak więc zapowiada się gorąca rywalizacja aż do samej mety.

Text i foto: Arek Kwiecień / Sigma Pro
MT SERIES 2011 - wyniki etapu sobotniego i generalkapo 2 etapach: