Marek Dąbrowski: - Zawsze jest apetyt na więcej, ale cieszymy się z tego, co jest. Zdarzają nam się małe błędy nawigacyjne, ale Mark radzi sobie naprawdę nieźle. Jest bardzo poukładanym i mądrym człowiekiem. Zaufał sobie, uwierzył, że da radę i wykonuje swoją robotę bardzo dobrze. Przeprowadził mnie przez wydmy, które zawsze są trudne nawigacyjnie. Jestem z niego bardzo zadowolony, ale zwiększanie tempa byłoby mimo wszystko ryzykowne.

Rafał Sonik: - To był niesamowicie fizyczny i męcząc etap. Jechaliśmy wśród wielkich gór, zbudowanych z kamieni i fesz feszu. Mijaliśmy wiele wydm z tego zdradliwego piasku. Podejrzewam, że wielu quadowców za moimi plecami przeżywało horror. Gdyby ktoś zaproponował mi trening na dzisiejszej trasie, to powiedziałbym, że zwariował. Camelia Liparoti, która dojechała dziś z 13. czasem jest dla mnie „mega kozakiem”. Teraz w planie jest przede wszystkim odpoczynek i regeneracja. Oddaliśmy właśnie oznakowane koła na maraton, który dla nas rozpoczyna się w niedzielę, więc teraz mogę się na chwilkę zrelaksować. Niestety mechanicy mają mnóstwo pracy, ale odpoczną pod moją nieobecność.

Nasser Al-Attiyah: - Wygraliśmy? To dobrze. Cieszę się, że już tu jestem. Wykonaliśmy dobrą pracę. Na wydmach trochę mocniej przycisnęliśmy, ponieważ przez cały dzień jechaliśmy dość ostrożnie. Trasa stworzona była dziś pod buggy. Ale uzyskaliśmy dobry czas i jestem zadowolony. Zobaczymy, jakie czasy osiągnie Stephane i ten drugi kierowca. Dziś niezbyt się spociliśmy, dobrze się bawiliśmy i cały czas pamiętaliśmy o naszym głównym celu. Jutro czeka nas etap maratoński, ale jeszcze nie ten najdłuższy. Jeśli będziemy przecierać trasę, to żaden problem. Najwyżej kolejnego dnia na maratonie (w niedzielę zawodnicy walczą na oesie o długości aż 784 km – przyp. AK) wystartuję z dobrej pozycji i przycisnę, ponieważ pod koniec drugiego maratońskiego dnia jest 60 kilometrów jazdy po wydmach.

Nani Roma: - Jechałem w kurzu za Hołowczycem, po trasie pokrytej fesz-feszem, więc trudno mi było go wyprzedzić. Spodziewałem się, że na mecie stracę dużo więcej. Skończyło się na minucie z groszami. Czyli całkiem dobrze, jestem zadowolony. Wczoraj też jechało mi się dobrze, ale złapałem 3 kapcie na odcinku 20 kilometrów. Dacie temu wiarę? Przed nami etapy maratońskie, które będą dużym wyzwaniem. Trasa zaprowadzi nas nowymi trasami do Boliwii. To nie będzie łatwe, ale bardziej martwię się jazdą na wysokości ponad 4000 m n.p.m. Na takiej wysokości zawsze bardzo boli mnie głowa. Minęło już sporo czasu, odkąd ostatnio brałem udział w etapie maratońskim – bez zapasowych opon, teamu, mechaników. To będzie duże wyzwanie. Zobaczymy, jak będzie jutro i za dwa dni z powrotem w Iquique.

Kuba Przygoński: – Pękła mi sprężyna w zawieszeniu, przez co w ogóle nie dało się jechać moim motocyklem. Walczyłem o to, żeby przejechać trasę. Podobno takie sprężyny praktycznie nigdy nie pękają, ale zdarzyło się. Na Dakarze trzeba mieć szczęście. Jesteśmy przygotowani najlepiej, jak się da, ale są takie sytuacje, jak moja dziś, i nic na to nie poradzimy.

Kuba Piątek: – Dzisiejszy etap był wymagający, bardzo techniczny. Trudny teren, sporo podjazdów. Udało mi się przejechać dość dobrze technicznie, pokonałem wydmy bez większych problemów, więc jestem zadowolony.

fot. Team HRC, Red Bull, Robb Pritchard / Race-Dezert.com, Orlen Team, Lotto Team, Sonik PR, malysz.pl, Dessoude, X-Raid, KTM, RallyZone Bauer/Barni, SMG, Ginaf, Bonver Dakar Project, Renault, ASO / DPPI, El Martillo